Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Karaoke i mistrzostwa krajowe, czyli końcówka sezonu zawodowców

Sezon Pucharu Świata się zakończył, co jednak nie oznacza końca jakichkolwiek zawodów biathlonowych i biegowych. W zeszłym tygodniu odbyły się Wojskowe Mistrzostwa Świata, w których Polska zdobyła złoty medal w klasyfikacji drużynowej biathlonistek. Ponadto Krystyna Pałka zdobyła brąz w biegu sprinterskim. Ale zanim zdarzyło się to wszystko, był jeszcze czas na świętowanie zakończenia PŚ w gronie najlepszych. W Oslo mieliśmy więc sporą imprezę z udziałem gwiazd biathlonu. Między innymi działy się tam takie rzeczy, jak w filmie poniżej, czyli karaoke, tańcząca Tiril Eckhoff, a spostrzegawczy dostrzegą nawet przebranego za kobietę Bjoerna Ferrego (czyżby nowe hobby po zakończeniu kariery? ;)). Ale trzeba przyznać, że Johannes i Emil stworzyli świetny duet rockowy. Szczególnie EHS chciał na pewno odreagować średnio udany sezon...



Po wszystkim miały miejsce mistrzostwa krajowe. W Szwajcarii rywalizację zdominowały: Elisa i Selina Gasparin oraz Benjamin Weger, wygrywając sprinty i biegi masowe. Włosi rozegrali te same konkurencje, w których wygrywali odpowiednio: Lukas Hofer i Michaela Ponza oraz Dominik Windisch i Karin Oberhofer. Francja to oczywiście zwycięstwa Martina Fourcade, zaś wśród pań niespodziankę w biegu ze startu wspólnego sprawiła Jaquemine Baud, zdobywając złoto. Mistrzostwami Austrii zakończył swoją karierę Christoph Sumann, pozostając jednak bez medalu. W Norwegii biathloniści walczyli o medale w Voss. W biegach indywidualnych wygrywali: Johannes Thingnes Boe oraz Marte Olsbu. W sprincie triumfował znów młody Boe oraz Tora Berger. Na swoich ostatnich w karierze Mistrzostwach Norwegii Tora zdobyła jeszcze złote medale w biegu masowym i sztafecie. Jasiowi się to nie udało, bo o ile sztafetę wygrał jego klub Sogn og Fjordane SSK, o tyle w biegu ze startu wspólnego nie zdobył żadnego medalu. Zwyciężył Kristoffer Langoeien Skjelvik. Pełne wyniki możecie zobaczyć tu. Warto zwrócić uwagę, że w Mistrzostwach nie startowali: Ole Einar Bjoerndalen, Emil Hegle Svendsen (podobno po dyskotece w Oslo nikt go nie widział, pewnie leczy kaca), Tarjei Boe, Lars Berger oraz Alexander Os. Nieobecność dwóch ostatnich była spowodowana startem w Wojskowych Mistrzostwach Świata, gdzie w biegu na 15 km złoto zdobył właśnie Berger.

Biegacze narciarscy ścigali się w Gålå. Program zawodów obejmował sprinty drużynowe oraz biegi na 30 km i 50 km stylem dowolnym. Niespodzianek nie było. W maratonach triumfowali: Marit Bjoergen przed Therese Johaug i Kristin Stoermer Steirą oraz Martin Johnsrud Sundby, który wyprzedził Daniela Myrmaela Helgestada oraz Simena Andreasa Sveena. Kompletne wyniki znajdują się pod tym linkiem.

Warto odnotować, że również w Stanach Zjednoczonych odbyła się wiosenna seria mistrzostw krajowych w Anchorage. Wśród nich był dobrze nam znany Noah Hoffman, który zwyciężył w biegu na 15 km techniką dowolną oraz był drugi w 50 km klasykiem (co i tak dało mu mistrzostwo, bo wygrał zawodnik spoza USA). Wśród kobiet triumfowały: Kikkan Randall na 10 km oraz Sadie Bjornsen na 30 km. Poza tym odbyły się sprinty klasykiem, które wygrali: Randall i Reese Hanneman.

Wracając do biathlonistów, to czeka ich jeszcze pokazowa impreza Champions' Race w Moskwie. Gwiazdy, jakie zobaczymy 5 kwietnia na stadionie olimpijskim to: Martin Fourcade, Simon Fourcade, Emil Hegle Svendsen, Dominik Landertinger, Simon Schempp, Jakov Fak, Ondrej Moravec, Bjoern Ferry, Tora Berger, Kaisa Makarainen, Darya Domracheva, Gabriela Soukalova, Marie Dorin Habert, Valj Semerenko, Vita Semerenko, Selina Gasparin. Ostatnim punktem w sezonie będzie Puchar Rosji w Tyumieniu z bardzo ciekawymi konkurencjami. A później zasłużony odpoczynek przed powrotem do treningów i letnich zmagań. Nie zabraknie oczywiście Mistrzostw Świata w biathlonie letnim oraz zawodów na nartorolkach w Sandnes, czyli Skifestivalen Blink pod koniec lipca. Wciąż więc będzie wiele emocji.

Wiosenne bieganie

Zaraz po ostatnich biegach ze startu wspólnego w ramach biathlonowego Pucharu Świata w Oslo, stało się coś niemożliwego. W Jakuszycach zaczął intensywnie padać śnieg. A był to 23. dzień marca, czyli w kalendarzu wiosna. Zazwyczaj o tej porze panuje tam jeszcze zima, ale nie w tym sezonie. Śnieg zniknął bowiem z Polany przed Biegiem Piastów, co znacznie utrudniło jego rozegranie. Od tego czasu nie było nadziei na odmianę sytuacji. Tymczasem w zeszłą niedzielę sympatycy narciarstwa biegowego otrzymali od pogody miły prezent.

Po bardzo ciepłych dniach nikt chyba nie przypuszczał, że wiosna w Jakuszycach przywita nas śniegiem. Od niedzieli do wtorku spadło około 40 cm śniegu, co pozwoliło na przygotowanie tras. Mi natomiast pozwoliło na oczekiwane założenie po raz pierwszy nart Premio 9 Skate od One Way. Zapraszam zatem na zdjęciową relację w stylu Noah Hoffmana z ostatnich dni na śniegu w tym sezonie.

Pierwszego dnia (wtorek) pogoda była idealna. Zachodzące słońce ładnie oświetlało Polanę Jakuszycką, co koniecznie musiałem wykorzystać na zrobienie kilku zdjęć.
One Way Premio 9 Skate gotowe do pierwszej jazdy...

... kije Diamond 930 również.
Widok na pustą, słoneczną Polanę był niesamowity.

Jednak nie dla samych zdjęć odwiedziłem Jakuszyce, więc czym prędzej udałem się na trasy. Po opadach ratrak ubił część z nich, ale typowa dla tego miejsca wysoka wilgotność powietrza znacznie utrudniła zadanie. Przekonałem się o tym osobiście. Na początek wybrałem Górny Dukt, który był przygotowany w miarę możliwości.


Widok na Kopalnię Stanisław.

Na trasie było miękko. Kije zapadały się w śniegu przez zbyt mały koszyczek. Narty natomiast radziły sobie bardzo dobrze, jak na te warunki. Pierwsze wrażenie, jakie na mnie wywarły, to niesamowita lekkość. Producent podaje, ze ich waga wynosi jedynie 1270 g dla długości 186 cm, co i tak nie jest najlepszym wynikiem w kategorii performance skate (Fischery RCR o długości 187 cm ważą 1190 g). Różnica pomiędzy Premio 9, a moimi dotychczasowymi Fischerami Skatecut jest zauważalna. Przede wszystkim nowe są krótsze (179 cm w porównaniu do wcześniejszych 182 cm), a co za tym idzie, lepiej się je kontroluje. Podczas pokonywania podbiegów bardzo pomaga dobre rozłożenie masy na nartach. Przód jest odciążony, co pozwala na dynamiczną i efektywną pracę w kroku asynchronicznym. Jak dobrze się przyjrzeć, od wiązań po czuby znajdują się specjalne wyżłobienia, które są za to odpowiedzialne. Osobiście czuję się na nich jak na nartorolkach i bardzo mnie to cieszy. Właśnie takiej pewności i swobody oczekiwałem. Porównanie z nartorolkami jest również adekwatne przy szybkości Premio 9. Na tępym, miękkim śniegu i niespecjalnie stromym zjeździe udało się osiągnąć taką prędkość, że trochę zacząłem się bać. A (nie chwaląc się) trudno mnie przestraszyć na zjazdach. Na koniec dodam jeszcze, że ich taliowanie to 44/43/45. Tak więc krótki, ale udany test nart napawa mnie optymizmem przed następnym sezonem. Mam nadzieję, że warunki będą już normalne i uda się wykorzystać w stu procentach właściwości OW Premio 9.

Jakuszyce odwiedziłem jeszcze w piątek. Temperatura w nocy nie spadła poniżej zera, dlatego wiedziałem, że będzie to ostatni dzień nadający się na narty. Było bardzo trudno, a do pracy zaciągnąłem swoje stare Fischery. Śnieg już nie stanowił dobrego podłoża. Zapadały się zarówno kije, jak i narty. Tylko w kilku miejscach można było choć trochę pobiegać.

Widok na Samolot

Reszta była już w fazie rozkładu i nadawała się raczej do przechadzki, niż do biegania.


Pamiętam, że zazwyczaj ostatni pobyt na nartach w sezonie poświęcałem na szukanie zwiastunów wiosny w okolicy. W tym przypadku nie musiałem. Były wszędzie, gdzie tylko spojrzeć: płynące potoki, wystająca trawa itp.
I już po bieganiu...
Tak właśnie zakończyłem sezon 2013/2014. Był on bardzo trudny pod kątem pogody, która skutecznie pokrzyżowała plany zawodowców i amatorów. Oczywiście cieszę się z tych ostatnich dni na śniegu, bo takiego czegoś zupełnie się nie spodziewałem po tym, jak już odłożyłem narty na letnią przerwę. Aura potrafi zaskakiwać i na pewno przekonamy się o tym jeszcze nie raz. A tymczasem można udać się na krótki odpoczynek, a zaraz po tym na kolejne przygotowania do sezonu. Nie zabraknie treningów na nartorolkach i ciekawych wydarzeń. Czeka nas kilka fajnych imprez, zarówno dla amatorów, jak i zawodowców. W Czechach odbędzie się Silvini Skiroll Classics z finałowym wjazdem na Jested w Libercu. Planowany jest również nartorolkowy uphill z Dusznik Zdrój do Zieleńca. SadurSummer zapowiada się pracowicie...


P.S.: Był to post numer 100 na blogu.

Tusen takk Tora!

W Oslo zakończył się sezon 2013/2014 biathlonowego Pucharu Świata. Niezwykle emocjonująco rozstrzygnęła się rywalizacja o dużą kryształową kulę wśród kobiet, którą ostatecznie zdobyła Kaisa Makarainen. Oczywiście to na nią były zwrócone oczy wszystkich kibiców po dobiegnięciu do mety ostatniego biegu. Finkę zobaczymy w przyszłym sezonie na trasach jako broniącą trofeum. Nie ujrzymy natomiast tej, która zwycięstwo w klasyfikacji generalnej przegrała o jedyne 4 punkty, czyli Tory Berger. Dla Norweżki był to ostatni sezon w karierze i miała ogromną szansę na pożegnanie się z biathlonem z kryształem w ręku. Nic jednak nie straciła, bo w poprzednim roku zdobyła wszystko, co tylko się dało. Dziś opuszcza rywalizację jako spełniona biathlonistka z wieloma sukcesami na koncie oraz wzór do naśladowania.

Jak to dokładnie było? Po raz pierwszy Tora pojawiła się na trasach biathlonowego PŚ w sezonie 2002/2003. Zajęła wówczas 68. miejsce w klasyfikacji generalnej. W następnym roku nie startowała z powodu kontuzji. Dalej było już lepiej, bo zajęła 17. pozycję. Od tego czasu z czołowej dwudziestki wypadła tylko w sezonie 2005/2006, kiedy znalazła się na 22. miejscu. Ma również za sobą udaną walkę z rakiem skóry. Choroba została wykryta przed Igrzyskami Olimpijskimi w Vancouver, w 2009 roku. Właśnie na tej imprezie zdobyła złoty medal w biegu indywidualnym na 15 km. Było to najważniejsze zwycięstwo w jej życiu. Później było już tylko lepiej. Medale zdobywane wielokrotnie na Mistrzostwach Świata w Ruhpolding (2 złote i 1 brązowy) i Novym Mescie (3 złote i 2 srebrne) potwierdzały, jak świetną jest zawodniczką. Ukoronowaniem jej kariery był poprzedni sezon 2012/2013, kiedy to zdominowała rywalizację, zdobywając małe kryształowe kule za każdą konkurencję oraz dużą. Do złotego medalu olimpijskiego z Vancouver dorzuciła srebrno zdobyte w biegu pościgowym w Sochi oraz złoto i brąz ze sztafet. Teraz może udać się do swojego domu w Meråker i poświęcić się życiu rodzinnemu. A być może też ukończy studia, bo obecnie jest studentką NTNU w Trondheim.
Tora Berger na najwyższym stopniu podium biegu pościgowego w Novym Mescie w sezonie 2011/2012.

Tora Berger nie odchodzi sama. Po tym sezonie swoje karabiny odwieszą również: Ann Kristin Flatland, Michaela Ponza, Andreja Mali, legendarna Andrea Henkel oraz druga w biegu masowym Teja Gregorin. Nie zapominajmy również o panach. Ich grono w przyszłym sezonie pomniejszy się o Bjoerna Ferry'ego, Carla Johana Bergmana i Christopha Sumanna. Szwedów czekają ciężkie czasy, bo po dobrych wynikach powyższej dwójki, cały ciężar przewodniczenia reprezentacji spadnie na Fredrika Lindstroema. Wszystkie te nazwiska będziemy jeszcze długo wspominać.

Nie było natomiast pożegnania Ole Einara Bjoerndalena, który postanowił przedłużyć swoją karierę do Mistrzostw Świata w Oslo w 2016 roku. Wystąpił nawet w roli "złodzieja" kijów Martina Fourcade w ciekawym filmie przygotowanym przez reprezentację Francji. Zapewne król połakomił się na nowe Premio HD.



I na koniec jeszcze coś ze świata biegów narciarskich. Z całego sezonu zebrano najlepsze zdjęcia autorstwa NordicFocus i umieszczono razem w jednym filmie, tworząc piękny przegląd sportowej rywalizacji. Polecam obejrzeć.

Same One Way Premio 9 zimy nie czynią

"Nordic sports is a spirit. It's about doing the things you want and looking the way you want". Taki napis widnieje na moich Premio 9, obecnie odstawionych smutno w kącie w pokoju. Jak się okazało, w pakiecie z nartami One Way Premio 9 Skate, producent nie dołącza śniegu. I w ten sposób powyższa sentencja staje się pięknym marzeniem na przyszły sezon, bo ten obecny, zarówno dla mnie, jak i dla nich, już się skończył.

Prawda jest taka, że przez słabe warunki, jakie mieliśmy w ostatnich miesiącach, ślizgi nart nie dotknęły nawet śniegu od czasu, gdy do mnie przyszły. Przetarcia i kamienie, które mocno zraniły moje dotychczasowe Fischery, powstrzymywały mnie przed pierwszym testem OW. Była końcówka stycznia i liczyłem, że sytuacja się poprawi i spadnie więcej śniegu. W perspektywie był jeszcze przecież cały luty i Bieg Piastów, więc opady po prostu musiały się pojawić. Tak się jednak nie stało i najczarniejszy scenariusz dla każdego sympatyka narciarstwa biegowego się spełnił. Wiemy dokładnie, jak tragicznie wyglądały trasy w przeddzień imprezy i jak trudno je było przygotować.

Dziś mamy 19. dzień marca. Patrząc na pogodę za oknem, nie mam już nawet resztek nadziei, że coś się odmieni. Rezygnacja je pokonała. Spakowałem już swoje Premio 9 na letnią przerwę. Nawet nie ruszałem ślizgów, zostawiając je tak, jak przygotował mi PR-Sport. Niech czekają na lepszy przyszły sezon, na świeży i ubity śnieg, aby mogły spełniać swoje zadanie. Upłynie trochę czasu, aż stanę w nich na trasie i będę mógł powiedzieć: "I am nordic".

Tymczasem swój sezon zakończyli narciarze biegowi. W zeszły weekend miał miejsce finał Pucharu Świata, tradycyjnie w Falun. Szwedzkie miasto przygotowuje się do przyszłorocznych Mistrzostw Świata, dlatego niedawne zawody były pewnego rodzaju próbą generalną przed główną imprezą. Trzeba przyznać, że próba się powiodła i możemy liczyć na wiele ze strony organizatora za rok. Falun 2015 sponsoruje One Way Sport. Na stronie producenta już teraz można zakupić ubrania i akcesoria zawierające logo MŚ. Jeżeli zaś chodzi o same rozstrzygnięcia finału PŚ, to były one bardzo miłe. Przede wszystkim Therese Johaug obroniła koszulkę liderki i zdobyła swoją pierwszą dużą kryształową kulę w karierze. Patrząc na to, jakie biegi (sprinty klasykiem, skiathlon, pościgowy) odbywały się w Falun, mało kto wierzył w jej możliwości w walce z doświadczoną Marit Bjoergen. Jednak skazywana na porażkę zyskała dodatkową motywację, która pozwoliła jej na zbudowanie przewagi w biegu łączonym i utrzymanie jej dzień później. W rywalizacji mężczyzn zwycięstwo w klasyfikacji generalnej było już rozstrzygnięte w Lahti. Martin Johnsrud Sundby mógł tym samym spokojnie odebrać swój pierwszy w karierze Puchar Świata bez względu na wyniki w Falun. Norweg jednak nie zamierzał spoczywać na laurach i pokusił się jeszcze na wygranie całego finału. W bardzo zaciętej walce pokonał Alexa Harveya i Alexandra Legkova. Niestety nie można było tego zobaczyć, bo Eurosport postanowił pokazać zawody w jeździectwie. Dla nich też bardzo szybko skończyła się zima...

Zima nie kończy się jednak dla biathlonistów, którzy swoje finałowe zawody rozegrają w Oslo. Chyba nie muszę mówić, że lubię tę lokalizację. Trasy są bardzo ładne, widoki również, a to wszystko mieści się na wzgórzu Holmenkollen. Zdecydowanie lepiej kończyć sezon właśnie tam, niż w Khanty- Mansiysku, gdzie bywa przygnębiająco. Zwykle nawet w kwietniu panuje tam sroga zima (to akurat dobrze), ale przez to dziwnie jest rozstawać się z Pucharem Świata. W dodatku szybko robi się ciemno, a trasy są nieciekawe. W Oslo natomiast mamy skocznię, pełne trybuny i króla Haralda V, przyglądającego się występom norweskich zawodników. Mamy również korony norweskie, które należałoby zapłacić za wstęp na zawody. Miejsce na jednej z trybun na jutrzejsze sprinty kosztuje od 152 NOK do 197 NOK, natomiast miejsce przy trasie od 77 NOK do 92 NOK. W przeliczeniu na złotówki jest to odpowiednio około od 76 zł do 98 zł i od 39 zł do 46 zł. W następne dni, czyli na sobotnie biegi pościgowe i niedzielne masowe, bilety są oczywiście droższe. Wówczas na miejsce przy trasie należałoby wydać od 52 NOK do 197 NOK, zaś na trybunach od 112 NOK do 452 NOK. Można jednak zdecydować się na zakup biletu na oba weekendowe dni, co kosztowałoby od 172 NOK do 402 NOK. W tym przypadku dostępne są zniżki dla dzieci, których wstęp kosztuje w granicach 55- 122 NOK. Takie ceny stawiają zawody w Oslo obok Ruhpolding. Jednak szeroki wybór miejsc na trybunach i związane z tym różnice w kosztach sprawiają, że Norwegia okazuje się być tańsza od Niemiec. Tego się nie spodziewałem.

Pierwsze biegi w Oslo Holmenkollen już jutro. Kobiety rozegrają sprint o 12:30, zaś mężczyźni ruszą na trasy o 15:30. Warto dodać, że w niedzielę ma się odbyć specjalna prezentacja nowej konkurencji biathlonowej, która być może w przyszłym sezonie zostanie włączona do Pucharu Świata. Formuła zmagań ma być podobna jak na pokazowych zawodach, rozgrywanych co roku na stadionie Schalke w Gelsenkirchen. A póki co, zobaczmy, jak wygląda Oslo w przeddzień finału sezonu 2013/2014.


Znalezione w internetach- relacja z Biegu Wazów

Było ostatnio o Worldloppet, więc czemu nie pociągnąć dalej tego tematu. Wiadomo, że jest to znany cykl biegów długodystansowych, rozgrywanych różnymi stylami i w różnych lokalizacjach. Jednym z ważniejszych wydarzeń sezonu Worldloppet jest Bieg Wazów, odbywający się co roku w pierwszą niedzielę marca w Szwecji. Trasa liczy imponujące 90 km i prowadzi z Sälen do Mory. Warto dodać, że jeszcze kilka lat temu, ten maraton był zaliczany do Pucharu Świata w biegach narciarskich.

Każdy zapewne powie, że na takim dystansie nie będą liczyli się sprinterzy. Co więcej, nawet nie mieliby po co startować. Obserwując przecież zawody finałowe PŚ w Falun, w zwykłym skiathlonie na "jedynie" 30 km widzieliśmy męczarnie typowych zawodników od sprintu, takich jak Ola Vigen Hattestad. Natomiast Emil Joensson nie wystartował w ogóle, wiedząc, że nie da rady. Skąd więc w gronie czołowych miejsc tegorocznej edycji trzykrotnie dłuższego Vasaloppet wzięły się takie nazwiska, jak John Kristian Dahl- były czołowy sprinter reprezentacji Norwegii, czy Johan Kjoelstad- wicemistrz świata w sprincie z 2009 roku z Liberca? Z odpowiedzią na to pytanie może przyjść kolarstwo. Wielokrotnie przecież podczas transmisji przeróżnych wyścigów słyszy się takie zdanie: "Etap długi, płaski, dla sprinterów". Zazwyczaj na takim etapie idzie jakaś ucieczka, która jest doganiana przez peleton na ostatnich kilometrach, aby to właśnie między sprinterami rozegrała się walka o zwycięstwo. Tak było w przypadku Biegu Wazów, kiedy to na mniej niż 1 km przed metą został doścignięty Joergen Aukland po prawie 50- kilometrowej ucieczce. Z grupy zaatakowali sprinterzy- Dahl i Kjoelstad. Silniejszy okazał się ten pierwszy, zaś Aukland nie stanął nawet na podium, bo wyprzedził go jeszcze kolega z klubu- Joergen Brink- wielokrotny triumfator wyścigu z poprzednich lat. Brutalne, prawda? W takiej sytuacji przypomina mi się niesamowita ucieczka Tony'ego Martina na jednym z etapów zeszłorocznego Vuelta a Espana, którą "skasowano" około 20 metrów (!) przed metą.

Ale kolarstwo to zupełnie inna bajka, niż narciarstwo biegowe. Sprinterów nie da się "dowieźć" do mety z pomocą drużyny. Inaczej pojmujemy samo pojęcie sprintera w obu przypadkach. W biegach takich, jak Vasaloppet, każdy musi wytrzymać trudy dystansu, a wiadomo, że szybcy zawodnicy zwykle nie są do tego przystosowani. Wystarczy tylko wspomnieć, że nie udało się to nawet takim nazwiskom, jak Sami Jauhojarvi, czy Lukas Bauer. Sukces polega więc na czymś innym.

Zwróćmy uwagę, że Worldloppet obejmuje zaledwie kilka wyścigów w sezonie. Znacznie łatwiej przygotować się do takich startów, bo nie ma aż takiego obciążenia, jak w przypadku Pucharu Świata. Tym bardziej, że zawodnik wybiera sobie konkretne zawody, które są jego najważniejszym celem. Ponadto specjalizujący się w maratonach biegacze mają już "swoje lata" oraz zwykle starty w PŚ za sobą. Może się więc zdarzyć, że były sprinter stanie się długodystansowcem, bo wykorzysta swoje doświadczenie i wytrenuje wytrzymałość. To właśnie zrobił John Kristian Dahl, Johan Kjoelstad oraz inni.

Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć

Na koniec już tylko wystarczy spojrzeć na profil trasy Biegu Wazów, który też jest ciekawy. W większości wyścig prowadzi po płaskim i lekko opadającym terenie. Zdarzają się oczywiście podbiegi, a najtrudniejszy z nich znajduje się zaraz po starcie w Sälen. Nie jest to jednak jakaś mordercza góra. Można to wywnioskować choćby z faktu, że niektórzy zawodnicy (i nawet zawodniczki) zdecydowali się wystartować bez smarowania nart "na trzymanie", co w przypadku stylu klasycznego mogłoby okazać się samobójstwem. Jednak nie w przypadku Vasaloppet. Taki zabieg pozwolił uzyskać większą prędkość na długich zjazdach i opłacił się, ale wymusił double poling na całej długości trasy. W każdym razie 90 km pokonane bezkrokiem to coś niesamowitego, co świadczy o ogromnej sile zawodnika. Chyba najważniejszą zasadą, którą można sobie przyjąć przed startem w Biegu Wazów, jest: "Keep calm and do double poling".

