Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Czasy internetowej apatii

Znany na YouTube Felix Kjellberg (PewDiePie) powiedział kiedyś ciekawą rzecz. "Twitter ma limitowaną liczbę znaków, bo ludziom przestało chcieć się czytać i pisać". Można się z tym zgadzać lub nie. Wyczuwam jednak, że jest to w pewnym stopniu prawda. Odchodząc już od samego twittera, pisać rzeczywiście się nie chce nawet takim portalom jak skipol.pl, któremu widocznie brakuje pomysłów na teksty, skoro kopiuje moje. Tak przecież łatwiej, nawet pytać nie trzeba, a można podpisać autora i wszystko załatwione (tu przykład). Niestety, dłużej tak nie będzie. Być może zauważyliście, że niedawno pojawił się symbol © u dołu bloga. I dla tych, którym nawet czytać się nie chce, wszystko powinno być teraz jasne.

Nie mogę w tym miejscu zamknąć tematów nieprzyjemnych. Alexandr Loginov został przyłapany na stosowaniu dopingu. W jego krwi wykryto EPO i odsunięto od startów tuż przez rozpoczęciem nowego sezonu. Być może jest to kolejny (i znając życie nie ostatni) przypadek związany z aferą dopingową w rosyjskim zespole, w którą były zamieszane Starykh i Iourieva. W każdym razie panu już dziękujemy. Na więcej słów nie zasługuje, przecież nie chce mi się pisać...

A skoro już była mowa o skipolu, to zarzucę tematem z tego podwórka. Kilka tygodni temu na portalu pojawił się konkurs na najlepszy tekst o znaczeniu struktur w narciarstwie biegowym. Według mnie to temat na pracę magisterską lub doktorską. I wcale nie żartuję, bo jeden z doktorantów na norweskim uniwersytecie NTNU w Trondheim opracował teorię dotyczącą różnicy w przygotowaniu nart w zależności od warunków klimatycznych, a co za tym idzie również położenia geograficznego danego miejsca zawodów. Pojechał dzięki temu na Igrzyska Olimpijskie do Vancouver, gdzie pomagał zespołowi serwismenów (choć preferowałbym tu jednak słowo "technikom") przygotować narty dla biegaczy i biathlonistów. Stąd więc łatwo sobie wyobrazić, że samo dotknięcie tematu struktur nie jest łatwe i wymaga czasu. Zapewne w tym momencie liczba czytających ten post zmniejszyła się o połowę.

Pójdę jednak dalej, bo miałem zamiar nawet napisać tekst na ten konkurs. Teraz w sumie wiem, że nie było warto, sądząc po pracach, które "zakwalifikowano" do finału. Albo tylko tyle się w ogóle zgłosiło, albo po prostu inne nie zawierały jakichkolwiek słów. Nie celuję tutaj w żadnym wypadku w autorów, ale w tekście długości standardowego tweeta czy posta na facebooku nie da się zawrzeć sedna sprawy. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o strukturę. Ten temat zaskakująco rzadko pojawia się w polskojęzycznych źródłach. To szkoda, bo niewiele się przez to ludzie nauczą. A powiedzmy sobie szczerze, że wiedza od domyślnego człowieka, który rzekomo "trzydzieści lat tak samo narty smaruje i zawsze jadą" raczej nie wystarczy w dobie ogromnej liczby smarów i nowych technologii ślizgów. Wszystko przecież się zmienia. Dosyć powiedzieć, że średnio co roku technicy czołowych zawodników Pucharu Świata wyjeżdżają na szkolenia do producentów nart, aby opanować budowę i zasadę przygotowywania nowych modeli.

Myślałem, że uda mi się rozwinąć temat struktur w tym poście, ale niestety większość poświęciłem na głupoty. I mógłbym w sumie pociągnąć to wszystko dalej. Mniej lub bardziej estetycznie z większą lub mniejszą konsekwencją. Ale tego nie zrobię, bo, jak wspomniałem we wstępie, ludziom nie chce się czytać. Zaraz ktoś mi napisze w komentarzu "tl;dr", o ile dotrwał w ogóle do tego momentu i będzie mu się chciało poświęcić cenną energię na wstukanie tych 5 znaków. Tym, którzy jednak do tego zbioru nie należą (no proszę, już ze mnie wychodzi PWr, niedługo to się w ogóle przestawię na jakieś pseudonaukowe mądrości), polecam poszukać samemu na takich stronach, jak przykładowo Caldwell Sport. Szczególnie na ich profilu facebookowym można dowiedzieć się wiele o serwisowaniu nart, czemu służą wrzucane zdjęcia ślizgów ze szczegółowymi objaśnieniami. A jeżeli to nie wystarczy (bo jednak jest po angielsku), polecam również osobiście poradzić się odpowiednich ludzi w Szkole Narciarstwa Biegowego na Jamrozowej Polanie, którzy regularnie przechodzą szkolenia w tym zakresie. Jak dobrze pójdzie, to być może kiedyś sam zbiorę wszystko w całość i zrobię tu kompendium wiedzy dla "małego serwisanta". Najpierw jednak jeszcze trochę o tym poczytam i się nauczę, bo mi się chce...

Miało być tak pesymistycznie, nienawistnie i bez obrazków ;-). Całość zakończę jednak pozytywnie, bo oto dzisiaj Weronika Nowakowska- Ziemniak zwyciężyła w pierwszym sprincie sezonu w ramach Pucharu IBU. Na trasie w Beitostølen bardzo dobrze spisały się również pozostałe nasze reprezentantki. Anna Mąka i Kinga Mitoraj zajęły odpowiednio 17. i 18. miejsce. Trochę gorzej poszło Monice Hojnisz, która z dwoma karnymi rundami była 44. Jutro będzie miała szansę na poprawę, bo ponownie zostaną rozegrane sprinty. Wśród mężczyzn warto odnotować 46. miejsce Mateusza Janika. Być może dzięki takim występom nasz młody reprezentant nabierze doświadczenia i w przyszłości będziemy mogli liczyć na jakiekolwiek przyzwoite rezultaty w Pucharze Świata. A skoro już o tych rozgrywkach mowa, to jutro zaczynamy zmagania sztafetą mieszaną. Czas zatem na pierwsze w sezonie wielkie emocje!
Weronika Nowakowska- Ziemniak na najwyższym stopniu podium po sprincie w Beitostølen.

W pogoni za niską wagą

Spokojnie, to nie będzie post o anoreksji. Korzystając z okazji, że sezon za pasem, rozwinę jeszcze bardziej temat butów biegowych, który poruszyłem wcześniej. Jakoś nie daje mi to spokoju, szczególnie, że niedługo mam zamiar wyposażyć się w nową parę. Tym razem przyjrzymy się technologiom zastosowanym w najnowszych modelach butów do techniki dowolnej, które są dostępne na rynku. Jaki jest ich cel? Zapewne niska masa przy jednoczesnej maksymalnej sztywności buta. Zobaczmy, który z producentów jest najbliżej ideału.

Zaczynamy od Salomona, który przebojem postanowił zdobyć rynek, wypuszczając model Carbon Skate LAB. Wiele emocji budzi limitowana edycja 800 egzemplarzy na cały świat, odznaczająca się odważnym designem, nietypowym dla francuskiego producenta. Tak więc, prawdopodobnie w momencie, w którym to czytasz, modelu nie ma już w sprzedaży. Zresztą i tak nikogo normalnego nie byłoby na taki stać, bowiem jego cena wynosi 849,95 EUR! Wiem, że to najlżejszy but na rynku (para waży jedynie 860g) i limitowana edycja, ale to chyba przesada. Przecież poza tym jest wyposażony w zwykłą podeszwę SNS Pilot (nie wygląda mi to na Pilot 3) i dwa zapięcia. Zastosowanie karbonu, jako głównego materiału obniżyło masę i zapewniło sztywność, co potwierdziły testy znanych sportowców. Najbardziej zastanawia mnie jednak, co będzie po wyczerpaniu zapasów tego modelu. Czy Salomon pomaluje go w swoje zwykłe barwy i ponownie wypuści na sprzedaż, czy też powróci do modelu S- LAB Skate Pro, który już niską masą nie grzeszy (1230g/para)? Zobaczcie poniżej, jak bardzo różnią się te dwa modele.
Po lewej Salomon S- LAB Skate Pro, po prawej Salomon Carbon Skate LAB Worldwide 800.
Było coś z systemem SNS, to teraz może coś z oferty NNN. Fischer ze swoim modelem RCS Skate Carbon nie odbiega znacznie masą od poprzedniego konkurenta i może być dla niego alternatywą. Para waży bowiem jedynie 930g. Niestety, cena jest adekwatnie wysoka- wynosi 699,95 EUR. Porównując to z Salomonem, różnica 70g "kosztuje" 150 EUR mniej, co daje około 2,1 EUR/g. Austriacki producent może jednak pochwalić się szeregiem systemów, które wpływają na wygodę użytkowania. Jest to między innymi potrójna membrana, która zapewni ciepło i suchość w każdych warunkach oraz dwuczęściowa najlżejsza podeszwa Super Skate Race. Poniżej możecie zobaczyć, co zmienił Fischer w stosunku do poprzedniej wersji swojego flagowego modelu.
Po lewej Fischer RCS Carbonlite Skate 2013/2014, po prawej Fischer RCS Skate Carbon 2014/2015.
Czas na odpowiedź kolejnego producenta pod system SNS. One Way może się w tej dziedzinie pochwalić modelem Premio 10, który opisałem we wcześniejszym poście o butach. I tutaj niespodzianka, bo propozycja fińskiej firmy jest najtańsza w stawce, kosztuje "jedynie" 289,00 EUR. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest niestety waga, która wynosi 1200g na parę. W tym przypadku różnica 340g do Salomona wyniosła 560,95 EUR, co daje około 1,6 EUR/g. Jeżeli zaś chodzi o resztę udogodnień, to OW nie odstaje od konkurentów. Co ciekawe, poprzednia wersja modelu Premio 10 ważyła nieznacznie mniej (1150g/para), mimo że w nowej odsłonie widoczny jest minimalizm. Można to tłumaczyć użyciem dodatkowej warstwy karbonu dla lepszej sztywności, co dodało kilka gramów. Zobaczcie tę różnicę w wyglądzie na poniższym obrazku.
Dwie wersje One Way Premio 10 Skate.
Pozostajemy w Skandynawii, bo oto propozycja od norweskiego Madshusa. Jego kosmicznie wyglądający model RED Super Nano Skate z systemem NNN waży 1138g/para. Wartość może i niezbyt imponująca, ale za to ten but może pochwalić się wykonaniem z jednego kawałka karbonu, co minimalizuje ilość materiału między stopą a nartami i zapewnia pełną kontrolę. Cena wynosi 499,95 EUR. Licząc stosunek wagi do ceny, jak w poprzednich przypadkach, mamy różnicę 278g za 350 EUR, co daje około 1,3 EUR/g.
Madshus RED Super Nano Skate.
Czas więc na kolejnego producenta z podeszwą SNS Pilot 3. Atomic proponuje nam model Worldcup Skate w cenie 329,95 EUR. Sposób zapięcia przypomina nieco poprzednią wersję modelu Premio 9 Skate od One Way. Waga pary wynosi 1180g, przy zastosowaniu karbonowej podeszwy i wielu rozwiązań podobnych do reszty zaprezentowanych butów. Daje nam to różnicę 320g przy cenie niższej o 520 EUR od Salomona. Zatem w tym przypadku "dociążenie" buta o 1 gram powoduje spadek ceny o około 1,6 EUR.
Atomic Worldcup Skate.
Propozycje SNS już nam się wyczerpały (właściwie to jest jeszcze czeski Botas, ale nigdzie nie znalazłem danych o masie butów tego producenta). Czas zatem na Alpinę. Słoweńska firma od lat specjalizuje się w wyrobie tylko i wyłącznie butów. W swojej ofercie ma między innymi znakomity model do techniki łyżwowej- ESK PRO Racing Elite Skate. Zastosowany system karbonowej podeszwy NNN X- celerator Skate odpowiada za najlepszy przekaz sił odbicia. W oczy rzuca się również silne nachylenie buta do przodu w stosunku do poprzedniej wersji (obrazek poniżej). Waga pary wynosi 1100g, zaś cena 399,95 EUR. Wskazuje to, że za różnicę 240g więcej zapłacimy o 450 EUR mniej, czyli około 1,9 EUR/g.
Zobaczcie, jak zmienił się model ESK Skate od Alpiny.
Ostatnia propozycja, podobnie jak pierwsza, pochodzi z Francji. Model X- IUM Premium Skate od Rossignola może pochwalić się wagą 980g/para. Karbonowa podeszwa X- celerator systemu NNN dba o przekaz siły odbicia, zaś szkielet wykonany z tego materiału zapewnia dobrą sztywność. Mamy więc wszystko, czego potrzeba w cenie 449,95 EUR. Różnica do Salomona wynosi równe 400 EUR, za jedyne 120g masy więcej. Tak więc w tym przypadku za możliwie najlżejszy but zapłacimy najmniej, bo dodanie 1g wagi skutkuje obniżeniem ceny aż o około 3,3 EUR. Poniżej zobaczcie, jak zmienił się model X- IUM Skate od poprzedniego sezonu.
Po lewej model X- IUM Skate dostępny do końca sezonu 2013/2014, zaś po prawej nowa wersja która weszła do sprzedaży na początku 2014 roku. 
Ile kosztuje lekkość? O tym przekonaliśmy się na przykładzie zaprezentowanych modeli. Jeżeli zależy nam na najlepszym stosunku wagi do ceny, powinniśmy zdecydować się na zakup butów Rossignola. Jest to jednak propozycja z systemem NNN, a Salomon, do którego porównywaliśmy wszystkie egzemplarze, posiada podeszwę SNS. Z uwagi na jej inną konstrukcję (m.in. dwie belki mocujące) osiągnięcie niskiej masy może być trudniejsze. Tym większe brawa należą się Salomonowi za model Carbon Skate LAB. Jeżeli jednak poszukujemy dla niego alternatywy, pozostaje nam kwestia wyboru pomiędzy propozycją marek Atomic i One Way. Nie musicie mnie pytać, którą bym wybrał. Premio 10 Skate jest po prostu najtańszym i jednocześnie najlepiej wyglądającym modelem w stawce SNSów. Osobiście mogę zdradzić, że mam zamiar kupić jego poprzednią wersję. 

Nie sposób jednak pominąć Alpiny. Ta marka najlepiej zna się na butach. Taki, a nie inny wygląd modelu ESK PRO Elite Skate jest dobrze przemyślany. Zapewnia świetną kontrolę w każdych warunkach. Ponadto ulepszono wiele w stosunku do i tak bardzo udanej poprzedniej wersji. Mimo nie najlepszego stosunku wagi do ceny, warto się zastanowić nad propozycją słoweńskiego producenta. Szczerze mówiąc, gdybym miał zdecydować się na buty z systemem NNN, wybrałbym właśnie Alpinę. 

Przyszłością butów biegowych możemy nazwać model Carbon Skate LAB od Salomona, któremu udało się zachować sztywność przy bardzo niskiej masie. Pozostaje tylko pytanie, jak daleko da się pójść w pogoni za niską wagą i czy 860 gramów jest tego granicą, czy dopiero początkiem. Należy bowiem pamiętać, że w narciarstwie biegowym nie liczy się tylko lekkość...

Pierwsze strzały

Choć oficjalnie sezon 2014/2015 biathlonowego Pucharu Świata jeszcze się nie zaczął, to większość czołowych biathlonistów oddała już pierwsze strzały na zawodach międzynarodowych. Tradycyjnie w Sjusjoen zawodnicy rozpoczęli zimowe zmagania biegami sprinterskimi oraz ze startu wspólnego. Oprócz szerokiej kadry Norwegii, na starcie stanęło wiele innych mocnych ekip, m. in. Francja z braćmi Fourcade na czele. Te zawody zawsze są okazją do sprawdzenia formy i wytypowania nazwisk, które wystartują w trzech pierwszych odcinkach PŚ. Jak spisali się Norwegowie i jaka jest forma Martina Fourcade? Oto, co wydarzyło się na trasach w Sjusjoen.

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, że reprezentacja Norwegii po raz pierwszy pokazała się w nowych strojach. Stare wzory od Odlo zostały zastąpione przez markę Swix. Trzeba przyznać, że nowy design bardziej nawiązuje do barw narodowych.

Oprócz nowego stroju, Ole Einar Bjoerndalen zaprezentował swoje wygięte kije od Exela, o których pisałem wcześniej. Faktycznie wygląda to dość niecodziennie. Przejdźmy jednak do sedna, czyli biegów. W sobotę odbyły się sprinty. Wśród kobiet mieliśmy bardzo ładne podium i umyślnie używam tego określenia, bo zwyciężyła Włoszka Dorothea Wierer, przed Tiril Eckhoff i swoją rodaczką Karin Oberhofer. Kto choćby raz widział te biathlonistki, zrozumie, o co chodzi. Zaskakujące może być to, że wśród tak zapełnionej Norweżkami stawką, udało się zmieścić na podium aż dwóm reprezentantkom Włoch.
Dorothea Wierer przepytywana przez reporterów NRK.
Bieg mężczyzn zakończył się małą niespodzianką. Kolejny raz przekonaliśmy się, że nie można skreślać weteranów. Alexander Os, który był zmuszony przygotowywać się do sezonu poza kadrą A Norwegii, zwyciężył w imponującym stylu. Bezbłędne strzelanie i szybki bieg, pozwoliły mu wyprzedzić Simona Fourcade oraz Vetle Sjåstad Christiansena. 
Leworęczny Alexander Os w trakcie drugiego strzelania.
Patrząc na wynik Osa i Simona Fourcade, cieszy mnie dobra postawa biathlonistów, którzy byli trochę mniej widoczni w ostatnich sezonach. Klasyfikację pierwszej dziesiątki biegu mężczyzn możecie zobaczyć poniżej.
\Kliknij, aby powiększyć.

Na niedzielę przypadły biegi masowe. Do startu dopuszczana była najlepsza czterdziestka biegów sprinterskich. Nie pomyliłem się. W Sjusjoen jest naprawdę 40 stanowisk na strzelnicy. Wśród kobiet podium ze sprintu prawie się nie zmieniło. Jedynie Karin Oberhofer zamieniła inna Włoszka- Nicole Gontier. Eckhoff i Wierer pokazały, że są w bardzo dobrej formie na początku sezonu. Należy jednak pamiętać, że wszystko to miało miejsce pod nieobecność dwóch znakomitych zawodniczek, bowiem zarówno Darya Domracheva, jak i Kaisa Makarainen, nie startowały. Na pewno więcej wyjaśni się w Oestersund. Tak, czy inaczej wierzę w ogromne możliwości Tiril Ekchoff, zaś cała kobieca kadra Włoch może nas mile zaskoczyć w nadchodzących zawodach Pucharu Świata.
Znany już napis wśród norweskich kibiców dodawał siły Królowi biathlonu.
Bieg ze startu wspólnego mężczyzn był pięknym przypomnieniem siły Ole Einara Bjoerndalena. Król pokazał, o ile smutniejsza byłaby rywalizacja bez niego. Podobnie jak rok temu, zwyciężył w Sjusjoen, wyprzedzając Larsa Helge Birkelanda oraz Emila Hegle Svendsena. Wszystko rozstrzygnęło się na ostatnim strzelaniu, kiedy to tylko Birkeland i OEB byli bezbłędni. Warto zaznaczyć, że podczas tej próby Martin Fourcade spudłował aż trzy razy. Być może forma Francuza nie jest optymalna, choć tego weekendu pokazał, że pod kątem szybkości na trasie nie odstaje od reszty. Bjoerndalen natomiast fantastycznie pobiegł ostatnią rundę. Odrobił 9 sekund straty do Birkelanda, a potem zdołał go zaatakować na ostatnim podbiegu i odnieść pewne zwycięstwo. 

Najprawdopodobniej żadnego innego biathlonisty nie będzie stać na takie wyczyny w wieku 40 lat. Za każdym razem muszę sobie o tym przypominać, bo przecież dla mnie ma on wciąż te trzydzieści kilka lat. Można pójść za redaktorem portalu biathlon.pl i porównać OEB do "Mody na sukces", która nigdy się nie skończy. Jest jednak pewna znaczna różnica- jego zawsze będziemy chcieli oglądać...
Każdy biathlonista zostawił swój podpis na tablicy. Również Ole Einar Bjoerndalen, który potrzebował na to całej kartki ;) Nieskromnie dodam, że mam taki sam na czapeczce.

Aby dopełnić jeszcze formalności odnośnie biegu ze startu wspólnego mężczyzn, poniżej wrzucam klasyfikację pierwszej dziesiątki. Kto nie oglądał transmisji, może nadrobić zaległości na kanale Emila Hegle Svendsena na YouTube.
Kliknij, aby powiększyć.
Po zawodach w Sjusjoen można powiedzieć już nieco więcej na temat formy poszczególnych zawodników i zawodniczek. Do startu Pucharu Świata pozostało już nieco mniej niż dwa tygodnie, więc czas najwyższy, aby przygotować się w pełni do rywalizacji. Cały biathlonowy teatr rusza 30 listopada tradycyjnie sztafetą mieszaną w Oestersund. Następnie biegi indywidualne, sprinty i pościgowe. Wtedy na starcie zobaczymy już wszystkich i okaże się, kto tak naprawdę będzie walczył o najwyższe lokaty. Tak więc, do zobaczenia!

Na co przeznaczyć 95 godzin życia?

Ten tekst piszę właściwie niechętnie. Pewnie dlatego, że wygląda to trochę tak, jakbym się czymś chciał przed Tobą pochwalić, Drogi Czytelniku. A takiego zamiaru nie mam i nigdy nie miałem. Ten post, jak każdy, powinien zachęcić do refleksji i stanowić powód, dla którego być może zmienisz coś na lepsze. Dlatego opowiem Ci o 95 godzinach, które na przestrzeni od maja do chwili obecnej przeznaczyłem na różnego rodzaju treningi. Czy było warto? Na pewno. Z czego korzystałem najczęściej? Przyjrzyjmy się temu zestawieniu.

W przeciągu wszystkich godzin, które poświęciłem na treningi, najwięcej czasu zaskakująco zajął mi rower szosowy, a było to 29 godzin. Zaraz za nim, bieganie, które pochłonęło 28h. Na ćwiczenia siłowe przeznaczyłem dokładnie dobę. Można zapytać, gdzie podziały się nartorolki. Przeznaczyłem na nie "tylko" 14 godzin i 45 minut. Procentowy udział poszczególnych treningów możesz zobaczyć na wykresie poniżej.
Kliknij na wykres, aby powiększyć.
Patrząc na wykres można kłócić się z tym, co pisałem kilka miesięcy temu odnośnie planu treningowego. Według zasad, co do których sensu nie mam wątpliwości, powinienem nastawiać specyfikę swojego treningu na nartorolki. Tymczasem aż 31% mojego czasu treningowego zostało zapełnione przez jazdę na szosie. I rzeczywiście, jeżeli sugerować się wskazaniami czasu, to albo piszę głupoty, albo zrobiłem błąd w swoim planie. Nie należy jednak brać pod uwagę wyłącznie tego czynnika. Chociażby dlatego, że bywały takie dni, kiedy wyjechałem na 6- godzinną wycieczkę rowerem. Ponadto bardzo istotna we wszystkim jest częstotliwość danej aktywności. W tym zestawieniu już nie wygrywa rower, a wręcz zajmuje ostatnie miejsce. Natomiast nartorolki, mimo krótszego łącznego czasu, były używane dość często. Jednak nadal rzadziej niż bieg i ćwiczenia siłowe. Na to nie mam usprawiedliwienia. Ale czy tak naprawdę powinienem mieć?

Przede wszystkim i tak cieszę się, że udało mi się zrobić coś pożytecznego ze "zbędnymi" godzinami życia. Nie żałuję ani jednej z nich. Czy to na nartorolkach, czy na szosie, czy po prostu biegając, miałem niewątpliwą przyjemność, która być może tej zimy zaprocentuje dodatkowo dobrym samopoczuciem na nartach. Wszystko to robiłem bez myśli o jakichkolwiek startach zawodach. Nie miałem właściwie żadnego celu, poza dążeniem do lepszej sprawności. I to samo proponuję Tobie, Drogi Czytelniku. Nie potrzebujesz konkretnego powodu, dla którego powinieneś wykreślić zdanie: "nie chce mi się" ze swojego słownika i pójść na trening. Wyrzuć z siebie to "południe" i stań się Człowiekiem Północy. Co będzie Twoją nagrodą? O tym już zdecydujesz sam.

Skoro nie miałem żadnego celu i trenowałem tylko dla przyjemności, to po co to całe zapisywanie godzin? Dla mnie każda zapisana godzina wiąże się z pojedynczym wspomnieniem tego dnia. Potrafię przywołać sobie miejsce tego treningu, a przecież było tego sporo. Pamiętam świetny wypad do Dusznik- Zdroju, bieg dookoła jednego z wielkopolskich jezior oraz wymagającą trasę Letniego Biegu Piastów. Mile wspominam również moich przyjaciół, bez których wiele z tych treningów wykonywałbym sam lub nawet nie zrobiłbym tego wcale. Wszystkim Wam serdecznie dziękuję. Wzajemne wsparcie i towarzystwo jest bezcenne. Każdemu tego życzę.

Oczywiście nie zawsze było łatwo. Niekiedy udawało mi się przeznaczać nawet 6 lub 7 dni w tygodniu na treningi. Gdy czasu było mniej, wtedy schodziłem do 3 dni. Nawet, jeżeli nie zawsze trzymałem się tego, co pisałem o planie treningowym, to trudno. W końcu nikt nie jest nieomylny. Tak, czy inaczej dokładnie 95 godzin i 45 minut zostało bezpowrotnie zamienione na zdrowie. I to samo proponuję Tobie, Drogi Czytelniku. W tym momencie, kiedy to czytasz, prawdopodobnie dobijam już do setki. A czas leci i sezon za pasem...

Biathlonowy styczeń

Styczeń jeszcze daleko przed nami. Warto jednak już teraz go sobie zaplanować, bo wiele nas czeka w tym miesiącu w Dusznikach- Zdroju, zarówno pod kątem kibicowania, jak i startów. Nie mogę się doczekać. A dlaczego? Odpowiedź w tym poście.
Już niedługo na Jamrozowej Polanie zagości zima, a w styczniu zawody biathlonowe.
Już 2 stycznia rozpoczną się Mistrzostwa Polski seniorów w biathlonie. W ciągu 3 dni zostaną rozegrane biegi sprinterskie oraz ze startu wspólnego. Będzie to szansa, aby zobaczyć narodową kadrę w trakcie przerwy pomiędzy startami w Pucharze Świata.

Następnie przyjdzie kolej na Puchar IBU, który po raz pierwszy w historii zawita do Polski. Na Jamrozowej Polanie będziemy mogli zobaczyć sprinty oraz biegi indywidualne w weekend od 9 do 11 stycznia. Warto wspomnieć, że ten poziom zawodów jest "przedsionkiem" Pucharu Świata, dzięki czemu na starcie stają zwykle biathloniści kadry B. To właśnie tu pierwsze starty zalicza późniejsza czołówka światowa. Tak więc warto zobaczyć, jak wyglądają takie zawody, tym bardziej, że od licencji na rozgrywanie Pucharu IBU do PŚ niedługa droga. Na pewno kiedyś zobaczymy imprezę tej rangi na dusznickich trasach. Nie można tego przegapić.

Zbliżając się do końca stycznia, czekają nas jeszcze zawody Baltic Biathlon Cup oraz Puchar Polski I kategorii w terminie od 16 do 18 stycznia.

Na koniec coś dla wszystkich amatorów z zacięciem do startów. W weekend 24 i 25 stycznia będą miały miejsce Mistrzostwa Polski amatorów. Podobna impreza została rozegrana w letniej odsłonie, o której pisałem wcześniej. Tym razem po raz pierwszy każdy będzie mógł zmierzyć się z trasą na nartach. O ile tylko pozwoli na to pogoda, bo przypomnę, że takie zawody miały się już odbyć w poprzednim sezonie, towarzysząc Mistrzostwom Polski. Jednak ze względu na fatalne warunki atmosferyczne i nawałnicę, która znacznie uszkodziła obiekty przy trasach, MP zostały przeniesione do Jakuszyc, a biegi amatorów odwołane. Tym razem stanie się inaczej i zima będzie normalna. Inaczej być nie może, bo... mam zamiar wystartować w biathlonie dla amatorów. Dokładnie tak, nie przeoczyłeś się, Drogi Czytelniku. Nie mogę pozostać bezczynny, podczas gdy kolejna świetna impreza przyciąga wielu sympatyków tego sportu, zapewniając tyle wrażeń. Samo pisanie (już) mi nie wystarczy. Tym bardziej, że być może w przyszłym sezonie będę już za daleko, aby planować takie rzeczy. Warto korzystać z takich okazji, co zapewne stwierdzi każdy, kto startował we wcześniejszej edycji na nartorolkach. Poza tym, zawsze będę mógł napisać coś więcej o samych zawodach biorąc w nich udział, niż stojąc obok lub będąc 100 km od Jamrozowej Polany. Dotychczas nie potrzebowałem współzawodnictwa, a wręcz się go trochę obawiałem z wielu różnych względów. Czas zmienić myślenie, a jeżeli już to robić, to właśnie dla takich okazji. To samo proponuję każdemu, kto jeszcze się waha.

Biorąc pod uwagę mnogość atrakcji w styczniu na Jamrozowej Polanie, można zacząć zastanawiać się nad przeprowadzką w tamte rejony. Być może warto nawet i na cały sezon. Jeżeli o mnie chodzi, to na pewno pojawię się w Dusznikach- Zdroju w ciągu najbliższej zimy. I to nie raz. A Ty?