Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

24- godzinne święto

Wielki tydzień zwykle kończy się świętem, a takim był niewątpliwie 82. wyścig 24 godziny Le Mans. Dla każdego fana sportów motorowych ten czas jest szczególny, na który warto czekać cały rok. A jakie prezenty dostaje się przy jego okazji? Emocje, dźwięk silnika przez całą dobę i dramaturgię. Tego wszystkiego nie zabrakło w tym roku, choć mogłoby się wydawać, że znów zwyciężyła ta sama marka. Zapraszam więc do przeczytania historii, którą zapisali kierowcy kolejnej edycji tego pięknego wydarzenia.

To był mój szósty wyścig oglądany w całości. Takie coś wymaga silnego samozaparcia i tzw. kawy Le Mans (3 łyżeczki i pół filiżanki wody), aby przeżyć najgorszy kryzys, który przychodzi nad ranem. Wierzcie mi, że wtedy oczy same się zamykają, a często przy tym ważą się losy rywalizacji. Przecież kierowcy też odczuwają zmęczenie i najłatwiej popełnić jakiś błąd. Natomiast samo wydarzenie obserwuję trochę tak, jak robią to prawdziwi kibice tenisa na Rolland Garros. W tym roku usłyszałem takie słowa podczas transmisji turnieju, że dla nich pierwszorzędną sprawą jest dramaturgia meczu, nie zaś jego zwycięzca. Oczywiście zawsze jest jakaś mniej lub bardziej lubiana postać, ale to nie może zaburzyć odbioru widowiska. I tak samo powiedziałbym o Le Mans. Ten legendarny wyścig powoduje, że każdy jego zwycięzca jest wielki, a załogi, które w nim startują zasługują na szacunek fanów. A dramaturgia? Zwykle przychodzi sama, nagle, kiedy nikt się tego nie spodziewa. Tak było również w tym roku.

Jako pierwsza o dramaturgię zatroszczyła się pogoda. Bezchmurne niebo i wysoka temperatura podczas sesji warm up w sobotę rano zapowiadały  piękne i czyste ściganie. Aż tak dobrze jednak być nie mogło i już w drugiej godzinie wyścigu pojawiły się groźne chmury. Chwilę później nad niektórymi partiami tego długiego toru pojawiły się pierwsze solidne opady deszczu, na co nie wszyscy zdołali się przygotować i założyć odpowiednie opony. Ucierpiało na tym przede wszystkim Audi #3 (Albuquerque, Bonanomi, Jarvis), w które uderzyło z całej siły Ferrari #81, kasując zupełnie jego tył. W ten incydent była zamieszana też Toyota #8, którą jednak udało się uruchomić i doprowadzić do boksów na naprawę. Z ogromną stratą ekipa przystąpiła do rywalizacji, co okazało się być jedynie złą zapowiedzią dobrego wyniku... To, co przyniosła pechowa druga godzina, możecie zobaczyć w poniższym filmie.


W tym czasie na prowadzeniu był drugi z samochodów Toyoty. Ekipa #7 (Nakajima, Wurz, Sarrazin) startowała z pole position i spisywała się świetnie w czasie wyścigu. Gdy zapadła noc, prawdziwi fani Le Mans mieli zafundowaną prawdziwą ucztę. To jest właśnie ten moment, na który czeka się przez cały rok. Zapadający zmrok i takie obrazki, jak w poniższych filmach.


W nocy miała również miejsce jedna z lepszych walk o prowadzenie w kategorii GTE Pro. Prowadzący wówczas Aston Martin #97 odpierał ataki Corvetty #74 i Ferrari zespołu AF Corse #51, z którego kamery możecie to zobaczyć.



Jeżeli już pojawiła się kamera on board, to trzeba przyznać, że w czasie nocy jest ona szczególnie używana przez realizatora. Ja natomiast wybrałem jeden samochód, z którym "podróżowałem" przez większość czasu. Raz padło na Corvette #73. Nie sposób oprzeć się temu dźwiękowi, zakłócającemu bezlitośnie ciszę nocną. Przekonajcie się sami w tym filmie.



Im bardziej zbliżaliśmy się do rana, tym większe stawało się zmęczenie. W dodatku realizator uparcie wybierał takie obrazki, jak poniżej.



A Toyota #7 nadal prowadziła za sprawą jadącego świetnie Nakajimy. Niestety, dokładnie o 5 rano spalił się przewód instalacji elektrycznej, przez co samochód zatrzymał się za zakrętem Arnage i nie powrócił do rywalizacji. Prowadzenie objęło Audi #2 z Benoit Treluyerem za kierownicą. Jednak dokładnie dwie godziny później awaria turbosprężarki zmusiła zespół do dłuższej naprawy w boksach, w wyniku czego na prowadzeniu znalazł się samochód, który jeszcze w środę nie istniał, czyli Audi #1, rozbite podczas treningu przez Loica Duvala. Teraz zbudowany od nowa prototyp prowadzony przez zastępczego kierowcę Marca Gene mógł wygrać Le Mans. To by była historia! No właśnie, byłaby, bo około 11 ten sam problem z turbosprężarką uziemił w boksach zespół na kilka chwil, przez co prowadzenie objęło Porsche powracające do rywalizacji po latach przerwy. Samochód #20 z Timo Bernhardem za kierownicą dokonał tego dzięki oszczędności paliwa i bezawaryjności, bo czasy okrążeń były dramatycznie słabe. Przyczyny takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w zniekształceniach dyfuzora, które następowały po tylu godzinach jazdy, co widać na zdjęciach tu. Jednak ekipa #20 (Bernhard, Hartley, Webber) nie dała rady nawet dojechać do mety, bo poważny problem techniczny o 13 zatrzymał ją na dobre w boksie, podobnie jak chwilę później siostrzany samochód #14 (Jani, Lieb, Dumas), który później wyjechał tylko na ostatnie okrążenie. Powrót Porsche był więc bolesny, ale za rok na pewno będzie lepiej, jeżeli poprawią konstrukcję modelu 919 Hybrid. Tym samym po zwycięstwo jechało niezagrożone Audi #2 w składzie: Lotterer, Fassler, Treluyer. Temu ostatniemu przypadła zmiana kończąca i to Francuz przekroczył linię mety tego legendarnego wyścigu jako pierwszy. Moment jego wzruszenia i zakończenia rywalizacji zobaczycie w filmie. Jako drugie przyjechało Audi #1 w składzie: Gene, Kristensen, Di Grassi. Trzecie miejsce przypadło pechowej Toyocie #8 (Lapierre, Davidson, Buemi), której po wypadku w sobotę udało się wskoczyć na podium 24 godziny później. Kategorię LMP2 wygrał zespół Jota #38, w której załodze miał jechać Gene. Po wezwaniu przez Audi zastąpił go Oliver Turvey. Resztę załogi stanowili: Simon Dolan i Harry Tincknell. W GTE Pro najlepsi byli kierowcy zespołu AF Corse #51: Fisichella, Vilander, Bruni, którym jako jedynym udało się dojechać bez najmniejszych problemów technicznych. Natomiast w GTE Am piękne zwycięstwo dedykowane pamięci Allana Simonsena odniosła ekipa Aston Martin Racing #95: Thiim, Heinemeier Hansson, Poulsen.



Łzy radości Treluyera i całego zespołu Audi świadczą o tym, jak wiele znaczy ten wyścig dla każdego producenta. Niemiecka marka od zawsze traktowała starty w Le Mans szczególnie, odpuszczając nawet niektóre wyścigi serii WEC i przygotowując się z myślą tylko o tym klasyku. Po raz kolejny okazało się to dobrym wyjściem. Jak powiedział Grzegorz Gac: "Można w sezonie nic nie startować i wygrać tylko Le Mans, będąc rozliczonym". To prawda. Toyota wygrywała wszystkie dotychczasowe wyścigi WEC i pewnie wygra kolejne. Ale bez zwycięstwa w Le Mans nawet mistrzostwo świata endurance nie będzie dobrze smakowało.
Photo credit: .curt. / Foter / Creative Commons Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0)

Czego nauczyła nas 82. edycja 24- godzinnego wyścigu Le Mans? Przede wszystkim tego, że hybrydy nie są jeszcze sprawdzonymi i bezawaryjnymi konstrukcjami. Wszystkie samochody kategorii LMP1 HY miały jakieś problemy techniczne i tak naprawdę wygrał ten, który miał ich najmniej. Ten rok był pewnego rodzaju próbą dla nowych zasad, które wymagały mniejszego zużycia paliwa na okrążeniu przy takiej samej szybkości. Jak widać, na razie nie da się tego osiągnąć bez przekraczania granicy możliwości silników. Wszystko wymaga jeszcze poprawy. Po drugie, powrót Porsche i zapowiedź startów Nissana w LMP1 na pewno przestraszyła trochę Audi. Wypadki, które widzieliśmy w sesjach treningowych i kwalifikacjach świadczyły o rosnącej presji na kierowcach. To zaś jest zwiastunem ciekawej walki za rok. Trzecią kwestią jest uboga stawka niefabrycznych zespołów w LMP1. Dwa samochody zespołu Rebellion Racing zawsze dobrze się ogląda na torze, ale lepiej by było, gdyby miały z kim walczyć. Lotus nie zdążył ze zbudowaniem swojego prototypu na Le Mans, ale liczę, że za rok zobaczymy nie tylko jego zespół, lecz także inne samochody w klasie LMP1- L. I na koniec dowiedzieliśmy się, że najlepszym inżynierem wyścigowym okazała się po raz trzeci kobieta. Leena Gade wygrała swój kolejny wyścig Le Mans i wraz ze zwycięskimi kierowcami stanowi obecnie najbardziej wartościowy zespół w stawce. A Porsche? Już zapowiedziało, że za rok wróci jeszcze silniejsze. Trzymam za słowo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz