Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Krótki apel do trenerów

Wrzeszczący trener, dzieciaki bez odpowiedniego sprzętu i niewielki obiekt. To nie może być recepta na sukces. A jednak takie coś ma miejsce i można to spotkać w niektórych klubach, które mają kształcić przyszłych biathlonistów i biegaczy narciarskich.

O wyposażeniu klubów i obiektach szkoleniowych już pisałem. Wspominanie o tym jeszcze raz byłoby jak powtarzanie mantry z wiarą, że dzięki temu coś się zmieni. Ja tego nie zrobię, bo czekam na czyny, by uwierzyć. Tym razem poruszę coś, co właściwie kształtuje zawodnika. Świadczy o tym wszystkim, w co później może się zagłębić psycholog sportu. To może wydawać się banalne, bo chodzi o pasję. Zacięcie do sportu, zwyczajną radość z niego czerpaną i wszystko to, co determinuje myśli młodego człowieka w kierunku zostania drugim Sikorą czy drugą Kowalczyk. Na wczesnym etapie jeszcze nie można mówić o motywacji. Tutaj wszystko zależy od pierwszego trenera, który może zachęcić lub zniechęcić człowieka do danej dyscypliny sportu.

Dlatego za każdym razem, gdy widzę trenujące na nartach lub nawet nartorolkach dzieci, cieszę się, że nie brakuje adeptów do uprawiania tego fantastycznego sportu, jakim jest narciarstwo biegowe. Jedno tylko mąci atmosferę- krzyczący trener, który stara się te dzieci ogarnąć. Często niestety nie tylko ogarnąć, lecz pokazać, kto tu rządzi i jak to on bardzo się na tym wszystkim zna. Tymczasem dzieci "ogłupione" wręcz nawałem informacji same nie wiedzą, co mają robić. Przypomina to trochę sytuację ze skeczu kabaretu Ani Mru Mru, w którym trener narciarski wykrzykiwał: "Szerzej nogi! Zjedź na dół, wypnij się i poczekaj!". Z resztą ten skecz możecie zobaczyć poniżej.



Mniejsza o samo wykrzykiwanie, bo wiadomo, że taka osoba musi być słyszalna. Bardziej martwi mnie to, w jaki sposób mówi się do takich dzieci. Zwykle dominują w tym komunikaty kierowane do całej grupy, gdzie trener mówi: "bo wy nie umiecie, bo wy źle robicie", co jest dość dużym błędem. Ci, którzy być może popełniają te błędy, mogą nawet nie wziąć tego do siebie, a ci, co wykonują ćwiczenie dobrze, mogą się przejąć myśląc, że popełniają wciąż błędy. Z doświadczenia wiem, że zawsze skierowanie danej uwagi do konkretnej osoby ma większe szansę na osiągnięcie pożądanego efektu. A już kompletną tragedią jest wytykanie błędów bez pokazania, jak można je wyeliminować. Poza tym, po co takie wykrzykiwanie i ciągłe aranżowanie rygorystycznej pracy? Czy nie lepiej pokazać dzieciom, że sport to świetna zabawa? Przecież jeszcze przyjdzie czas na rygor treningu. Ale najpierw trzeba rozbudzić w tym człowieku pasję do sportu. On musi wiedzieć, że to ma jakiś sens. W przyszłości znacznie łatwiej będzie mu się temu poświęcić. Mam więc nadzieję, że opisany przeze mnie model będzie się zdarzać jak najrzadziej. Niestety dziś spotkałem się z powyższym podczas swojej sesji double- polingu i stąd ten post. Może jednak miało to swój cel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz