Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Stres niejedno ma imię

Było już o motywacji, depresji i modelu katastrofy. Teraz czas na coś, co niejako łączy się ze wszystkimi tymi aspektami. Chodzi o stres. Wiemy, że jest on wszędzie, więc także i w sporcie. Potrafi zmobilizować człowieka, ale również go zniszczyć. Jakie oblicze przyjmuje wobec sportowców i jak na nich wpływa? Postaram się to Tobie wyjaśnić, Drogi Czytelniku, w tym poście.

Na pomysł takiego tekstu wpadłem po usłyszeniu wiadomości o braku motywacji Emila Hegle Svendsena. Co prawda ten temat poruszyłem już wcześniej. W ogóle, jak się przyjrzeć, to w tekstach z psychologią sportu w tle często pojawia się EHS. Widocznie tak sobie go upodobałem, jak dobry przykład sportowca trapionego różnego rodzaju problemami. Poprzednio zabrakło jednak tego czynnika sprawczego, którym zazwyczaj jest stres. Można go wiązać z rolą pobudzenia, które opisywałem w modelu katastrofy. Lecz również można odnieść do reszty tematów, a nawet do depresji. Wszystko zależy od indywidualnego podejścia sportowca i reakcji jego organizmu. Czasem może z tym być naprawdę ciężko.


Logiczne jest, że im większa popularność, tym większy stres. Przykładowo z występami Emila Hegle Svendsena związane są ogromne oczekiwania. Tak było na przykład na Igrzyskach Olimpijskich w Sochi. Nie twierdzę, że tylko to doprowadziło do pamiętnego zawalenia sztafety męskiej na ostatniej zmianie. Tak samo również nie mam zamiaru wmawiać nikomu, że w obecnej sytuacji EHS zwyczajnie boi się kontaktu z wizją zawodu na następnych IO. Myślę, że tak ceniony sportowiec nie ma z tym problemu. A gdybym jednak się mylił? Wtedy cała historia nabiera innego obrotu dobrze znanego dla każdego, kto zna stres jak swojego brata...

Stres zablokował Svendsena w Sochi podczas ostatniego strzelania sztafety. Pewny medal dla Norwegii został zamieniony na najgorsze możliwe czwarte miejsce. Takie coś jeszcze nie wydarzyło się w jego karierze. Zwykle panował nad sobą, utrzymując optymalny poziom pobudzenia, a tym razem wszystko poszło nie tak. Nie wiedział, dlaczego sprawy tak się potoczyły i za nic w świecie nie chce, żeby sytuacja się powtórzyła. Wciąż powtarza sobie w myślach: "Jeg er SuperSvendsen...", lecz umysł podpowiada raczej: "Det var min feil". Koledzy jakoś stawiają EHS na nogi, kończy się sezon, więc wszyscy udają się na imprezę, gdzie rzeczywiście odreagowuje. Przychodzą letnie treningi z kadrą. Patrząc na króla Bjoerndalena podziwia jego niesłabnącą motywację, mimo tylu lat startów. Już wie, że nie będzie taki, jak Ole Einar. Co więcej, boi się jego odejścia. Wtedy przewodnictwo kadry spadnie na niego, tak jak wzrok całej Norwegii. Jako najbardziej doświadczony nie będzie już "rozgrzeszany" ze słabszych występów, a tym bardziej nie zatuszuje ich zainteresowanie postacią OEB. Ma obok siebie kolegów, ale ciągłe współzawodnictwo o miejsce w kadrze nawet dla Emila Hegle nie jest wesołą perspektywą. I tak oto w lecie, kiedy dużo mówi się o planach na przyszłość, on nie chce wcale tego czynić. Jest ambitny, dlatego nie odpuści, ale stres związany z zainteresowaniem jego osobą odbiera mu motywację. Biathlon, który uwielbiał od najmłodszych lat stał się uosobieniem presji udowadniania samemu sobie, że jest najlepszy. Każdy następny start widzi więc jak rutynę tych samych czynności z lękiem przed porażką w tle. Aż wreszcie psychika powiedziała nie...

Poniosło mnie, prawda? Drastyczny przykład niszczenia sportowca przez stres i tak nie został dokończony. W ekstremalnym wydaniu pojawiłyby się reakcje obronne przeciążonego organizmu, prowadzące do kompletnej blokady w chwilach zwiększonego lęku. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo są one nieprzyjemne. Ta w większości dopisana w myślach historia z życia Svendsena miała tylko jeden cel. Ukazać, że takie problemy mogą dotknąć każdego. Równie dobrze może je mieć jakiś młody sportowiec, którego potencjał miał zaprowadzić do światowej czołówki. A przez "jedynie" stres to wszystko zostaje przekreślone. Z tego stanu wraca się zwykle po terapii, pracy nad sobą, zmianie stylu życia i przede wszystkim myślenia. Tak więc nie jest to niemożliwe. Mimo wszystko, nie życzę nikomu podobnych problemów, bez względu na to, czy jest zawodowcem, czy nie. Nie wierzysz? To polecam obejrzeć sobie film "Całkiem zabawna historia" ("It's kind of a funny story"). Pamiętaj o tym, Drogi Czytelniku. A wracając do samego Svendsena mam nadzieję, że wszystko będzie z nim w porządku. Odzyskanie motywacji będzie łatwiejsze, niż pokonanie własnej presji. A przede wszystkim liczę, że problemy EHS i Martina Fourcade nie przysłonią nam ich pięknych pojedynków w nadchodzącym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz