Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Mononukleoza Martina Fourcade

Biathlonowy świat obiegła ostatnio wiadomość o chorobie Martina Fourcade. Zdobywca Pucharu Świata za poprzedni sezon boryka się z mononukleozą, przez co będzie musiał zrezygnować z treningów przez najbliższe tygodnie. Biorąc pod uwagę jego plany na przyszłą zimę, może być trudno osiągnąć wszystkie cele.

Martin Fourcade na starcie biegu masowego na Skifestivalen Blink 2013. W tym roku się tam nie pojawił.

Przypomnijmy, że Fourcade ma zamiar wystartować nie tylko w Mistrzostwach Świata w biathlonie w Kontiolahti, lecz również udać się do Falun, aby walczyć z biegaczami narciarskimi o medale. Tymczasem mononukleoza nie pozwoli mu na treningi przez kilka tygodni. Ta choroba objawia się między innymi ciągłym zmęczeniem (więcej nie wiem, bo SadurSky słabnie czytając o chorobach, zainteresowanych zapraszam tu: http://drogadosiebie.pl/mononukleoza/) i jest prawdziwym utrapieniem dla sportowców. Zwykle powrót do formy zajmuje po tym długi czas. A przecież do zimy coraz bliżej. Możliwe, że Martin nie będzie najlepiej przygotowany na początku sezonu. Pytanie tylko brzmi, czy zmiana planu treningowego, wymuszona przez tę okoliczność, pozwoli na osiągnięcie optymalnej dyspozycji w momencie startu na obu Mistrzostwach Świata.

Jeszcze przed zdiagnozowaniem choroby, Fourcade czuł się wyczerpany. Nie wystartował na Skifestivalen Blink, skupiając się na własnym treningu. Postanowił jednak wprowadzić choć trochę współzawodnictwa, zapraszając Norwegów do strzeleckiego starcia. Na swoim profilu na portalu instagram zamieścił film, w którym wykonuje bezbłędne strzelanie w pozycji stojącej w niesamowitym czasie 10.26 sekundy. Dodał do tego opis: "can you be faster?" i oznaczył w nim Emila Hegle Svendsena oraz braci Boe. Możecie to zobaczyć pod tym linkiem. Na nieszczęście Francuza, wszyscy wyzwani byli od niego szybsi. Najpierw odpowiedział Johannes Thingnes Boe z czasem 9:21 (film), później Tarjei ustanowił wynik 9:10 (film) i na końcu Emil Hegle Svendsen pochwalił się swoim czasem 9:67 (film). Panowie wpadli na dobry pomysł. Ciekawe, czy przyjdzie nam kiedyś obejrzeć tak spektakularne strzelanie na zawodach Pucharu Świata. Poniekąd próby podejmowali już wcześniej bracia Boe, czasem wiele na tym zyskując, a niekiedy tracąc przez pudła. Może by tak nominować do tego sprawdzianu Ole Einara Bjoerndalena? Zdarzało mu się przecież eksperymentować z szybkim strzelaniem i często decydowało to o sukcesie, jak choćby podczas złotego biegu sprinterskiego na IO w Sochi.

Wracając do sprawy Martina Fourcade, ma on jeden pozytyw w całej sytuacji. Już po zakończeniu poprzedniego sezonu zapowiadał, że w przyszłym nie będzie zbyt zainteresowany gromadzeniem wielu punktów w klasyfikacji Pucharu Świata, skupiając się na dwóch najważniejszych dla siebie imprezach. Tym samym będzie mógł odpuścić kilka startów w początkowej fazie zimy, aby rzeczywiście jego dyspozycja była najlepsza w czasie, kiedy będzie to dla niego najpotrzebniejsze. Mam nadzieję, że wróci do zdrowia, aby dostarczać nam emocji podczas zmagań na trasach.

Jamrozowa Polana

Odwiedzenie Jamrozowej Polany było tylko kwestią czasu. Po tym, jak obiecałem to sobie rok temu oraz ponownie w jednym z poprzednich postów, pozostało tylko zabrać niezawodny zespół na trasy nartorolkowe w Dusznikach- Zdroju. A skoro pogoda i towarzystwo dopisało, połowa sukcesu została osiągnięta już przed wyjazdem. Aby dotrzeć na miejsce, potrzeba nam było dwóch godzin jazdy samochodem.


Na miejscu przywitał nas znajomy dźwięk strzałów z KBKSów biathlonistów, którzy akurat mieli trening. Podobno jeszcze przed naszym przyjazdem było tak wielu zawodników, że brakowało stanowisk na strzelnicy. A jest ich przecież 30, tyle ile w każdym ośrodku biathlonowym, znanym wszystkim choćby z zawodów Pucharu Świata. Imponująca frekwencja. Przed wyruszeniem na trasy jeszcze obowiązkowa wizyta w PR-SPORT u jego miłej obsługi. Będąc tam, nie można się powstrzymać od kupienia czegoś. Tym razem padło na bidon termiczny od One Way.
Znacie już więc pierwszy powód, dla którego warto odwiedzić Duszniki- Zdrój. Przejdźmy dalej. Tuż przed rozpoczęciem naszego treningu, wszyscy biathloniści opuścili Jamrozową Polanę, zapewne na przerwę obiadową. Tym samym mieliśmy wszystkie trasy tylko i wyłącznie dla siebie. Lepszego początku nie można było sobie wyobrazić.
Widok na stadion.
Do jazdy na nartorolkach są dostępne dwie pętle. Początek obu jest taki sam. Po opuszczeniu stadionu kierujemy się przez most do lasu. Wspomniany most jest miejscem, na którym każdy przekonuje się, że ma do czynienia z prawdziwymi trasami wyczynowymi. Stromy zjazd z jego szczytu przyprawia o mocne wrażenia. Żeby zobrazować jego nachylenie (którego nie odzwierciedlają zdjęcia) powiem, że zjazd z Samolotu w Jakuszycach to płaska przejażdżka.
Zjazd z mostu, widoczny z jego podnóża.
W dalszej części trasa prowadzi pod górę do rozwidlenia. Wybierając kierunek w prawo, udamy się na pętlę długości 1,4 km. W lewo prowadzi 2,5- kilometrowa trasa i to właśnie ją zobaczymy na kolejnych zdjęciach.

Widok na rozwidlenie tras.
Warto przy okazji nadmienić, że jest wiele takich miejsc, z których można przejść na trasy nieasfaltowe. W zimie są one oczywiście przygotowywane dla narciarzy. Wracamy jednak na naszą dużą pętlę. Czeka tam na nas kilka stromych zjazdów i jeszcze bardziej wymagających podbiegów. Po raz kolejny mam wrażenie, że zdjęcia tego nie przekażą. 

Po zjeździe od razu pod górę.

I jeszcze bardziej pod górę. Nachylenie tego podbiegu przypomina trochę drogę na Przełęcz Karkonoską.
Oto najtrudniejszy zjazd na całej trasie. Oprócz stromizny, trzeba również radzić sobie z zakrętami.

Będąc tak rozpędzonym, dojeżdża się do ostatniego wzniesienia tej pętli. Teraz pozostaje już tylko łagodniejszy zjazd w kierunku stadionu.

Dwie pętle schodzą się ponownie niedaleko przed stadionem. 
Widok ze skrzyżowania pętli na część krótszej trasy.

Po pokonaniu ostatniego zjazdu na trasie, już znacznie łatwiejszego, docieramy ponownie na stadion. Mijamy 30 stanowisk strzeleckich, na których pozostały jeszcze łuski z nabojów po treningu biathlonistów. Szybki rzut oka na tarcze, napis "centrum polskiego biathlonu", trybuny, stanowiska dla trenerów i można poczuć się jak Martin Fourcade podczas biegu sprinterskiego. Jednak "nam strzelać nie kazano", więc ruszamy od razu na kolejną pętlę. No, może czasem zrobimy jedną, czy dwie karne rundy dla zabawy. I tak mijają dwie godziny treningu, podczas których coraz bardziej przekonujemy się, że wypisane na strzelnicy określenie Jamrozowej Polany nie jest przypadkowe. Trasy są wymagające technicznie i kondycyjnie, czyli takie, jakie powinny być, aby spełniać swoją nadrzędną rolę. Jest nią oczywiście stanowienie miejsca kształcenia biathlonistów i narciarzy biegowych. Po zakończeniu naszego treningu, grupy zawodników wróciły po przerwie obiadowej. Można było zaobserwować wśród nich zarówno młodzież, jak i dzieci, uczące się dopiero jazdy na nartorolkach. Ten system stwarza szansę na więcej takich wyników, jak ostatni srebrny medal Mateusza Janika w biegu sprinterskim juniorów na Mistrzostwach Świata w biathlonie na nartorolkach w Tymeniu. Oczywiście nie samo miejsce decyduje o późniejszych sukcesach, ale jest ważną ich częścią. W dodatku zawody i imprezy organizowane przez Jamrozową Polanę wciąż przypominają, że nartorolki i narty biegowe mogą być świetną zabawą dla każdego.
Trybuny wkrótce zapełnią się kibicami podczas Mistrzostw Polski w biathlonie na nartorolkach. 

Wizyta w Dusznikach- Zdroju potrafi czegoś nauczyć. Przede wszystkim respektu do nartorolek. "Sport to zdrowie", ale jeżeli ktoś wybierze się na długą pętlę mając je pierwszy raz na nogach, nie mogę zrobić nic innego, jak życzyć szczęścia. Sam na tym treningu zweryfikowałem swoje umiejętności i nie zawsze czułem się pewnie. Dlatego odwiedzenie Jamrozowej Polany polecam każdemu ambitnemu amatorowi, który ma zamiar się sprawdzić. Po drugie, można na własne oczy zobaczyć, że istnieją w Polsce miejsca przeczące idei trzech słów: "nie da się". Trasy są czyszczone i zadbane, podobnie jak strzelnica. Człowiek Północy czuje się tam jak w domu, a to bardzo mocny argument. Mam nadzieję, że będzie tak przez cały czas, zaś kolejną wizytę zapowiadam w zimie.

Horni Misecky

Lato nie musi by przeznaczone tylko na treningi i urlopy. Czasami można poznać miejsca, które będzie się chciało odwiedzić w przyszłości na narty biegowe. Myśląc w ten sposób, pojechałem ostatnio do oddalonych o 30 km od granicy w Jakuszycach Horni Misecky. Tamtejsze trasy są położone na wysokości ponad 1000 m.n.p.m i oferują kilka wariantów dla ambitnych amatorów. Postanowiłem więc zbadać, czy warto przyjechać tam w zimie.

Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to parking w samym Horni Misecky. Nawet w weekendowe letnie dni jest on zapełniony około południa. Miejsce zawsze się znajdzie, ale obawiam się, że w zimie, kiedy działają trasy biegowe i zjazdowe, sytuacja jest gorsza. Specjalnie na takie okazje otwierany jest dodatkowy parking. Mimo to, aby trafić na wolne miejsce w środku sezonu, trzeba być tam już wcześnie rano. Jest na to rozwiązanie. Gdy parking u góry jest przepełniony, zamykany jest wjazd do Horni Misecky. Samochód trzeba wówczas zostawić na dużym parkingu w Dolni Misecky i dalej skorzystać z autobusu. Nie jest to najwygodniejsza opcja, ale jedyna. Płacimy wtedy jedynie za przejazd autobusem, który jest przystosowany do przewozu nart. Jeżeli natomiast uda nam się znaleźć miejsca na górze, całodzienny postój będzie kosztował 100Kč.

Widok na parking w Horni Misecky.
Dobrą opcją może być również przyjechanie do jednego z pensjonatów i wynajęcie pokoju choćby na weekend. Za przykład posłuży Chata Misecky. Ceny w sezonie i poza nim można zobaczyć na chatamisecky.cz. Podobne rozwiązanie jest wybierane przez wielu sympatyków narciarstwa, co widać po zbudowanych apartamentach. Niektóre z nich widnieją jako na sprzedaż, a przypuszczam, że większość została wybudowana typowo pod wynajem.
Apartamentowce w Horni Misecky.

Z "centrum" Horni Misecky udajemy się w kierunku stadionu biegowego. Znajduje się on nieopodal wyciągu na Medvedin. Stamtąd można wybrać kilka tras, które są dostępne dla biegaczy narciarskich. Wszystko tłumaczy mapa postawiona przy stadionie.


Widok na część stadionu.
Na stadionie rozpoczynają swój bieg wszystkie zawodnicze trasy, dostępne w Horni Misecky. Przeszedłem się częścią z nich i pierwsze wrażenie było pozytywne. Pokonywanie nawet najkrótszych pętli może przynieść w zimie dużo przyjemności. Jest kilka krótkich podbiegów i zjazdów, co dodaje dynamiki. Wybierając natomiast dłuższe warianty (granatowy, czerwony lub zielony), mamy szansę dotrzeć do strzelnicy biathlonowej.

Trasa niebieska jest w lecie używana szczególnie przez rowerzystów z uwagi na szutrową powierzchnię.

"Zavodni okruh" i wszystko jasne.  Rzeczony okruh zaprowadzi nas między innymi do strzelnicy.

Kawałek porośniętej trawą trasy żółtej.

Jednak nie tylko trasy wyczynowe może nam zaproponować ośrodek Horni Misecky. Przez miejscowość przebiega karkonoska magistrala biegowa, która obejmuje około 500 km tras turystycznych w Karkonoskim Parku Narodowym (czeskim), utrzymywanych przez poszczególne gminy i organizacje. Brzmi nieźle, prawda? Dla tych, którzy w biegówkach cenią sobie przede wszystkim turystyczne aspekty, jest to wspaniała okazja, aby poznawać góry na nartach. 

Trasa karkonoskiej magistrali turystycznej wiodąca w kierunku Rovinki.

Horni Misecky jest nastawione przede wszystkim na narciarzy alpejskich. Dlatego nie dziwi obecność wyciągów narciarskich w okolicy, wjeżdżających na położony na wysokości 1235 m. n. p. m. Medvedin. Ponadto niedaleko mamy Spindleruv Mlyn, znany również w dziedzinie zjazdówek. Zimą te miejsca zamieniają się w raj dla sympatyków nart. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie, od turystyki, poprzez trasy zawodnicze, aż po zjazdowe. Oby tylko w sezonie dopisała pogoda oraz dla wszystkich starczyło miejsca na parkingach. Osobiście gdybym miał zdecydować się na wyjazd w tamte rejony, zrobiłbym to rezerwując wcześniej miejsce w jakimś miłym pensjonacie i zostając na kilka dni.

Pierwszy taki uphill

Dzisiaj odbył się pierwszy uphill na nartorolkach z Dusznik Zdroju do Zieleńca. Trasa zawodów miała 12 km długości i 500 m przewyższenia. Zawodnicy biegli stylem dowolnym. Każdy mógł wystartować i zmierzyć się z dystansem. Na starcie stanęło 55 osób, w tym takie znane nazwiska, jak Weronika Nowakowska- Ziemniak, czy Krystyna Guzik (Pałka).

Niestety imprezie nie dopisała pogoda. Padający deszcz z pewnością nie umilił zawodnikom i tak już trudnego wyścigu. Jednak nie to było najważniejsze. Przecież słynny Lysebotn Opp również jest rozgrywany zazwyczaj w deszczu. Dla mnie od zawsze najbardziej liczy się to, w jaki sposób jest promowane narciarstwo biegowe. Jak widać na tym przykładzie, można to czynić z powodzeniem nawet w trakcie lata. Ponadto miło jest widzieć, gdy taki ośrodek, jakim jest Jamrozowa Polana, nie poprzestaje tylko na istnieniu jako takim. W Dusznikach najwidoczniej nie brakuje ludzi, którzy mają coraz więcej pomysłów na ciekawe imprezy. Można wspomnieć choćby niedawno rozegrane zawody w biathlonie na rowerach MTB, czy nadchodzące mistrzostwa Polski w biathlonie na nartorolkach, podczas których będzie również możliwość wystartowania w wyścigu dla amatorów. Każdy więc może znaleźć coś dla siebie, jeżeli lubi mierzyć swoje siły z innymi. Osobiście nie startuję w zawodach, ale jeżeli już miałbym to zrobić, to właśnie w jednej z tego typu imprez. Kto wie, może kiedyś przyjdzie taki czas... Natomiast już teraz obiecuję sobie, że wkrótce odwiedzę Jamrozową Polanę, aby chociaż przyjrzeć się bliżej tym trasom. Rok temu dało mi się jedynie obejrzeć stadion, bo tego dnia biegałem już na nartorolkach w Usti nad Orlici.
Jedyne moje zdjęcie z Jamrozowej Polany.

Mam nadzieję, że pierwszy uphill nie będzie ostatnim. Pierwsze opinie, które znalazłem w internetach, były bardzo przychylne. Z chęcią się do nich przyłączam, mimo 100- kilometrowej odległości dzielącej mnie od startu. Takie zawody mają potencjał i rację bytu. Skoro przybywa wyścigów kolarskich, czego efektem będą naśladowcy Rafała Majki i Michała Kwiatkowskiego, niech przybywa wyścigów na nartorolkach. To coś nowego i interesującego również dla ludzi, którzy dotychczas o czymś takim nie słyszeli, a Weronikę Nowakowską- Ziemniak kojarzyli jedynie z jej karabinem Zbyszkiem (który BTW został zamieniony na Leona). Dla formalności podam zwycięzców. W kategorii kobiet zwyciężyła wspomniana przed chwilą pani Weronika, zaś wśród mężczyzn triumfował Krzysztof Pływaczyk. Wracając do samej imprezy, powiem jeszcze tylko, że zawsze od czegoś trzeba zacząć. Dziś uphill w deszczu, za rok uphill z podwojoną albo i potrojoną liczbą uczestników. I tego właśnie życzę organizatorom tej imprezy. Bo o to w końcu chodzi, żeby nam Południe "spółnocniało".

Czasem lepiej nic nie robić...

W lecie ośrodki narciarstwa biegowego, takie jak Jakuszyce, zwykle stoją i czekają na zimę. Czasem coś się buduje, żeby w zimie powitać turystów, amatorów biegówek i zawodników. Taki powiew świeżości jest dobry, zwłaszcza gdy latem nie można zaproponować tras na nartorolki, a jedynie szlaki turystyczne. Dlatego dyrekcja Biegu Piastów postanowiła wprowadzić kilka zmian, aby w przyszłym sezonie pojawiło się kilka nowości. Zapomniała jednak, że te nowości powinny byś sprzyjające narciarzom, a nie ich zniechęcające.


Oprócz postawienia budynku (najprawdopodobniej jakiejś wypożyczalni/restauracji) w okolicy stacji kolejowej, w Jakuszycach ma powstać kilka nowych tras. Ich otwarcie wiąże się z uzyskaniem zgody Nadleśnictwa w Szklarskiej Porębie, więc nie jest to jeszcze pewne. Jednak najważniejszą informacją, nad którą mam zamiar się tutaj pochylić, jest plan zmiany zasad korzystania z tras wyczynowych z homologacją FIS. Otóż mają być one dostępne tylko dla zawodników i ewentualnie dla grup zorganizowanych obozów szkoleniowych. Kontrowersyjna i bezsensowna decyzja. A dlaczego? Powodów jest wiele.

Przede wszystkim interesuje mnie, jak ma być egzekwowany nowy regulamin korzystania z tras wyczynowych FIS? Czy trasa ma zostać ogrodzona pastuchem elektrycznym, a przy wejściu na nią będzie stał ktoś odpowiedzialny za wylegitymowanie osoby chcącej z niej skorzystać, czy rzeczywiście jest zawodnikiem? Czy może trenujące tam kluby będą same wymierzać sprawiedliwość każdemu nieupoważnionemu pokazem pięknej polszczyzny w postaci słów zaczynających się na spier...? To tak idiotyczne, że więcej nic nie napiszę.

Albo jednak jeszcze bardziej rozwinę temat. Co na przykład z osobami takimi jak ja? Co z amatorami, których starty w zawodach zupełnie nie interesują, a całe lato treningów przekładają się wyłącznie na własną przyjemność biegania na trasach takich, jak wyczynowe? Być może nie dla wszystkich jest to jasne, że tacy ludzie istnieją, ale trzeba się z tym pogodzić. Nie można wrzucać ich do jednego worka z turystami stawiającymi pierwsze kroki na biegówkach i kazać się wynosić na trasy turystyczne. W końcu wszystko jest dla ludzi i nawet taki turysta, jeżeli sobie zapragnie, może wejść na wyczynówkę (oby nie pod prąd) i spróbować swoich sił. Byle tylko było to zgodne z zasadami 13 i 14 "How to be nordic". Bo tak naprawdę wszystko można załatwić odpowiednim oznakowaniem. Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Czechach trasy są oznaczone na mapie pod kątem stopnia trudności i przeznaczenia. I nie da się tego nie zrozumieć. Dzięki temu, nikt niepewny swoich umiejętności nie wybierze się na trasy zawodnicze. U nas natomiast dowiemy się, kto jest sponsorem danej trasy, a reszta jest nieważna. Poza tym, mapa w internetach nie wystarczy. Nie każdy ją sobie zapisze na telefonie lub zapamięta. Sam nawet tego nie robię i nie interesują mnie poszczególne nazwy. Dobrze natomiast byłoby zobaczyć chociaż jakąś tabliczkę przy wbieganiu na trasę, informującą o stopniu trudności, długości itd. Już nawet ten sponsor tak bardzo by nie przeszkadzał.

Ale nie to mnie tak naprawdę denerwuje. Sam byłem w końcu za ideą stworzenia płatnych tras biegowych o sportowym profilu. Wtedy jasno określony jest cel istnienia takiego obiektu oraz jego klientela. Wiadomo, że z tego typu atrakcji z reguły nie korzystają turyści. Natomiast taki przepis w Jakuszycach tworzy niepotrzebny podział typu "nie jesteś zawodnikiem, więc nie umiesz jeździć na nartach i trzeba ci zabronić wejścia na te trasy". Jeżeli w takim obszarze myślenia wychowamy naszych przyszłych reprezentantów, to ja dziękuję bardzo. Narciarstwo biegowe miało być tym sportem, w którym pozbawiamy się naszych mentalnych wad.

Mimo wszystkiego, co tutaj z siebie wylałem, już teraz jestem w stanie przewidzieć, jak ten nowy regulamin będzie wyglądał w rzeczywistości. Trasy z homologacją FIS nie będą wcale przygotowywane (zresztą tak było do tej pory). Dopiero jak trafią się jakieś zawody, to wtedy ubije je ratrak i do następnego opadu śniegu ktoś z nich może skorzysta... i oby był to zawodnik.

Zawsze przypuszczałem, że Jamrozowa Polana w Dusznikach jest jedynym w Polsce ośrodkiem biegowo- biathlonowym z prawdziwego zdarzenia, a Jakuszyce słyną z Biegu Piastów i turystów. Przez takie posunięcia, trasy w Górach Izerskich próbują być czymś, czym nigdy nie będą. Najgorsze, że dzieje się to najmniejszym możliwym kosztem, czyli kosztem narciarzy. I jeżeli okaże się, że w przyszłym sezonie sytuacja się pogorszy, to razem z podobnymi do mnie chętniej wybiorę podróż do Dusznik dla dobrych tras, niż liczenie na łaskawość regulaminu...

Jizerka

Wróciłem z wypoczynku w pięknych Bieszczadach wprost do sportowego szaleństwa. Co prawda skończył się Tour de France, ale pod koniec zeszłego tygodnia już mogliśmy podziwiać biathlonistów i biegaczy narciarskich w akcji. Wcale się nie pomyliłem, bo przyszedł czas na coroczny Skifestivalen Blink w Sandnes. Całość rozpoczęła się tradycyjnie wbieganiem na szczyt, czyli Lysebotn Opp. Wśród kobiet wygrała Liz Stephen, a najlepszym w konkurencji mężczyzn okazał się być Maurice Manificat. W piętek i sobotę rozgrywano zawody pokazowe w mieście, takie jak biegi ze startu wspólnego biegaczy i biathlonistów oraz sprinty i super sprinty. Zapraszam do obejrzenia relacji na kanale Emila Hegle Svendsena tutaj. Tymczasem chciałbym pozostać przy tematyce wbiegania pod górę na nartorolkach, bo znalazłem kolejne dobre miejsce na tego typu trening lub zawody- czeską osadę o pięknej nazwie Jizerka.

Jizerka 860 m. n. p. m. to początek kilku szlaków turystycznych. Jednym z nich można dotrzeć do Jakuszyc.

Trasa wiedzie z Horni Polubny do Jizerki. Wspinaczkę najlepiej rozpocząć przy restauracji i kierować się na parking koło Chaty pod Bukovcem.

Początek podjazdu w Horni Polubny. Przepraszam za jakość zdjęcia z komórki, ale będąc na rowerze ciężko zabrać ze sobą aparat.

Tam można zakończyć trening lub kontynuować jeszcze przez kilometr z jedną trudnością w postaci stromego zjazdu.
Widok na zjazd do Jizerki.

Jeżeli chodzi o subiektywne odczucia, to przede wszystkim jest to dłuższy, lecz łagodniejszy podbieg niż w przypadku omawianej wcześniej Przełęczy Rędzińskiej. Muszę przyznać, że wczoraj po raz pierwszy pokonywałem tę trasę rowerem szosowym, więc nie mogę jednoznacznie stwierdzić, jak wygląda to z punktu widzenia nartorolek. Asfalt jest trochę chropowaty, co może dać się we znaki po kilku kilometrach. Na szczęście ostatni kilometr jest bardzo gładki. W dni weekendowe roi się tam jednak od turystów i trzeba na nich uważać. Natomiast pod kątem ruchu samochodowego, całe 6 kilometrów jest idealne. Samochody przejeżdżają tam rzadko, zaś do parkingu kursują specjalne autobusy, którymi można później wrócić do Polubny lub nawet do samego Harrachova.
Początek ostatniego kilometra trasy.

Wjazd na nartorolkach do Jizerki jest też trochę zdradliwy. Po płaskich odcinkach trafiają się takie o nachyleniu nawet około 10%, które na szczęście nie są długie. Na pewno warto spróbować swoich sił na tym terenie. Tym bardziej, że na końcu czekają piękne widoki.
Jizerka. Na końcu trasy znajdziemy między innymi kilka restauracji.

Różnica przewyższeń nie jest imponująca, zwłaszcza w porównaniu do Lysebotn Opp, gdzie na dystansie 7,5 km zawodnicy pokonują 640 m w pionie, co daje średnie nachylenie 8,5%. W przypadku Jizerki dobrym pomysłem byłoby zmierzenie się z tą trasą techniką double poling. Różnica poziomów wynosi bowiem 164 m. Najciekawszy jest fakt, że na ostatnim kilometrze zjazd prowadzi nas na wysokość 860 m, co w porównaniu do startu w Horni Polubny dałoby jedynie 40 m różnicy. Nie ma się więc co sugerować procentami nachylenia, bo w tym przypadku najważniejszy jest dystans.

Jedna z restauracji w Jizerce.

Asfalt w Jizerce z pewnością pozwoli na nartorolki.
Polecam wybrać się do Jizerki na trening. Można tam wjechać choćby na rowerze i podziwiać widoki. Osoby na rowerze górskim mają więcej możliwości, bo istnieją wytyczone trasy, którymi można zagłębić się w Góry Izerskie lub pojechać do Jakuszyc. Przypuszczam, że w Czechach jest jeszcze więcej takich miejsc, które nadają się na nartorolkowy uphill, więc postaram się ich poszukać. Tymczasem podaję najważniejsze dane trasy Horni Polubny - Jizerka:

  • Długość: 6 km
  • Różnica poziomów: 164 m
  • Poziom trudności: łatwy
  • Mapa na stronie Endomondo: link
P.S.: Przepraszam, że musiałem zmienić czcionkę na gorszą w odbiorze, ale dotychczasowa odmówiła nagle współpracy z polskimi znakami bez powodu...