Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Noworoczne wyzwanie

"A tam od razu wyzwanie. Zwykła zabawa."- tak powie każdy po tym, jak już podejmie się wyzwania. Otóż, nadejście nowego roku sprzyja podejmowaniu życiowych decyzji, snucia dalekosiężnych planów, czy po prostu chęci wprowadzenia jakiegoś urozmaicenia w swojej codzienności. Jeżeli sądzisz, Drogi Czytelniku, że to wszystko bzdura, to jest nas dwoje. Nie bądźmy jednak tak bardzo okrutni. Dlatego mam coś dla każdego, bez względu na to, czy uznaje noworoczne postanowienia, czy też nie.

Samo wyzwanie jest bardzo proste. Z okazji nowego roku i nadchodzących tuż po tym urodzinach autora, postanowiłem przygotować prezent dla wszystkich lubiących uprawianie sportu. Jest to jedyna w swoim rodzaju szansa zdeklasowania mnie w biegu na (prawie) 400 m. Z tą tylko różnicą, że bieg prowadzi cały czas pod górę, co zmusza Ciebie do pokonania około 90 m w pionie. Wzniesienie, na które należy dotrzeć, nosi nazwę Góry Witosza i znajduje się w Staniszowie, nieopodal Jeleniej Góry. Jego wysokość to 484 m.n.p.m. Start mieści się u podnóża wzniesienia, tuż przy głównej drodze, prowadzącej przez Staniszów i schodach, którymi zaczniesz swoją wspinaczkę.
Widok z Góry Witosza
I teraz najważniejsze. Wszystko, co musisz zrobić, to:
  1. Pobrać aplikację Endomondo na swój telefon i założyć bezpłatne konto na www.endomondo.com.
  2. Po zalogowaniu się, wyszukać na mapie w zakładce "Trasy" następującą pozycję: "Witosza challenge" i oznaczyć jako ulubioną (link do trasy). Teraz łatwiej będzie Tobie rozpocząć wyzwanie na Twoim telefonie. Dyscyplina przypisana do trasy to oczywiście bieganie. 
  3. Pojechać do Staniszowa i odnaleźć start przy drodze i schodach (niedaleko kościoła). GPS z lokalizacją trasy będzie bardzo pomocny.
  4. Stanąć na starcie i wybrać opcję "Podążaj trasą".
  5. Wystartować z aplikacją i przebiec dokładnie tą samą trasę.
  6. Wyłączyć zegar w Endomondo z chwilą dotarcia na szczyt (koło takiego monumentu).
  7. Pobić czas 3 minut i 49 sekund.
  8. Zapisać swój trening w aplikacji ze wszystkimi danymi.
  9. Zrobić zdjęcie widoku, który zobaczysz z góry.
  10. Po powrocie do domu, wejść na stronę www.endomondo.com i zalogować się.
  11. W zakładce "Treningi" odnaleźć swój trening i nadać mu nazwę "Witosza challenge".
  12. W danych treningu (po prawej stronie) wybrać opcję: "Publikuj". Powinno ukazać się okno, zawierające link do treningu.
  13. Skopiować link do wiadomości e- mail, z tytułem "Witosza challenge", w załączniku dodać zdjęcie z punktu 9. i wysłać na adres: sadur33@wp.pl.
Teraz, Drogi Czytelniku, masz czas do 8 stycznia, aby podjąć się tego wyzwania i sprawić sobie noworoczny prezent. Zapraszam, sprawdź, czy jesteś lepszy od SadurSky. Nagrodą jest satysfakcja, udowodnienie swojej dobrej formy i kondycji, a jak zainteresowanie będzie duże, to może nawet znajdzie się jakiś upominek dla autora najlepszego czasu. Liczę na Ciebie, powodzenia!

Gdzie ta zima?

Każdy się pewnie zastanawia, po co została podjęta decyzja odnośnie zamiany dystansów i stylów na drugim etapie Tour de Ski w Oberhofie, tuż przed rozpoczęciem całej imprezy. Przypomnę, że zamiast 9 km kobiet i 15 km mężczyzn stylem klasycznym, dziś odbyły się sprinty techniką dowolną. A stało się tak dlatego, że włodarze FIS zaczęli czytać niniejszy blog i wzięli sobie do serca zasadę nr 9 z "How to be nordic", która głosi: "Człowiek północy zawsze będzie preferował technikę łyżwową". Stwierdzili zapewne, że z takim kodeksem się nie dyskutuje i w ostatniej chwili postanowili uczynić Tour de Ski prawdziwym sprawdzianem na bycie człowiekiem północy. Taka jest moja wersja wydarzeń i nic nie poradzę, że Justyna Kowalczyk, a wraz z nią połowa naszego kraju, uważa tę decyzję za krzywdzącą. Byli też tacy, którzy dopatrywali się spisku Norwegów przeciwko reszcie świata i domagali się bojkotu zawodów. Gdy to czytałem na rozmaitych portalach i forach, coraz bardziej zacząłem skłaniać się jednak ku mojej wersji, bo była bardziej prawdopodobna. Widocznie teorie spiskowe mają swoich zagorzałych zwolenników nie tylko w polityce...

Odejdźmy więc od orzekania, kto kogo skrzywdził i jak bardzo. Nie mam zamiaru też bawić się w specjalistę i stwierdzać, czy decyzja naszej zawodniczki jest właściwa, czy też nie. O tym wie ona sama. Zawsze powtarzam, że każdy sportowiec sam steruje swoją karierą i najlepiej czuje, co będzie w danym momencie najwłaściwszym rozwiązaniem. Tak też robię w tym przypadku. Może przez to zabraknie jedynie emocji w rywalizacji kobiet, choć dla mnie od zawsze bardziej interesujące i wyrównane były biegi męskie, więc na tym nie stracę. A teraz czas na prawdziwą przyczynę wszelkich zmian w Tour de Ski. Jest nią fatalna pogoda, która panuje w Oberhofie. Dodatnie temperatury, opady deszczu i mgła (to akurat zmora Oberhofu) spowodowały, że jeszcze do niedawna zawody miały zostać całkowicie odwołane. Wreszcie w niedzielę 22 grudnia zadecydowano, że zarówno prolog TdS, jak i styczniowe zawody biathlonowego Pucharu Świata będą rozegrane na tyle, na ile pozwolą na to warunki śniegowe. Jak widać, jesienno- wiosenna aura pozwoliła na niewiele. Nie było możliwe przygotowanie torów do stylu klasycznego, jak i dłuższej pętli. Po tym, jak zobaczyłem tą pozostałość śniegu na trasach, wcale się temu nie dziwię. Ciekawe, czy zdoła się utrzymać chociaż takie warunki na zawody biathlonowe i na jakich pętlach będą rozgrywane poszczególne biegi. No i jeszcze na domiar złego ta mgła. Ciężki jest ten sezon dla sportów zimowych.

Podobnie jest na naszym podwórku. Mistrzostwa Polski w biathlonie, przeniesione wcześniej z Jamrozowej Polany do Jakuszyc, w ogóle się nie odbyły. Nie było to jednak spowodowane brakiem śniegu, lecz katastrofalnymi warunkami pogodowymi w okolicach Zakopanego i prośbą złożoną przez działaczy tamtejszych klubów o przełożenie zawodów. Przepadła więc okazja do podziwiania najlepszych zawodniczek i zawodników na Polanie Jakuszyckiej? Nie do końca. Z uwagi na to, że obecnie jest to jedyne miejsce w Polsce, gdzie można odnaleźć resztki śniegu, na trening wybrały się tam nasze kadrowiczki, a wśród nich: Krystyna Pałka, Weronika Nowakowska- Ziemniak i Monika Hojnisz. Na facebooku pani Weroniki znalazło się nawet zdjęcie z dzisiejszego dnia i krótki opis warunków pogodowych. Natomiast w drugi dzień Świąt na jakuszyckich trasach można było spotkać Justynę Kowalczyk.

Jak w tym wszystkim ma się odnaleźć amator? Takie pytanie jest moim problemem wśród tych zabaw z pogodą. Wydaje mi się, że znalazłem na to sposób. Póki było to możliwe, jeszcze przed Świętami, biegałem w Jakuszycach. Później jednak komunikaty pogodowe i widok z kamery internetowej były na tyle tragiczne, że nie miałem zwyczajnie chęci się z tym męczyć. A skoro na dole panuje prawie wiosna, to od czego są nartorolki? Nigdy bym się nie spodziewał, że pod koniec grudnia będę odwiedzał rolkostradę w Sobieszowie w wiadomym celu. Przy okazji sprawdziłem, co się tam dzieje i wypatrzyłem, że szykowana jest wypożyczalnia nart. Gdyby tylko spadł śnieg, cały ośrodek miałby szansę pokazać się wreszcie z dobrej strony i zacząć rzeczywiście działać. A póki co można się tam jedynie wybrać na trening techniki, oczywiście łyżwowej. To pewnie wszystko spisek Norwegów :-)  

Gdy spadnie wystarczająco dużo śniegu, ten budynek zamieni się w wypożyczalnię nart...

... a ten asfalt zamieni się w ubitą trasę biegową.

Wesołych Świąt

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Z tej okazji chciałbym Wam, Drodzy Czytelnicy, życzyć wszystkiego najlepszego. Aby spełniły się Wasze sportowe marzenia, nawet, gdy wydają się nierealne. Żeby niczego Wam nie zabrakło w drodze do życiowego celu. Zawodowcom życzę dużo sukcesów i motywacji, a amatorom czerpania jeszcze większej radości z posiadania tak pięknej i rozwijającej pasji, jaką jest sport. Abyście zawsze dostrzegali to, co najważniejsze i szanowali wszystko, co posiadacie. A także, żeby Waszym jedynym problemem było dopasowanie stroju na biegówki. I abyście znaleźli trochę czasu, żeby jeszcze kiedyś tu wrócić.

Dziękuję również wszystkim tym, którzy przyczynili się do powstania tego bloga i sprawiają, że jego funkcjonowanie ma sens. Tyle ode mnie. Teraz czas na życzenia bożonarodzeniowe w wielu językach od biathlonowej rodziny dla wszystkich fanów. Miło się tego słucha. 

Polskie występy na Uniwersjadzie w Trentino

Zakończyła się zimowa Uniwersjada we włoskim Trentino. Studenci- sportowcy walczyli o medale, reprezentując swoje uczelnie oraz państwa. Nie była to impreza najwyższej rangi, jednak wypada wspomnieć o występach polskiej kadry biathlonowej.

W barwach naszego kraju startowali: Weronika Nowakowska- Ziemniak, siostry Monika i Patrycja Hojnisz, Anna Mąka, Łukasz Słonina, Łukasz Szczurek, Rafał Lepel, Grzegorz Bril, Mateusz Zawół oraz Dariusz Krajewski. Niektórych mogła zdziwić obecność w Trentino dwóch naszych zawodniczek, które regularnie startowały w zawodach Pucharu Świata. Z powodu Uniwersjady nie pojawiły się przecież w Le Grand Bornand i musiały zrezygnować ze zdobycia punktów do klasyfikacji generalnej. Nic jednak nie poszło na marne. Już w biegu indywidualnym srebrny medal wywalczyła Weronika Nowakowska- Ziemniak. Mimo 5 doliczonych minut przegrała tylko o 14 sekund z reprezentantką Słowacji- Natalią Prekopovą, która zaliczyła tylko 1 błąd na strzelnicy. W sprincie było jeszcze lepiej. Nowakowska- Ziemniak zdobyła złoty, a Monika Hojnisz srebrny medal. Bieg pościgowy był kolejną demonstracją przewagi klas, jaką mają nasze dwie zawodniczki nad resztą stawki. To prawda, że Uniwersjada to zupełnie inna bajka, niż jakiekolwiek zawody Pucharu Świata. Inaczej było w biegu ze startu wspólnego, kiedy to polska medalowa dwójka pudłowała na strzelnicy. Weronice zabrakło do zwycięstwa zaledwie 0,2 sekundy. O tyle przegrała na finishu z Czeszką Jitką Landovą. Niewiele zabrakło również Monice Hojnisz do brązowego medalu. Rywalizację na ostatnich metrach z Iriną Vavrynets przegrała o nieco ponad sekundę. Trzeba zaznaczyć, że czasy biegowe uzyskiwane przez nasze zawodniczki były znacznie lepsze od rywalek, które miały na koncie mniej karnych rund. Pozwoliło to na właśnie takie wyniki pod koniec rywalizacji. Polska pokazała się więc jako potęga kobiecego biathlonu. Wystarczy spojrzeć, jak cieszą się nasze medalistki ze swoich osiągnięć: Weronika Nowakowska- Ziemniak i Monika Hojnisz.
Monika Hojnisz rozgrzewa się obok Kaisy Makarainen przed biegiem sprinterskim na MŚ w Novym Mescie.

Nazwiska panów, reprezentujących Polskę, również można kojarzyć z występami w Pucharze Świata, które jednak nie owocują większymi sukcesami. Stąd niższa rangą Uniwersjada mogła okazać się dobrym miejscem do uzyskania wysokich miejsc. Nie do końca tak się stało. W sprincie i biegu na dochodzenie, wszyscy nasi reprezentanci znaleźli się poza czołową dwudziestką, przegrywając z takimi nacjami, jak Australia i Serbia. Nie bez powodu podałem akurat te dwa państwa. Tak się składa, że jeszcze kilka sezonów temu Milanko Petrovic, zdobywca złotego medalu w sprincie na Uniwersjadzie, mógł jedynie pomarzyć o rywalizacji z Polakami. Znacznie poprawił swoje strzelanie i dołożył całkiem przyzwoity bieg, co sprawiło, że teraz nasi oglądają jego plecy. Podobnie można powiedzieć o Australijczyku- Alexeiu Almoukovie, który zdobył brąz w biegu pościgowym. W czołówce można było spotkać też inne nazwiska, które zwykle oglądamy na końcach list wyników zawodów PŚ. Jak widać, nie dotyczy to naszych biathlonistów, którzy chyba lubią być dalej, niż można się spodziewać. Za jedyny pozytywny akcent można uznać ósme miejsce w biegu indywidualnym Łukasza Słoniny, który i tak z jedną doliczoną minutą do czasu przegrał z zawodnikami pudłującymi znacznie więcej razy (przykładowo Petrovic 4 karne minuty i brązowy medal). Chyba jedyne zawody, w których reprezentant Polski będzie w czołówce, to Mistrzostwa Polski. Warto dodać, że odbędą się one już 27 grudnia w Jakuszycach. Wbrew pierwotnym planom, zawody zostały tam przeniesione z Jamrozowej Polany z powodu braku śniegu.

W ogóle chciałbym zwrócić uwagę na brak śniegu w Europie. Jakuszyce jakoś się trzymają, ale styczniowe zawody PŚ w Oberhofie prawie zostały odwołane z powodu jesiennej pogody. Ten sam problem mają organizatorzy Tour de Ski, które rusza jeszcze wcześniej, w tym samym ośrodku. Ciekawe, jak wygląda słynna trasa z Cortiny d'Ampezzo do Dobiacco, którą całą pokonywali mężczyźni stylem dowolnym. Zawsze lubiłem oglądać ten etap rywalizacji, bo przynosił ciekawe i istotne rozstrzygnięcia. Jeżeli nie starczy śniegu na tą 35- kilometrową przeprawę, będzie wielka szkoda. Trochę odszedłem od tematu, ale wydaje mi się on równie ważny (o ile nie ważniejszy) niż dyspozycja męskiej kadry biathlonowej, która jest jaka jest.

Wracając w takim razie do Uniwersjady, Polska zajęła drugie miejsce w klasyfikacji medalowej, ustępując jedynie Rosji. Zdobyliśmy łącznie 23 medale, z czego 10 złotych, 10 srebrnych i 3 brązowe. Oczywiście niemałą zasługą były wszystkie biathlonowe sukcesy, ale swoje dołożyli też przedstawiciele innych dyscyplin. Wszystkim im należą się wyrazy uznania. Nie jest więc tak źle...

Jak prezenty, to od One Way

Święta coraz bliżej, więc może z tej okazji warto zrobić najbliższym (lub sobie) prezent w postaci nowych akcesoriów lub sprzętu? A jak o tym mowa, to od razu należy zwrócić się w kierunku firmy One Way (punkt 4. "How to be nordic"), a co za tym idzie przeglądnąć ofertę dystrybutora tej marki w Polsce, czyli sklepu PR- SPORT. Zobaczmy więc, co może przydać się tej zimy.

Jak zapewne zauważyliście, na blogu pojawiła się ostatnio nowa strona, zatytułowana "How to be nordic". Umieściłem tam zasady, jakimi powinien kierować się miłośnik narciarstwa biegowego, aby móc nazywać się człowiekiem północy. Przykładowo, w kwestii ubioru warto wziąć pod uwagę zasadę nr 5, która głosi: "Wszystkie części Twojego stroju muszą do siebie pasować pod kątem koloru i marki. Nie chcesz przecież, żeby ktoś zobaczył Ciebie noszącego czerwone rękawiczki Odlo przy czarno- żółtej reszcie od OW. Dotyczy zarówno stroju na zawody, jak i na treningi. Patrząc na punkt 4 już wiesz, jakiej firmy powinien być ten strój." Tak też zrobiłem i jeszcze przed inauguracją sezonu zaopatrzyłem się w nowe rękawiczki oraz opaskę od OW.


Opaska z lycry pasuje wzorem do spodni Carbon, o których możecie przeczytać tu. Można więc sobie dopisać +50 do bycia człowiekiem północy, posiadając te dwie rzeczy. Rękawiczki natomiast to model Extoc 75. Takie same mogliście widzieć na rękach Lukasa Hofera podczas niektórych biegów biathlonowego Pucharu Świata. Ich zaletą jest przede wszystkim dobre trzymanie ciepła. Są dedykowane na bardzo niskie temperatury, stąd osoby, którym szybko marzną ręce, nie będą już odczuwali tego dyskomfortu. Wszystko ma na celu uczynienie z wypadu na biegówki czystej przyjemności, nie zaś walki z zimnem.

To tylko dwie z wielu rzeczy, które są dostępne w sklepie PR- SPORT. Pojawiły się również nowości, takie jak: rękawice Tobuk 40, kurtki treningowe Nella (specjalnie dedykowana dla kobiet) i Cata oraz spodnie Calio. Wedle zapowiedzi, będzie jeszcze więcej. Więc może warto poprosić Świętego Mikołaja, aby pod choinką znalazło się coś z logo One Way? W końcu on też jest człowiekiem północy... I nie zapomnijcie o odpowiednim ubiorze na biegówkach :-)

Jak nie Larsio, to Jasio

Muszę przyznać, że nie tego Norwega wskazałem w roli "czarnego konia rywalizacji". Dzisiejszy sprint wygrał młody Johannes Thingnes Boe i stał się jednocześnie najmłodszym zwycięzcą zawodów Pucharu Świata w ostatnich 23 latach. Natomiast "mój" Os uplasował się dopiero na 60. pozycji. Nie mniej jednak triumf młodszego z braci Boe jest dużym zaskoczeniem, może nawet większym, niż jakby udało się to Alexandrowi. Wysoko był również Lars Berger. Zwycięzca z Hochfilzen był dwunasty, notując taki sam rezultat na strzelnicy, jak przeszło tydzień temu. Zawiódł murowany faworyt gospodarzy- Martin Fourcade. Każdy chciał zwycięstwa, a jest "tylko" trzecie miejsce.
Martin Fourcade i jego twarz z serii "disappointment". Dziś będzie mógł dodać kolejną taką do swojej kolekcji.

Ależ ci Norwegowie są bezczelni. Wygrać z dominatorem na jego własnym podwórku, w dodatku przyjeżdżając w rezerwowym składzie. Tutaj każdy spodziewał się łatwego zwycięstwa Martina, tymczasem mądrzy Wikingowie wygrali podwójnie. Bo przecież największe sławy (starszy Boe, Svendsen i Bjoerndalen) odpoczną od startów przed IO, a Fourcade nie dość, że nie zdobył kompletu pucharowych punktów, to jeszcze zabrał mu je właśnie Norweg z tej "gorszej" kadry. Upokorzenie dla Francuzów? Być może, ale należy zauważyć, że zarówno ubiegłotygodniowy zwycięzca- Lars Berger, jak i Jasio Boe to nie są ludzie z przypadku. O tym pierwszym dość już napisałem, zaś drugiego obserwuję od końcówki zeszłego sezonu i jestem pod wielkim wrażeniem. To, jaki postęp uczynił ten młody biathlonista, jest zadziwiające i jednocześnie bardzo obiecujące. Już przed jego przystąpieniem do rywalizacji w gronie seniorów mówiło się, że dysponuje jeszcze większym talentem, niż jego starszy brat, który przecież w swoim drugim pełnym sezonie zdobył dużą kryształową kulę. Z początku byłem co do tego sceptyczny, bo wiadomo, jak dużą przepaścią jest przejście z juniorów na najwyższy poziom rywalizacji. Okazało się jednak, że Jasio zbytnio się nią nie przejął. Pamiętam, że już podczas pierwszych zawodów rzuciło mi się w oczy jego bardzo szybkie strzelanie w pozycji stojącej. Z celnością bywało różnie, podobnie jak z samym biegiem, ale dzisiaj wszystko zagrało idealnie. I zobaczyliśmy tego efekty. Nie należy jednak odebrać tego jako "pompowanie balona", czy tym bardziej robienie sensacji z niczego (tu od razu narzuca się słowo Biegun). Johannes Thingnes naprawdę dobrze się rozwija i coraz wyraźniej zaznacza aspirację wejścia na stałe do pierwszej kadry Norwegii. Jest na dobrej drodze, ale czy uda mu się przed Soczi? Tego nie wiadomo, bo mogą się jeszcze przytrafiać wahania formy, jak to u młodych bywa. Natomiast w przyszłym sezonie ten żartobliwie nazywany Jasiem biathlonista może okazać się najstraszniejszym koszmarem Martina Fourcade. A może nawet własnego brata? W tym kontekście radzę spojrzeć na mój pierwszy post na tym blogu.
Młody Johannes Thingnes Boe i jego twarz z serii "In your face, Martin!". Być może doda kilka podobnych w tym i przyszłym sezonie.

Nie jest więc tak, że nie ma komu walczyć z Martinem Fourcade. Nawet, gdy najgroźniejsi rywale zawodzą, znajduje się taki Larsio, czy Jasio i z chęcią pozbawia Francuza kolejnego pucharowego zwycięstwa. Biedny Martin się jakiegoś kompleksu norweskiego nabawi i już nie będzie chciał mieszkać w Oslo...

Mój typ- sprinty w Le Grand Bornand

Po biegach sztafetowych w Le Grand Bornand wiemy już więcej na temat samego obiektu, jak i całych zawodów w tej francuskiej miejscowości. Przede wszystkim potwierdziło się pierwsze wrażenie dotyczące tras. Są one rzeczywiście bardzo łatwe i mało urozmaicone. Na próżno szukać trudnych, naturalnych podbiegów i odcinków prowadzących przez las. Wszystko odbywa się na dość małej powierzchni, na której sztucznie wyznaczono pętle do odpowiednich biegów. W dodatku, albo mi się wydaje, albo tak pokazują to kamery, co chwila trafiają się zjazdy. Zawodników widzimy w rozmaitych miejscach obiektu, np. przy punktach pomiaru czasu, i akurat wtedy muszą oni przemknąć przed kamerą z dużą prędkością. Miejsc do walki jest niewiele. Praktycznie tylko początek pętli jest dość ciekawy, a potem do mety, czy strzelnicy, biegnie się tak łatwo, że każdy mógłby to przebiec razem z zawodnikami. Sam stadion jest zaaranżowany tylko na te zawody, nie imponuje wyglądem i wielkością. Nie jest to więc obiekt, który zasługuje na stałe miejsce w kalendarzu Pucharu Świata. Ale dość już o tym, czas przejść do typowania faworytów na sprinty. Przy nieobecności wielu sław, nie będzie to łatwe zadanie. Tym razem zacznę od rywalizacji mężczyzn.

1. Murowany faworyt:

  • Martin Fourcade- to nie ulega wątpliwości. Jest "na własnym podwórku" i w dodatku jego najgroźniejsi rywale są nieobecni. Najbliższe biegi wydają się więc być spacerkiem po kolejne zwycięstwa. Czy tak będzie na pewno? Myślę, że są zawodnicy, którzy mogą mu to zadanie utrudnić. 

2. Drugie skrzypce:

  • Andreas Birnbacher- po chorobie i słabszych występach w Hochfilzen, pokazał w sztafecie, że nie można go lekceważyć. Ogólnie cała drużyna niemiecka spisuje się we Francji bardzo dobrze. Celne i szybkie strzelanie oraz przyzwoity czas biegu to cechy, z którymi kojarzymy Andiego. Zobaczymy, czy uda mu się powalczyć o podium w jutrzejszym sprincie.

3. Czarny koń rywalizacji:

  • Alexander Os- nikt na niego nie stawia, podobnie jak na Bergera tydzień temu w Hochfilzen. W zasadzie tamten strzał w dziesiątkę był z mojej strony pewnego rodzaju żartem. Bo kto inny mógł być wtedy czarnym koniem rywalizacji, jak nie Lars ze swoimi zdolnościami do sprawiania niespodzianek. Tak pomyślałem, ale sam nie wierzyłem w to, że uda mu się wygrać. I proszę, wyszło jak wyszło. Z Alexandrem jest jednak inaczej. Zdarzały mu się takie wyskoki w okolice podium, jak na Mistrzostwach Świata w Pyeong Chang (zajął wtedy 4. miejsce), czy w zawodach Pucharu Świata w Hochfilzen w sezonie 2008/2009 (był wtedy drugi w sprincie, przegrywając z Bergerem), ale nigdy nie udało mu się stanąć na jego najwyższym stopniu. Później forma znacznie spadła, aż w końcu w zeszłym sezonie prawie w ogóle nie oglądaliśmy go na trasach PŚ. W dodatku nie zmieścił się (podobnie jak Berger) do składu Norwegii w czasie letnich przygotowań. Do obecnych startów trenował więc razem z Larsem z dala od kadry. W poprzednim tygodniu zobaczyliśmy tego efekty u pierwszego "wygnańca". Zobaczymy, jaką dyspozycję zaprezentuje Os. Osobiście życzę mu jak najlepszego startu, głównie z sentymentu. Bo po pierwsze Norweg, a po drugie, tak samo jak ja, leworęczny. 
Wiemy więc wszystko, co może (lub nie) wydarzyć się w biegu sprinterskim mężczyzn. Czas poznać sytuację u pań. I tutaj zaskakująco obędzie się bez murowanej faworytki. Tak będzie najlepiej. Na szczęście obecny sezon raczy nas nieprzewidywalnymi wynikami (przynajmniej w gronie kobiet) i na próżno szukać na podium wciąż tych samych "betoniarek". Równe szanse na podium i zwycięstwo ma więc szeroka grupa zawodniczek, a należą do niej: liderka klasyfikacji generalnej- Gabriela Soukalova, Tora Berger, Andrea Henkel, Irina Starykh i Kaisa Makarainen. Ponadto ostatnio formą zachwyciły: Valj Semerenko, Selina Gasparin oraz Olga Vilukhina. Jeżeli zaś chodzi o miano "czarnego konia rywalizacji" to przypada ono reprezentantce Kanady- Zinie Kocher. Tak, wiem, że to niedorzeczne, ale jej ostatnia zmiana w sztafecie, bardzo zresztą udanej dla Kanady, była zabójcza. Swoją dobrą postawą wywalczyła historyczne czwarte miejsce. Poza tym, taka jest rola "czarnego konia", żeby nikt się nie spodziewał choćby miejsca w dziesiątce, nie mówiąc już o wskoczeniu na podium. Bo w końcu taki jest biathlon i wszystko może się zdarzyć. A poza tym ten różowy karabin pani Kocher... Nie sposób nie życzyć jej dobrych wyników.

Pierwsza zawodniczka wystartuje do sprintu jutro o godzinie 10:30. Natomiast rywalizacja mężczyzn rozpocznie się o 13:15. Nie zapomnijcie obejrzeć.

Witamy w Le Grand Bornand

Już jutro odbędzie się pierwszy bieg Pucharu Świata w Annecy- Le Grand Bornand. To miejsce gości w biathlonowym kalendarzu po raz pierwszy w historii. W sezonie 2011/2012 podjęto co prawda próbę rozegrania tam zawodów, ale z powodu braku śniegu zostały one przeniesione do Hochfilzen. Tym razem takich problemów nie ma i będziemy mogli zobaczyć, jak Francja poradzi sobie w roli organizatora takiego przedsięwzięcia.

Jak wygląda trasa? Tak się składa, że 2- kilometrową pętlę jutrzejszej sztafety kobiet możemy obejrzeć z perspektywy zawodnika w towarzystwie Marie Laure Brunet.



Stadion położony jest na wysokości około 1000 m.n.p.m. Okolica jest bardzo ładna. Alpejskie domki położone nieopodal sprawiają miłe wrażenie. Jeżeli zaś chodzi o stopień trudności tras, to nie są one zbyt wymagające. Więcej trudno jest powiedzieć po pierwszym spojrzeniu na ten obiekt. Po zawodach na pewno rzucą się w oczy inne rzeczy.

Czas na ceny biletów. Za miejsce na trybunie podczas biegów sztafetowych trzeba będzie zapłacić 17 EUR. Dla dzieci do 10 lat stawka wynosi 12 EUR, podobnie jak dla grup zorganizowanych powyżej 8 osób. Większe ceny obowiązują oczywiście w weekend, kiedy to będą rozgrywane po dwa biegi dziennie. Wtedy wstęp na trybuny kosztuje 21 EUR dla dorosłych i 17 EUR dla dzieci i grup. Jeżeli zaś zdecydujemy się na miejsce przy trasie, zapłacimy jedynie 7 EUR na sztafety, a 9 EUR na pozostałe konkurencje. Bilet z miejscem na trybunie na wszystkie dni zawodów w Le Grand Bornand kosztuje 59 EUR dla dorosłych, a 46 EUR dla dzieci. Są to znacznie niższe stawki niż na przykład w Anterselvie, gdzie za jeden dzień biegów pościgowych trzeba będzie zapłacić 39 EUR. Ale trzeba przyznać, że włoska miejscowość ma swoją markę, czego zaś nie można powiedzieć o Annecy.

Ta marka oznacza także obsadę, która przyjedzie na zawody. Wielu dobrych zawodników nie zobaczymy na francuskich trasach. Najgłośniej mówi się o absencji czołówki norweskiej kadry. Nie wystartują: Emil Hegle Svendsen, Tarjei Boe, Ole Einar Bjoerndalen i Ann Kristin Flatland. Z innych narodowości należy odnotować brak Ustyugova, Zaitsevej i Domrachevej. W pełnym składzie nie przyjedzie także reprezentacja Polski. Z uwagi na start w Uniwersjadzie w Trentino, nie zobaczymy Weroniki Nowakowskiej- Ziemniak, Moniki Hojnisz i Łukasza Szczurka. Natomiast zawodnicy gospodarzy wystąpią w najsilniejszym składzie z Martinem Fourcade na czele. Tak więc już teraz można przewidzieć, kto będzie faworytem w zmaganiach mężczyzn. Ale o tym później...

Wszystko o motywacji

Zaczął się sezon zimowy. Dla części z Was będzie to czas startów w zawodach i osiągania coraz lepszych wyników, zaś dla innych, preferujących sporty letnie, wręcz przeciwnie- okres przygotowań do kolejnego sezonu. Zatroszczyłem się o coś dla jednych i drugich. Zatem czas na oddanie się tzw. "ryciu bani" w moim wykonaniu. A tak naprawdę mam tu zamiar poruszyć jeden z najważniejszych tematów dotyczących każdego sportu. Chodzi o motywację. Jaka jest jej rola? Jak jej nie stracić? Odpowiedzi na te pytania postaram się znaleźć w poniższym poście. A zatem, Drogi Czytelniku, zapraszam Cię na krótką podróż po zakamarkach sportowej filozofii.

Aby w pełni zrozumieć rolę motywacji w życiu sportowca, najlepiej poznać skutki jej braku. W naszym ulubionym biathlonie mamy wiele przykładów obrazujących tę tezę. Najbardziej znanym, a raczej powinienem napisać znaną, jest Magdalena Neuner. Niemiecka zawodniczka, będąc u szczytu kariery, postanowiła pożegnać się z biathlonem w wieku 25 lat. Tłumaczyła tę decyzję brakiem motywacji. Twierdziła, że osiągnęła wszystko, co mogła, a było tego dużo: złote medale na IO w Vancouver, ogromna liczba medali MŚ i trzykrotne zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Można zapytać, dlaczego jej kariera trwała tylko niespełna 6 sezonów, skoro mogłaby ciągnąć się jeszcze przez długie lata i obfitować w kolejne zwycięstwa słynnej Leny. Być może dla niej biathlon nie był całym życiem, a jedynie sposobem na zapewnienie sobie bezpiecznej przyszłości? Wydaje się to bardzo przyziemne i nawet mało możliwe, aby tak dobry sportowiec miał jakiś inny sposób na życie, niż poświęcenie się danej dyscyplinie. Nie zrozum mnie jednak źle, Drogi Czytelniku. Nie mam zamiaru oceniać postępowania Magdaleny Neuner, lecz jedynie pokazać, jaki miała pomysł na życie. Obecnie Neuner jest powszechnie znana i szanowana w Niemczech (wystąpiła nawet w kilku reklamach telewizyjnych), udziela się w środowisku biathlonowym, ale, jak sama stwierdza, przede wszystkim żyje normalnie i pozwala sobie na rzeczy, którym musiała dawniej odmawiać. Ciężko jednak nie zadawać sobie tego pytania: "co by było gdyby..." i nie dziwić się tej utracie motywacji.
Magdalena Neuner na mecie biegu pościgowego w Novym Mescie 2012


Podobnie było z Heleną Ekholm. Zakończyła karierę po sezonie 2011/2012, czyli kilka miesięcy wcześniej niż Niemka. Swoją decyzję również tłumaczyła brakiem motywacji do startów i chęcią zajęcia się rodziną. Teraz jest już szczęśliwą mamą i... wraca do biathlonu! Taka informacja całkiem niedawno obiegła cały światek tej dyscypliny sportu. Jednak czegoś zabrakło w życiu Heleny po odwieszeniu karabinu i wróciła tym samym poszukiwana motywacja do startów. W tym przypadku nie można mówić o "przesyceniu" sukcesami. Szwedka zwyciężyła w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata tylko raz, zaś ze wszystkich Mistrzostw Świata, w których startowała, przywiozła łącznie 8 medali wszystkich kolorów. Oczekujemy zatem powrotu Heleny Ekholm na biathlonowe trasy. Najwcześniej będzie ją można zobaczyć na Mistrzostwach Szwecji w biegu sprinterskim.
Od lewej: Helena Ekholm, Tora Berger, Marie Laure Brunet.


Rodzinne perypetie znacznie wpływają na zawodników, co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Pamiętacie państwa Poiree? Raphael i jego norweska małżonka Liv Grete (z domu Skjelbreid) byli wzorowym biathlonowym małżeństwem. Od kiedy zacząłem świadomie oglądać biathlon, oni już byli razem. Oboje święcili triumfy na wielkich imprezach, szczególnie na Mistrzostwach Świata w Oberhofie w 2004 roku, kiedy to zdobyli tyle medali, że razem mogliby liczyć się w klasyfikacji medalowej jako oddzielne państwo. Równoczesne wzloty (i czasem też upadki) na pewno ich motywowały w trakcie kolejnych startów. Gdy Liv Grete zakończyła sportową karierę w 2006 roku (spodziewając się drugiego dziecka), Raphael ścigał się jeszcze rok dłużej, po czym dołączył do małżonki na zasłużony odpoczynek. Teraz nie jest już tak różowo. Sprawy potoczyły się tak, że państwo Poiree się rozchodzą. Początkowo Raphael pracował w sztabie trenerskim kadry norweskiej, zaś w ostatnim czasie przeniósł się na Białoruś, gdzie jest jednym z trenerów męskiej drużyny. Liv Grete zaś nie ma zamiaru opuszczać Norwegii i oddała się pracy komentatora biathlonowego dla telewizji NRK.

Inaczej stało się z prawdziwym specjalistą od motywacji- królem biathlonu Ole Einarem Bjoerndalenem. Gdyby on był Magdaleną Neuner, kończyłby karierę już kilka razy. Musi więc znać jakieś sposoby utrzymania tak dużej chęci do startów mimo prawie 40 lat na karku. Cały sekret OEB tkwi właśnie w jego przygotowaniu psychicznym. Jak sam twierdzi, wprowadził kilka zasad w swoim codziennym życiu, aby nie utracić motywacji. Najważniejszą z nich jest wystrzeganie się luksusu i wygody (o używkach nie wspomnę), ponieważ sprawia to poczucie zadowolenia, przez co traci się ochotę do walki. Dawniej nawet sypiał na niewygodnym łóżku w niedogrzanym pokoju. Krążyła opinia, że w trakcie sezonu żyje jak zakonnik. Można i tak. Przypuszczam, że przez te wszystkie lata startów część tych rzeczy uległa zmianie. Przede wszystkim z uwagi na jego ślub z Nathalie Santer w 2006 roku. Później zwycięstwa przybywały już w wolniejszym tempie, aż w końcu zeszły sezon okazał się jego najgorszym od wielu lat. Wieku nie udało się oszukać nawet największą motywacją, ale może i z nią samą nie było najlepiej. Przypomnijmy, że obecnie państwo Bjoerndalen są w trakcie rozwodu. Pojawiły się także plotki o domniemanym romansie Ole Einara z Daryą Domrachevą, przez co cała ta sytuacja mogła przełożyć się na jego występy. Nawet król biathlonu okazał się tylko człowiekiem ze zwykłymi problemami. Tylko co ta Białoruś tak miesza w głowach panów?
Ole Einar Bjoerndalen przed startem do biegu na 12,5 km w Novym Mescie 2012


Wreszcie czas zostawić wielkie postacie sportu i przenieść całą dyskusję na płaszczyznę naszej codzienności. Najlepszym sposobem na utrzymanie motywacji jest przyjęcie postawy pomiędzy Neuner a Bjoerndalenem. Bo przecież oba sposoby mają swoje zalety i wady, a sztuka polega na wydobyciu z nich najlepszych wartości. Od niemieckiej biathlonistki doskonale dowiadujemy się, że to nasze życie i kariera. A co z nimi zrobimy i w jaki sposób wykorzystamy nasze umiejętności, to już jest indywidualna kwestia. Ponadto nic na siłę. Nie tylko sukcesy są w życiu najważniejsze i chyba to jest najbardziej dojrzałe w decyzji Magdaleny. Jeżeli natomiast jesteśmy zdeterminowani, aby poświęcić się ulubionej dyscyplinie sportu, to miejmy świadomość, co tak naprawdę nas w tym wszystkim pociąga. Nigdy nie zapominajmy o tej radości płynącej z każdego zwycięstwa, o emocjach związanych z rywalizacją i o tym, że nasza praca na treningu nie poszła na marne. Oczywiście czasem bywa naprawdę ciężko, ale póki to wszystko ma sens, każda przeszkoda jest do pokonania.

I na koniec jeszcze jedno. Nie chciałbym, Drogi Czytelniku, żebyś pomyślał sobie, że pisze to jakiś gość, który o sporcie słyszał tylko z telewizji i nie wie, jak to jest startować w zawodach i ciężko trenować. Otóż, muszę Ci się przyznać, że SadurSky uprawiał już "zawodowo" pewną dyscyplinę sportu (jaką, to niech pozostanie tajemnicą znaną tylko nielicznym). Dlaczego już tego nie robi? Powód jest bardzo prosty: zabrakło motywacji, o której tak dużo tutaj napisał. Co by było, gdyby ją odnalazł? Tego nie wie i on sam. Na pewno nie pisałby teraz tego posta i nie byłby nawet w połowie tak szczęśliwy, jak teraz. I z tą myślą Ciebie zostawiam, Drogi Czytelniku. Bo nigdy nie wiadomo, gdzie poprowadzi nas życie, a czasem najgorsze wybory okazują się tymi najlepszymi...

Wyciągamy narty, czyli przygotowania do zimy z SadurSky cz.6

Jakuszyce już oficjalnie rozpoczęły sezon zimowy i przygotowały wszystkie swoje trasy, które wkrótce odwiedzi rzesza turystów i sympatyków narciarstwa biegowego. Mam nadzieję, że również Wy znajdziecie się wśród tych wszystkich ludzi, dobrze przygotowani fizycznie. W ten weekend utrudnił to niejaki Ksawery, ale już za tydzień wypadałoby wybrać się, po raz pierwszy tej zimy, na biegówki. Teraz natomiast można spokojnie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Czas więc zakończyć nasz cykl przygotowań do zimy, wyciągnąć narty i resztę sprzętu, aby dać upust swoim oczekiwaniom na pierwsze chwile na śniegu.

Aby jednak wszystko było rzeczywiście dopięte na ostatni guzik, nie możemy zapomnieć o kilku ważnych rzeczach. Pamiętacie pierwszą część "przygotowań do zimy z SadurSky"? Odstawialiśmy tam narty po sezonie i zakonserwowaliśmy, aby przez całe lato mogły czekać na kolejny kontakt ze śniegiem, bez obaw o to, że coś złego stanie się ze ślizgiem. Nie chcieliśmy przecież utracić jakichkolwiek właściwości jezdnych naszych biegówek. Skoro już powróciliśmy pamięcią do tej chwili i stwierdziliśmy, że "jak ten czas szybko leci", to teraz trzeba dokończyć dzieło, czyli zdjąć warstwę smaru, którą nałożyliśmy w kwietniu. Najlepiej użyć do tego specjalnej cykliny z pleksi, ale może też być to plastikowa linijka. Ważne jest, aby nie zarysować ślizgu, stąd nie radzę używać do tego celu jakiejkolwiek metalowej rzeczy.

Tak wygląda ślizg pokryty warstwą konserwującą przed cyklinowaniem:


Warstwę smaru ściągamy cykliną w kierunku zgodnym z jazdą narty po śniegu, czyli od czubów w dół. Nie wolno zapomnieć o oczyszczeniu również rowków narty. Cyklinujemy do momentu, aż nic nie będzie schodziło z narty w trakcie tej czynności.

Tak wygląda ślizg po cyklinowaniu:




Po zdjęciu warstwy smaru, która zakonserwowała nasze narty na czas lata, możemy już wyruszyć na trasy. Warto przed tym posmarować ślizg metodą na gorąco lub na zimno, aby jeszcze lepiej się biegło. Pamiętajcie również, aby sprawdzić resztę sprzętu, czy wszystko pasuje. Jeżeli czegoś potrzeba, to pojawiło się kilka godnych polecenia nowości w PR-SPORT, które mogą uzupełnić nasze braki. A skoro sprzęt jest gotowy i my sami, mam nadzieję, też, to pora wyruszyć na biegówki. Na koniec jeszcze tylko zaapeluję do wszystkich, którzy będą biegać w Jakuszycach. Pamiętajcie, aby przestrzegać znaków ustawionych przy trasach. Jeżeli trasa jest jednokierunkowa, nie biegnijcie pod prąd. I najważniejsze: KEEP NORDIC!

Hochfilzen- mój typ i przedstawienie trasy

Witamy w Hochfilzen. Biathlonowy Puchar Świata zatrzymuje się w tej tyrolskiej miejscowości po raz kolejny i jak zawsze powitany zostaje bardzo serdecznie. Chodzi tu oczywiście o unikatową atmosferę, jaką zapewniają kibice obecni na stadionie. W tym sezonie również pogoda postanowiła ciepło przywitać zawodników i zawodniczki. Już w dzień pierwszego nieoficjalnego treningu świeciło słońce, panował lekki mróz, a podmuchy wiatru nie utrudniały życia. Jest to duża różnica w stosunku do Oestersund, które ciężko wspominać pozytywnie. W Hochfilzen zaplanowane są sprinty, sztafety i biegi pościgowe.

Bilety na zawody są już niedostępne w sprzedaży internetowej, więc na próżno szukać informacji o cenach wejścia na trybuny. Przypuszczam, że wzorem poprzednich lat, stawki zaczynały się od około 20 EUR za miejsce przy trasie, zaś za miejsce na stadionie oscylowały w granicach 30- 40 EUR.

Teraz coś o trasach. W Hochfilzen nie są one najtrudniejsze. Pętle do biegów sprinterskich prowadzą przez bliskie otoczenie stadionu. Charakterystyczny jest zjazd z zakrętem, gdzie zwykle stoi mały bałwanek albo choinka, oraz te odcinki prowadzące na przez tunele. Jak będzie filmik pokazujący jakąkolwiek pętlę z perspektywy zawodnika, to na pewno się tu pojawi. Aktualizacja: film pojawił się w dzień zawodów i oto zostaje zaprezentowany poniżej.

Czas przejść do typowania faworytów. Myślałem, że po Oestersund będzie to łatwiejsze, a tu nic bardziej mylnego. Może to przez te problemy z wiatrem i odwołanie niektórych konkurencji nadal trudno jest określić formę niektórych zawodników. Mimo tego, spróbuję wskazać nazwiska, które będą liczyły się w walce o pucharowe punkty. Kobiet mają pierwszeństwo, więc to od biathlonistek zaczniemy.

1. Murowana faworytka:

  • Darya Domracheva- nie jest posiadaczką żółtej koszulki liderki, ale w Oestersund pokazała, że jest bardzo mocna w sprincie. Należy również wziąć pod uwagę fakt, że Białorusinka prowadziła również w biegu pościgowym w chwili jego anulowania. Do tego w każdej z rozegranych konkurencji miała najszybszy czas pokonania trasy. W Hochfilzen ma duże szanse na sukces.  

2. Drugie skrzypce:

  • Gabriela Soukalowa- nie można zapominać o liderce Pucharu Świata. Jednak też trudno brać ją pod uwagę, jako zdecydowaną faworytkę. Na pewno będzie chciała utrzymać prowadzenie w klasyfikacji generalnej, ale Dasza jest bardzo blisko i tylko czeka na przejęcie żółtej koszulki.

3. Czarny koń rywalizacji:

  • I tu się zaczyna prawdziwy problem. Po Oestersund mogę powiedzieć tyle, że do tej roli mogę wskazać którąś z reprezentantek Rosji. I nie mam tu na myśli Olgi Zaitsevej, która należy do grona faworytek. Widocznie trening Wolfganga Pichlera działa na tyle dobrze, że w pierwszej 20. klasyfikacji generalnej mamy 4 podopieczne Niemca. I czemu te dziewczyny tak na niego narzekają? Zobaczymy, co pokażą w Hochfilzen: Ekatarina Iourieva, Irina Starykh, Ekatarina Shumilova, Ekatarina Glazyrina oraz powracająca po chorobie Olga Vilukhina.
Wśród mężczyzn sytuacja wygląda jaśniej, ale nie do końca. Mamy Martina Fourcade a potem długo nic. Dlatego tak właśnie wygląda zestawienie największych graczy w Hochfilzen.

1. Murowany faworyt:

  • Martin Fourcade- po tym, co zrobił w Oestersund, nie powinno być to dla kogokolwiek niespodzianką. Francuz zaimponował przygotowaniem do inauguracji Pucharu Świata i zgarnął komplet punktów za wszystkie rozegrane biegi. Jak tak dalej pójdzie, to nikt nie będzie w stanie go powstrzymać. Tym bardziej, że jego główny rywal- Emil Hegle Svendsen nie wybiera się na następną rundę PŚ w Annecy- Le Grand Bornard. 

2. Drugie skrzypce:

  • Emil Hegle Svendsen- nie poszło mu w Oestersund, podobnie jak reszcie Norwegów. Jednak nie sposób nie wierzyć w jego dobrą dyspozycję. Być może jest jeszcze na to zbyt wcześnie, biorąc pod uwagę główny cel, jakimi są Igrzyska Olimpijskie w Soczi. W każdym razie nic nie stoi na przeszkodzie, aby już w Austrii przesunął się do czołówki klasyfikacji generalnej PŚ.

3. Czarny koń rywalizacji:

  • Lars Berger- ilekroć pojawia się na zawodach Pucharu Świata, a zdarza się to mu już coraz rzadziej, to zawsze może zamieszać w czołówce. Jednym słowem człowiek zagadka. Szybko biega, ma nawet ksywkę "pędziwiatr" i jeżeli nie będzie pudłował wielokrotnie na strzelnicy, może sprawić miłą niespodziankę. Podobne rzeczy już się przecież zdarzały, jak przykładowo na Mistrzostwach Świata w Pyeong Chang w 2009, kiedy to zdobył srebrny medal w sprincie. Raz także udało mu się triumfować w Hochfilzen.  
W temacie oczekiwań przed zawodami Pucharu Świata w Hochfilzen to już wszystko. Już jutro odbędą się sprinty, więc pamiętajcie o włączeniu Eurosportu o 10:00 i 13:30. 

Biathlon w wydaniu ekstremalnym i inne nieszczęścia

Prawdziwie sportowy weekend nam się trafił. Oprócz zawodów biathlonowego Pucharu Świata w szwedzkim Oestersund mieliśmy do dyspozycji biegi narciarskie w Kuusamo, narciarstwo alpejskie w Kanadzie i USA, a nawet ostatni wyścig sezonu serii WEC w Bahrajnie. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Zacznijmy jednak od biathlonu, który w swojej inauguracji sezonu pokazał prawdziwie ekstremalną odsłonę. Najpierw zaskakująca i wietrzna sztafeta mieszana, później odwołanie i przesunięcie startu biegu indywidualnego kobiet z powodu silnego wiatru, aż w końcu dzisiejszy mini huragan. Przypomnijmy, że bieg pościgowy kobiet rozpoczął się zgodnie z planem, o 11:30. Jednak już na pierwszym strzelaniu widać było, że podmuchy wiatru ze śniegiem znacznie utrudniały strzelanie zawodniczkom. Następne wizyty na strzelnicy były jeszcze gorsze. Trudności sprawiało samo oddawanie strzałów, nie mówiąc już o byciu bezbłędnym. Stąd wszystko zajmowało bardzo dużo czasu, a karnych rund było mnóstwo. Przykładowo, na drugim strzelaniu zwyciężczyni sprintu- Ann Kristin Flatland została prawie oślepiona śniegiem. W dodatku wiatr porwał jej okulary. Możecie zobaczyć tę sytuację w poniższym filmie.



Jak widać, z celnością nie było jeszcze tak źle. Po długim mierzeniu, Norweżce udała się sztuka bezbłędnego strzelania. Jedno pudło Daszy to też dobry wynik. Prawdziwy horror przyszedł na trzecim strzelaniu, w pozycji stojącej. Teraz wyobraźcie sobie sytuację, że przy zmęczeniu dystansem musicie trzymać ponad 3- kilogramowy karabin, walczyć z wiejącym prosto w twarz wiatrem i jeszcze celować do krążków o średnicy 11,5 cm. Dopiero wtedy można zrozumieć to, co spotkało zawodniczki podczas tej wizyty na strzelnicy. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, a wynik 5/5 był prawie nieosiągalny (udało się to tylko Włoszce Wierer). Rosjanka Ekatarina Iourieva spędziła na stanowisku około 3 minuty, a mimo to zaliczyła 3 karne rundy.

Podobnie było z resztą stawki. Dlatego dyrektor zawodów podjął decyzję o przerwaniu biegu i jego anulowaniu. Trzeba przyznać, że werdykt był dość kontrowersyjny. Część zawodniczek przyjęła to ze zrozumieniem, a część z rozczarowaniem. Zwłaszcza prowadząca Darya Domrachyeva i biegnąca za nią Flatland nie ukrywały zdziwienia.

Z jednej strony można zapytać, czemu nie przerwano zawodów wcześniej, kiedy jeszcze nie było żadnych rozstrzygnięć. Z drugiej strony nie można było biernie przyglądać się temu, co działo się na strzelnicy, bo zaczęło się robić nie tylko przypadkowo, ale też niebezpiecznie. Osobiście uważam, że lepiej późno, niż wcale i podjęta decyzja, choć krzywdząca niektóre zawodniczki, była konieczna. W związku z brakiem poprawy warunków atmosferycznych, bieg pościgowy mężczyzn również został odwołany. Liderzy klasyfikacji generalnych się więc nie zmienili. Nadal są nimi Gabriela Soukalova i Martin Fourcade.

Oestersund pożegnało się więc z biathlonistami bardzo nieprzyjemnie. Mam nadzieję, że w Hochfilzen będzie już normalnie i uda się rozegrać wszystkie zaplanowane konkurencje. Takich problemów nie mieli natomiast biegacze narciarscy, którzy dziś kończyli inauguracyjny cykl Ruka Triple. Panie ścigały się na dystansie 10 km, zaś panowie na 15 km. Oba biegi były rozegrane techniką dowolną, a startowano z przewagą wypracowaną w pozostałych biegach całego weekendu. Była to więc pierwsza okazja dla specjalistów od łyżwy, takich jak Therese Johaug, Charlotte Kalli, czy Marcusa Hellnera, na pokazanie się z dobrej strony. Poniekąd im się to udało. Wśród kobiet wygrała Marit Bjoergen przed Kallą i Johaug (Justyna Kowalczyk przybiegła tuż za podium), zaś w rywalizacji mężczyzn triumfował Martin Johnsrud Sundby przed dwoma Rosjanami: Legkovem i Vylegzhaninem. Hellner gonił z dalekiego miejsca, ale zabrakło mu sił na ostatniej pętli i udało się jedynie wskoczyć na 7. lokatę. Dzisiejsi zwycięzcy są jednocześnie liderami klasyfikacji generalnych Pucharu Świata. Potwierdził się niestety znany schemat: u panów rywalizacja jest wyrównana i ciekawa, a u pań wciąż te same nazwiska na czele.

Czas zostawić Europę i udać się do Ameryki Północnej, gdzie swoje pierwsze w tym sezonie konkurencje szybkościowe rozgrywali narciarze alpejscy. Panowie udali się do kanadyjskiego ośrodka w Lake Louise, gdzie czekał na nich zjazd i supergigant. W zjeździe najlepszy okazał się Włoch Dominik Paris. Aksel Lund Svindal był (dopiero) czwarty i na pewno będzie chciał się odegrać. Ma do tego okazję o 19:00 naszego czasu, kiedy rozpocznie się SG. Kobiety natomiast po raz pierwszy mierzyły się z trasami w Beaver Creek w USA, gdzie za rok odbędą się mistrzostwa świata. W zjeździe i supergigancie wygrała ta sama osoba- Lara Gut. Szwajcarka od początku sezonu imponuje formą. Wygrała już inauguracyjny slalom gigant w Soelden a po dobrej postawie w Ameryce umocniła się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej PŚ. Miała jeszcze okazję do zdobycia większej liczby punktów w dzisiejszym slalomie gigancie, ale właśnie wypadła z trasy. Ciekawe, co na poczynania Lary powie Lindsey Vonn, która po odnowieniu kontuzji jeszcze nie powróciła do rywalizacji.

I na koniec coś niezwiązanego ze sportami zimowymi, czyli ostatni wyścig z serii World Endurance Championship. Jako miejsce zakończenia sezonu został wybrany słoneczny Bahrajn. Jeszcze przed wyścigiem było wiadomo, że tytuł mistrzów świata trafi do kierowców Audi: Toma Kristensena, Loica Duvala oraz Allana McNisha. Nie było więc specjalnych emocji. Jedynie Toyota chciała udowodnić, że ma coś do powiedzenia w walce z niemiecką marką. Po szczęśliwej wygranej w Fuji (wyścig przerwany z powodu ulewy) i niepowodzeniu w Szanghaju (wypadek prowadzącego samochodu na godzinę przed końcem) japoński producent wystawił ponownie dwa samochody. Oba spisały się bardzo dobrze w kwalifikacjach, zajmując dwie czołowe pozycje. Wyścig również poszedł po myśli Toyoty. Co prawda samochód #7 musiał wycofać się już po 64 okrążeniach, ale ekipa #8 (Buemi, Davidson, Sarrazin) zwyciężyła po sześciu godzinach rywalizacji. Drugie miejsce przypadło Audi #1 (Lotterer, Treluyer, Fassler), zaś na najniższym stopniu podium znalazła się Oreca 03- Nissan #26 zespołu G- Drive Racing (Rusinov, Martin, Conway) z kategorii LMP2. Stało się tak w wyniku niepowodzenia reszty prototypów LMP1. Jak zawsze spustoszenie na torze siały samochody Lotusa. Już w pierwszych minutach wyścigu zdołały uszkodzić jedno Porsche oraz Morgana po czym zakończyły rywalizację na dwóch ostatnich miejscach. Przynajmniej było śmiesznie...