Teraz już tylko polecam obejrzeć poniższą relację z tegorocznej edycji i wypatrywać znajomych twarzy z Pucharu Świata.

Wiosenne Kontiolahti

Przy takiej pogodzie, jaką mamy obecnie, trudno uciec od ciągłego powtarzania, że to już jest wiosna. Mówią tak w TV, w internetach, na ulicach. Nawet kolarstwo coraz śmielej wdziera się na antenę Eurosportu ze swoimi wyścigami "ku słońcu", czyli Paryż- Nicea oraz Tirreno- Adriatico, wypierając tym samym sporty zimowe. Kilka z nich będzie miało swój epilog już w ten weekend, przede wszystkim narciarstwo alpejskie oraz biegi narciarskie. Sezon, a wraz z nim zima zbliża się rzeczywiście ku końcowi i jest to trochę smutne. Zwykle tak było, że najpierw kończyły się zmagania pucharowe, a później dopiero ostatnie dni na śniegu. Jedno tylko tu nie pasuje. Jak może kończyć się coś, co nawet na dobre się nie zaczęło?

Ten sezon na pewno przejdzie do historii, jako najgorszy pod kątem pogody. Wystarczy tylko wspomnieć problemy ze śniegiem w praktycznie każdej zimowej dyscyplinie sportu. Wietrzne Oestersund, Oberhof bez śniegu i oczywiście gorące Sochi to tylko kilka problemów pucharowej rywalizacji. Tymczasem ucierpiały nie tylko zawody najwyższej rangi. Również znany cykl maratonów Worldloppet & FIS Marathon Cup stracił kilka biegów i dystansów przez złe warunki atmosferyczne. Jednym z biegów zaliczanych do FIS Marathon Cup był Bieg Piastów. W tym roku najdłuższy dystans 50 km został skrócony do zaledwie 8 km. Natomiast Demino Ski Marathon oraz Jizerská Padesatka z Worldloppet nie odbyły się wcale. To idealnie obrazuje, jak bardzo złe panują warunki. Nie piszę tego w czasie przeszłym, bo mimo wszystko nadal gdzieś w głębi wierzę, że coś się odmieni. Zima w kalendarzu jeszcze trwa i zawsze jakiś opad śniegu, który pozwoli na przygotowanie tras, może się zdarzyć. Tylko ta nadzieja, choć umiera ostatnia, w końcu będzie musiała ustąpić rezygnacji. Oby tak się nie stało i rzeczywiście udało się choć raz w tym miesiącu wreszcie użyć nowych One Way Premio 9. Światełkiem w tunelu są norweskie prognozy pogody z yr.no, które konsekwentnie zapowiadają opady śniegu w Jakuszycach w najbliższy weekend. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, biorąc pod uwagę, że tamtejsze trasy są już oficjalnie zamknięte.

Natomiast wracając do finałów Pucharu Świata, to już trwa narciarstwo alpejskie w Lenzerheide, zaś w weekend czekają nas zawody w Falun, po których poznamy zwyciężczynię dużej kryształowej kuli w biegach narciarskich. Celowo piszę tylko o zwyciężczyni, bo wśród mężczyzn kryształ już zapewnił sobie Martin Johnsrud Sundby. Jedno jest pewne. Obydwa trofea trafią do Norwegii, bo w rywalizacji liczą się jedynie Marit Bjoergen i Therese Johaug. Biorąc pod uwagę finałowe konkurencje, należy spodziewać się wygranej tej pierwszej, która dołożyłaby tym samym kolejny sukces do swojej pokaźnej galerii. Najbardziej szkoda Astrid Uhrenholdt Jacobsen, która po świetnym w jej wykonaniu Tour de Ski musiała zmierzyć się z osobistą tragedią, jaką była śmierć jej brata. Do tego podczas niedawnego biegu na 30 km w Oslo wypadła z trasy i doznała wstrząśnienia mózgu.

Jeżeli chodzi o biathlon, to tym razem Puchar Świata zawitał do fińskiego Kontiolahti. Na szczęście nie oznacza to rozstania się z emocjami, bo czekają nas jeszcze biegi w Oslo na zakończenie. Jednak nawet na północy panuje już aura podobna do wiosennej. Na bardzo wymagających trasach biathlonistów będzie dodatkowo męczył miękki śnieg. Temperatury utrzymują się powyżej zera. Trener reprezentacji USA, Fin Jonne Kähkönen powiedział nawet, że w tym rejonie Finlandii nigdy na początku marca podobnej pogody nie widział. Zapowiadają się więc kolejne zawody w atmosferze anomalii. Ja natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że to właśnie w Kontiolahti Ole Einar Bjoerndalen odniósł swoje ostatnie zwycięstwo w Pucharze Świata (jeżeli konsekwentnie odliczyć Igrzyska Olimpijskie w Sochi). Był to bieg pościgowy, rozgrywany przy dużym mrozie, którego teraz chyba nikt nie potrafi sobie wyobrazić. Może więc zarówno mróz, jak i król przypomną o sobie znów w tym samym miejscu? Już jutro o 15:10 sprint mężczyzn, zaś o 17:45 pobiegną kobiety. Następnie w sobotę kolejne dwa sprinty (rekompensata za odwołane biegi) oraz biegi pościgowe w niedzielę. Przypuszczam, że do niedzielnych pościgów zostaną wzięte czasy z tego drugiego sprintu. To trochę nie fair. Osobiście wyciągnąłbym średnią czasów z obu sprintów każdego zawodnika i na tej podstawie ułożył listę startową. Roboty byłoby więcej, ale jakże ciekawie wyglądałaby rywalizacja! Przed wszystkim, polecam film z wycieczką po 2,5- kilometrowej pętli, po której oprowadza Marie Laukkanen.


Wiadomo było, że prędzej czy później rzeczywiście emocje związane ze startami Justyny Kowalczyk, zastąpią starty fantastycznego Michała Kwiatkowskiego, który obecnie ściga się w Tirreno- Adriatico. Szkoda tylko, że musiało to nastąpić znacznie prędzej i tak drastycznie. Nie chodzi tu o kontuzję naszej zawodniczki. Mam raczej na myśli, że przez obecną aurę, po zakończeniu wszystkich zimowych zmagań, po wszystkim pozostanie tylko wspomnienie. A zwykle było przecież inaczej... Ale o tym już kiedy indziej. Na razie w ramach rekompensaty za nietransmitowaną pięćdziesiątkę w Oslo, polecam sobie obejrzeć ten sam dystans w 2012 roku.

Z Pokljuki do Oslo i z powrotem

Na wstępie chciałbym życzyć wszystkim paniom, odwiedzającym i czytającym tego bloga, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet. Ten szczególny dzień jest okazją do podziękowania Wam za to, że jesteście. Sposobów jest wiele.

Na przykład IBU nagrodziło Irinę Starykh i Ekatarinę Iourievą dyskwalifikacją za stosowanie dopingu. Dopiero dziś ujawniono wyniki badań próbek B, które pobrano po stwierdzeniu niedozwolonych substancji we krwi u tych biathlonistek. Sprawa ma swój początek jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi, kiedy to pojawiła się informacja o zawieszeniu trzech reprezentantów Rosji i Litwy. Nic więcej nie było wiadomo. Później Starykh przyznała się, że to z nią związane są podejrzenia i odsunęła się od kadry, natomiast litewski zawodnik Karolis Zlatkauskas od razu przyznał się do świadomego przyjmowania EPO. Trzeciej podejrzanej nie znaliśmy do końca (choć mogliśmy się domyślać), aż do czasu, gdy zawiodła jej ostatnia szansa na niewinność, czyli badana próbka B. I tak oto na dzisiejszej konferencji prasowej IBU (szeczegóły tutaj) świat dowiedział się o wyniku- Iourieva i Starykh stosowały erytropoetynę i jednocześnie wpadły po uszy. Kary nie zostały wprawdzie jeszcze ogłoszone, ale dla tej pierwszej będzie to najprawdopodobniej koniec jej sportowo- dopingowej kariery, bo została przyłapana na tym procederze po raz drugi (wcześniej została zdyskwalifikowana wraz z Dimitryem Yaroshenko oraz Albiną Akhatovą). Nieładnie...

Przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych, bo dzisiaj było takich wiele. Choćby bieg pościgowy w Pokljuce, w którym zwyciężyła Kaisa Makarainen. Dla Finki jest to pierwszy triumf w tym sezonie. Kilka razy była blisko takiego wyczynu, jednak zawsze brakowało celności na strzelnicy lub po prostu szczęścia. Dziś jednak wszystko zagrało dobrze. Mimo dwóch pudeł na strzelnicy (to i tak dobrze przy mocno wiejącym wietrze) wyprzedziła Torę Berger z takim samym strzeleckim rezultatem oraz Dorotheę Wierer, dla której było to najlepsze miejsce w zawodach PŚ w karierze. Ta trójka zapewniła sobie bardzo ładne prezenty na Dzień Kobiet. Natomiast rewelacje ze sprintu nie zaliczyły dramatycznych spadków, jakich się spodziewałem. Katharina Innerhofer była 7. a Darya Virolaynen 9. Wszystko wróciło poniekąd do normalności, ale pamiętajmy że pod koniec sezonu olimpijskiego mogą dziać się różne rzeczy... 

Ścigali się też panowie. Tym razem obudzili się Rosjanie- Shipulin i Malyshko, którzy od początku świetnie radzili sobie na strzelnicy w trudnych warunkach. Ten drugi jednak nie ma zbyt udanego sezonu pod kątem formy biegowej, stąd na trasie ponosił straty. W dodatku spudłował na ostatnim strzelaniu dwukrotnie, przez co spadł na 4. miejsce. Jego rodakowi się to nie przydarzyło i mógł samotnie przekroczyć linię mety na pierwszym miejscu. Podium uzupełnili: Bjoern Ferry oraz Ole Einar Bjoerndalen- oboje z dwoma pudłami. Po tym podium, król na pewno utwierdził się w przekonaniu, że decyzja o przedłużeniu kariery była słuszna. Tym bardziej, że w Pokljuce jest zdecydowanie najlepszym z Norwegów. Zarówno Emil Hegle Svendsen, jak i bracia Boe uplasowali się dziś w trzeciej dziesiątce, nie mówiąc już o tym, co zrobili w sprincie. Jednym słowem, słaaaabo...
Tej koszulki EHS w tym sezonie już raczej nie nałoży.

Biathlon na spółkę z narciarstwem alpejskim i Halowymi Mistrzostwami Świata w lekkoatletyce uniemożliwiły niestety transmisję jednego z ważniejszych biegów kalendarza FIS każdego sezonu. Mowa o pięćdziesiątce w Oslo. W tym roku panowie biegli techniką klasyczną. A dlaczego to tak istotne wydarzenie? Przede wszystkim, był to jedyny bieg sezonu na 50 km poza IO. Poza tym Oslo obrosło legendą, jeżeli chodzi o swoją coroczną obecność w Pucharze Świata. Zawsze (od 1902 roku) odbywa się tam właśnie maraton, co roku innym stylem. Kiedyś biegano dwie pętle, z której każda liczyła imponujące 25 km. Później skrócono jedno okrążenie do 17 km (trzy pętle), aż wreszcie do dzisiejszych 8,3 km pokonywanych przez zawodników sześciokrotnie. Inna była również formuła startu. Dawniej przeprowadzano start metodą interwałową- co 30 sekund. Ostatnim zwycięzcą w tej formule w 2008 roku był Anders Soedergren, który wyprzedził Lukasa Bauera i Remo Fischera. Warto dodać, że bieg ukończyło wówczas dwóch znanych nam biathlonistów- Frode Andresen (8. miejsce) oraz Lars Berger (35. miejsce). A skoro tak, to nietrudno domyślić się, jakim stylem wtedy biegano. Wyniki możecie zobaczyć tutaj. Dziś natomiast było bardzo ciekawie. Można powiedzieć, że panowie z ukłonem w stronę kobiet, rozegrali rywalizację "po damsku". Od początku Martin Johnsrud Sundby narzucał wysokie tempo, przez co kolejni zawodnicy szybko odpadali. Później zaatakował Lukas Bauer, ale nic z tego nie wyszło. Po pokonaniu połowy dystansu, w walce pozostali już tylko: Bauer, Sundby, Legkov, Richardson oraz młody Iivo Niskanen, ze sporą przewagą nad innymi. Na tym jednak się nie skończyło, bo już chwilę potem odpadł Czech, a na około 10 km przed metą kontakt z czołówką stracił Niskanen. Było więc wiadomo, że o zwycięstwo powalczą trzej świetni zawodnicy. Na ostatnich kilometrach Richardson z Sundbym odskoczyli Rosjaninowi. Norweg spróbował zaatakować na jednym z finałowych podbiegów, ale Szwed utrzymał się i skontrował przed stadionem. Końcówka była naprawdę szalona, jak i cały bieg. Możecie zobaczyć ją tutaj. Ostatecznie Daniel Richardson ukończył bieg pierwszy, przed Sundbym (który zapewnił sobie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata) oraz Legkovem. Teraz, jak spojrzymy na wyniki dzisiejszego biegu i porównamy je z tymi sprzed sześciu lat, znajdziemy Richardsona na 36. miejscu i Sundby, który nie ukończył wówczas rywalizacji. Widać postęp. Nie zmienił się Bauer- wciąż w czołówce, za co należą się słowa uznania.

Skoro już o mowa o doświadczonych zawodnikach, to dzisiejsza pięćdziesiątka była ostatnim biegiem w karierze dla Tobiasa Angerera i Jensa Filbricha. W Pucharze Świata startowali od kiedy pamiętam i na pewno przez długi czas świat biegów narciarskich będzie ich wspominał. Tym samym definitywnie kończy się epoka świetnej czwórki z Niemiec. Rene Sommerfeldt odszedł po IO w Vancouver, Axel Teichmann pobiegł po raz ostatni w Sochi na 50 km. Dziś przyszedł czas na dwóch ostatnich. 
Tobias Anderer po zawodach PŚ w Szklarskiej Porębie

Inny sposób na zakończenie kariery wybrał sobie Sami Jauhojarvi. Po Igrzyskach wybrał się na Bieg Wazów, który ukończył na 55. miejscu (ale tylko 1 minutę i 58 sekund za zwycięzcą- Johnem Kristianem Dahlem). Teraz wystartował jeszcze w Oslo (był 15.) i ma zamiar pojawić się na finale PŚ w Falun. Chyba zna powiedzenie Leszka Millera, że "prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy" i wziął je sobie do serca. Tak, czy inaczej, bardzo waleczna postawa zawodnika One Way.

Na koniec dnia jeszcze znalazłem taki denerwujący filmik, w obliczu naszej pogody. Słoweńcy skarżą się w nim na nadmiar śniegu w Pokljuce. To może choć trochę by nam pożyczyli? Mogę nawet sam po ten śnieg przyjechać...  

Kilka słów o technice- double poling

Oglądając wczorajsze sprinty technikę klasyczną w Drammen, zaobserwowałem ciekawe zjawisko. Część zawodników w męskim gronie startowała w nartach i butach do kroku łyżwowego. Czyżby pomylili się, pakując sprzęt na zawody Pucharu Świata? Nic podobnego. Zastosowali interesujący zabieg, który... no właśnie, pomógł im, czy nie?

Główne role w finale męskim odegrali dwaj Norwegowie: Ola Vigen Hattestad oraz Paal Golberg, odpowiednio pierwszy i drugi zawodnik na mecie. Tak się składa, że obydwoje pobiegli w sprzęcie do kroku dowolnego, mimo jasno określonego stylu, w jakim odbywały się wczorajsze sprinty. Dlaczego więc zdecydowali się na użycie takich nart? Odpowiedzią nie jest fakt, że czytają ten blog i stosując się do zasad "How to be nordic" chcieli chociaż zmyć tym poczucie winy po złamaniu zasady nr 10: "Bieganie klasykiem jest dozwolone tylko w niektórych przypadkach. (...)" Zrobili to w innym celu. Narty do łyżwy zapewniły im nieco lepszą zwrotność na zakrętach, mimo że były takiej samej długości, jak zwyczajne do stylu klasycznego. Ponadto buty są sztywniejsze, co też mogło być ważne dla niektórych. Ale jest coś jeszcze ważniejszego. A tym czymś jest double poling, czyli technika biegu bezkrokiem. W sprzęcie do techniki łyżwowej but nie odrywa się tak bardzo od wiązań, co umożliwiło lepszy przekaz siły przy bezkroku. Ale czy dało przewagę nad innymi? To zależy, bo przykładowo Emil Joensson radził sobie świetnie na podbiegach stosując diagonal stride, czyli krok naprzemienny. Wymagał on mniej siły w rękach, ale za to Emil musiał wykonywać znacznie szybsze ruchy, aby utrzymać tempo. Ponadto panowie w sprzęcie łyżwowym musieli używać tylko bezkroku (w przeciwnym razie ślizgaliby się w torach), co oznaczało, że na podbiegach potrzebowali ekstremalnie dużo siły. Widać to było na ostatnich metrach, kiedy następowała wymagająca stromizna. Zdarzyło się nawet, że w półfinale Anton Gafarov najzwyczajniej w świecie nie wytrzymał i wywrócił się przed samą metą. Ale co tu opowiadać, jak lepiej pokazać. Niestety nagrań z tego roku jeszcze w internetach nie ma, więc wszystko sobie obejrzymy na przykładzie poprzedniego finału. Porównanie dwóch technik jest idealnie widoczne, gdy zwrócimy uwagę na Alexeya Poltoranina w sprzęcie do klasyka oraz Pettera Northuga w sprzęcie do łyżwy. Dla sprzętowych spalaczy, takich jak ja, pytanie dodatkowe: kto oprócz Northuga wybrał narty do stylu dowolnego? Podpowiedź to double poling przez całą trasę.



Narciarskie porzekadło mówi, że dobry double poling wyróżnia mężczyzn od chłopców. Tak było i w tym przypadku, kiedy Northug wykorzystał to idealnie i ograł Poltoranina. Hattestad i Golberg zrobili to samo wczoraj z resztą rywali, choć trochę pomógł im Emil Joensson wywracając się na jednym z zakrętów. Swoją drogą bardzo ciekawa byłaby bezpośrednia konfrontacja dynamicznego kroku naprzemiennego w wykonaniu Szweda z bezkrokiem silnych Norwegów. Po raz kolejny więc sprint w Drammen technika klasyczną wygrały narty do łyżwy. Ot, taki paradoks. Jeżeli zaś chodzi o double poling, to faktycznie jest bardzo istotnym elementem techniki klasycznej. Powiedzieliśmy już sobie, że wymaga dużo siły fizycznej, ale też dobrze wykonany nadaje dobrą prędkość. Jak należy go ćwiczyć? Na to pytanie najlepiej odpowie Swedish Winter Sports Research Centre w poniższym filmie.



Wiemy już, dlaczego niektórzy sprinterzy użyli nart do kroku łyżwowego i co ma z tym wspólnego double poling. Teraz już tylko pozostaje stosować to w praktyce, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, oczywiście po odpowiednim przygotowaniu siłowym. Tak na marginesie dopowiem, że każdy biegacz i biathlonista ćwiczy w lecie double poling na nartorolkach, wjeżdżając zazwyczaj pod górę. To świetny sposób na siłę i wytrzymałość w kolejnym sezonie.

To jeszcze nie koniec

Spotkałem się kiedyś z pięknym stwierdzeniem: "wychowałem się na legendzie Bjoerndalena i trudno będzie się przyzwyczaić do jego braku". Tak mógł wyglądać początek posta na temat końca epoki Ole Einara Bjoerndalena, który miał niechybnie nastąpić z końcem tego sezonu. Tymczasem król sprawił dziś bardzo miłą niespodziankę wszystkim swoim fanom, w tym także i mnie. Wszelkie podsumowania jego wspaniałej kariery możemy zostawić na później. OEB ma bowiem zamiar zakończyć swoje starty na Mistrzostwach Świata w Oslo Holmenkollen w 2016 roku. Dwa lata to długo, biorąc pod uwagę jego wiek, więc już teraz pojawiły się pytania, czy do tego czasu uda mu się utrzymać formę. Szczerze wierzę, że tak, a nawet jestem o tym przekonany. W końcu to legenda biathlonu i niech trwa jak najdłużej. Zaczynam mieć wrażenie, że rzeczywiście "Bjoerndalen" = "biathlon". Ole Einarowi nie zabraknie na pewno motywacji, bo jak sam napisał w specjalnym oświadczeniu, robi to, co kocha i ciągle jest spragniony kolejnych startów. Pięknie to wszystko opisał na swoim profilu facebookowym:
"Dear biathlon friends, my career will continue! 
Before this season I was sure that this was my last season as a top biathlon athlete. My plan was to retire, and to start a new life and career. But during the start of the season I got this sneaking feeling that I was hungry for more. The problem was that I could not let my thoughts drift away before and during the Olympics. I felt that I had to stick to my plan, and stay focused. But after coming home from Sochi, full of energy and inspiration, I have been discussing with my team if I should reconsider my decision. Our conclusion is that I will continue my career until the World Championships in Oslo 2016! 
I am now looking forward to finish the season with 3 great World Cup competitions in Pokljuka, Kontiolahti and Holmenkollen, and then start the summer training for next season. 
It feels great to have made this important decision, and I am really looking forward to the next 2 years, since I love my sport and my life as a biathlon athlete! 
Biathlon greetings from Ole Einar"
Trochę więcej przemyśleń zawarł po norwesku, opisując powody, dla których postanowił przedłużyć swoją karierę:
"OL i Sotsji er over, og jeg har kommet tilbake til Østerrike, hvor jeg den siste uken har trent, slappet av og tenkt på fremtiden. Jeg nådde mine høye mål i Sotsji, og er ekstremt fornøyd med det. Det var både rått og uvirkelig å oppleve å komme så sterkt tilbake etter flere år med motgang. 
Før denne sesongen bestemte jeg meg for at dette skulle være min siste i internasjonal skiskyting, blant annet fordi det føltes riktig å gi seg i en alder av 40 år, og fordi det har vært krevende for meg å nå toppnivået i verdenscupen. 
De siste tre årene har jeg ikke vært dyktig nok fysisk og mentalt til å holde det nødvendige nivået. Skal du være i verdenstoppen må alt fungere optimalt, og jeg har hatt skader, sykdom og private utfordringer som har vært krevende. Disse utfordringene har bidratt til at det har vært vanskelig å prestere på det nivået jeg har ønsket. Jeg har rett og slett ikke vært god nok. Men årets sesong har blitt noe helt annet, og bedre enn jeg kunne drømme om. Det er jeg takknemlig for. 
Da jeg før jul begynte å se at det kunne gå rett vei, var det viktig for meg å holde meg til planen om at dette skulle være min avslutningssesong, for at jeg ikke skulle begynne å drifte i fokuset mitt i forberedelsene til OL, og underveis i Sotsji. Derfor har både hodet mitt, og all kommunikasjon, vært rettet mot at jeg skulle gi meg i april i år. 
Etter å ha kommet hjem fra Sotsji med gledelige resultater, og fått OL-erfaringene litt i perspektiv, satte jeg meg ned sammen med teamet mitt, og diskuterte ”hva nå?”. Skulle jeg holde meg til den opprinnelige planen, og legge opp, eller viste OL-prestasjonene at jeg også i fremtiden kan hevde meg i toppen? Den indre drivkraften min er jo fremdeles sterk, og det jeg har erfart det siste året, er læring som jeg ikke har vært i nærheten av i hele karrieren min. 
På grunn av min iver etter å utvikle meg videre og strekke meg mot nye mål, har jeg, gjennom mange samtaler med teamet mitt, bestemt meg for at jeg vil fortsette karrieren, og gå for VM i Holmenkollen i 2016! Jeg har oppriktig tro på at jeg kan prestere på høyt nivå i to år til, og mener at VM på hjemmebane vil bli et bedre og riktigere punktum for meg enn å legge opp nå. 
Allerede nå ser jeg fram til å starte opptreninga for en ny sesong, men først gleder jeg meg til årets tre siste verdenscuprunder, med avslutning i Holmenkollen. 
Det kjennes behagelig og riktig å ha tatt denne beslutningen. Jeg gleder meg skikkelig til de to neste årene, for jeg elsker jo det jeg holder på med!
Skiskytterhilsen fra Ole Einar"
I rzeczywiście: "hva nå?", czyli co teraz? Pozostały nam jeszcze zawody Pucharu Świata w Pokljuce, Kontiolahti i Oslo oraz cały kolejny sezon emocji związanych ze startami Bjoerndalena. Trochę ciężko wyrwać się z niedawnej nostalgii, która zawsze w głowie pozostawiała myśl: "już tylko dni pozostały do końca jego kariery". Ale to sama przyjemność w porównaniu do oswajania się z pustką, jaką OEB by pozostawił. Teraz już tylko trzeba rezerwować bilety na biathlonowe Mistrzostwa Świata w Oslo 2016 i uczestniczyć w tym niezwykłym wydarzeniu, jakim będą ostatnie biegi króla. Tak więc: Tusen takk Ole! På gjensyn i Holmenkollen.