Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Pulsometr dla amatora?

Zbliża się jesień, pogoda już coraz częściej o tym przypomina. Taki czas sprzyja przemyśleniom. Ostatnio przy okazji kolejnego szarego dnia przypomniałem sobie o napisie na moich nartach, który dumnie głosi: "Nordic sports is a spirit. It's about doing the things you want and looking the way you want", przywołując prawdziwą wolność płynącą z biegania. Hipokryzjo, imię twoje SadurSky- pomyślałem. Przecież na każdy trening zabieram ze sobą telefon z włączoną aplikacją, która ma liczyć pokonany dystans, czas, tempo itd. I żeby jeszcze robiła to skutecznie. Zwykle albo GPS straci zasięg, albo telefon się zawiesi. Wtedy radość z biegania zmienia się w irytację z powodu telefonu. Dlatego zacząłem myśleć o pulsometrze. Ale czy mimo wszystko warto sobie tym zaprzątać głowę? To zależy...

Najważniejsze jest to, do czego potrzebujemy pulsometru. Jeżeli startujesz w zawodach i podczas każdego treningu potrzebujesz danych, a szczególnie tętna, jest to zrozumiałe. Jednak gdy bieganie na nartach ma postać czysto rekreacyjną, a na zawodach pojawiasz się rzadko, to warto przemyśleć zakup jeszcze raz. Tym bardziej, że jest to wydatek rzędu 400 zł, jak w przypadku modelu RS300X firmy Polar, który ma wszystkie potrzebne funkcje.
Polar RS300X.
Pytanie brzmi, po co zaprzątać sobie głowę ciągłym patrzeniem na zegarek i zastanawianiem się, czemu danego dnia przebiegłem ten sam dystans wolniej niż innego? Z drugiej jednak strony obserwowanie własnych postępów i zwiększanie wydolności, które pokaże nam internetowy profil na stronie producenta, jest zawsze czymś budującym. Zwłaszcza, gdy ktoś określił sobie cel do osiągnięcia, jak na przykład przebiegnięcie Jizerskiej 50. Wyjściem z sytuacji może być również zakup nadajnika Bluetooth, kompatybilnego z naszym telefonem i używaną aplikacją, który po umieszczeniu na klatce piersiowej będzie przesyłał dane o tętnie do aplikacji. W tym przypadku wydatek jest mniejszy, bo około 200 zł. Trzeba jednak uważać, aby nie wpaść w studnię bez dna, proponowaną na przykład przez Endomondo. Ma ona świetne funkcje, z planem treningowym włącznie, pod warunkiem używania wersji Premium, co zaś wiąże się z comiesięczną opłatą. Poza tym, dzisiejsze telefony mają co najwyżej dwuletni okres przydatności do użytku. Przy takim zestawieniu, inwestycja w droższy pulsometr wydaje się rozsądniejsza.
Nadajnik Bluetooth firmy Polar.
Kolejna rzecz to wygoda. Z telefonem jest ten problem, że nie zawsze łatwo go ze sobą zabrać. Zwykle ciąży nam w kieszeni, uwiera i przeszkadza. A przecież nie ma nic bardziej irytującego w trakcie treningu. Wiem, że są na rynku przeróżne akcesoria, jak na przykład pokrowce pozwalające umieścić telefon w opasce na ramieniu. Ostatnio zrobiło się to modne, zwłaszcza wśród ludzi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem w postaci wieczornego joggingu i uwielbiają się tym chwalić wszystkim swoim znajomym na facebooku. Jeżeli zaś chodzi o mnie, to telefon chowam do kieszeni w swoim termo- bidonie na pasku na biodrach. A to dlatego, że wszystko, co zakłada się na rękę, bardzo mi przeszkadza, tak jakoś mam. Nie lubię nosić nawet zegarków, stąd również do pulsometru musiałbym się długo przyzwyczajać. Wiadomo, że nie zawsze zabiera się ze sobą termo- bidon, dlatego wtedy jestem zmuszony biec bez żadnej wiedzy o swoim treningu. I muszę się przyznać, że mi z tym dobrze. Nie słucham przynajmniej denerwującego głosu Endomondo. Wiem, że można go wyłączyć, ale wtedy jakaś instynktowna psychoza każe mi się zastanawiać, czy już przebiegłem te kilometry, czy jeszcze nie.

I gdybym miał teraz zdecydować, czy kupować pulsometr, dałbym sobie z tym spokój. Oczywiście ma on funkcje, bez których wiele treningów nie może się obejść, jak na przykład interwały i fartlek. Osobiście wolę jednak tę samą kwotę wydać na jakieś ładne ubranie od One Way. Tym bardziej, że do sprzedaży weszła oczekiwana kolekcja Endless Winter. A do liczenia kilometrów, pozostanę przy pełnym wad Endomondo Pro (nigdy w życiu nie zakupując Premium), z tym że postaram się nie wpadać w złość za każdym razem, gdy GPS odmówi współpracy. Bo na nartach najważniejsza jest niczym niezmącona radość ze świetnych warunków. I takich właśnie wszystkim życzę w nadchodzącym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz