Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Na co przeznaczyć 95 godzin życia?

Ten tekst piszę właściwie niechętnie. Pewnie dlatego, że wygląda to trochę tak, jakbym się czymś chciał przed Tobą pochwalić, Drogi Czytelniku. A takiego zamiaru nie mam i nigdy nie miałem. Ten post, jak każdy, powinien zachęcić do refleksji i stanowić powód, dla którego być może zmienisz coś na lepsze. Dlatego opowiem Ci o 95 godzinach, które na przestrzeni od maja do chwili obecnej przeznaczyłem na różnego rodzaju treningi. Czy było warto? Na pewno. Z czego korzystałem najczęściej? Przyjrzyjmy się temu zestawieniu.

W przeciągu wszystkich godzin, które poświęciłem na treningi, najwięcej czasu zaskakująco zajął mi rower szosowy, a było to 29 godzin. Zaraz za nim, bieganie, które pochłonęło 28h. Na ćwiczenia siłowe przeznaczyłem dokładnie dobę. Można zapytać, gdzie podziały się nartorolki. Przeznaczyłem na nie "tylko" 14 godzin i 45 minut. Procentowy udział poszczególnych treningów możesz zobaczyć na wykresie poniżej.
Kliknij na wykres, aby powiększyć.
Patrząc na wykres można kłócić się z tym, co pisałem kilka miesięcy temu odnośnie planu treningowego. Według zasad, co do których sensu nie mam wątpliwości, powinienem nastawiać specyfikę swojego treningu na nartorolki. Tymczasem aż 31% mojego czasu treningowego zostało zapełnione przez jazdę na szosie. I rzeczywiście, jeżeli sugerować się wskazaniami czasu, to albo piszę głupoty, albo zrobiłem błąd w swoim planie. Nie należy jednak brać pod uwagę wyłącznie tego czynnika. Chociażby dlatego, że bywały takie dni, kiedy wyjechałem na 6- godzinną wycieczkę rowerem. Ponadto bardzo istotna we wszystkim jest częstotliwość danej aktywności. W tym zestawieniu już nie wygrywa rower, a wręcz zajmuje ostatnie miejsce. Natomiast nartorolki, mimo krótszego łącznego czasu, były używane dość często. Jednak nadal rzadziej niż bieg i ćwiczenia siłowe. Na to nie mam usprawiedliwienia. Ale czy tak naprawdę powinienem mieć?

Przede wszystkim i tak cieszę się, że udało mi się zrobić coś pożytecznego ze "zbędnymi" godzinami życia. Nie żałuję ani jednej z nich. Czy to na nartorolkach, czy na szosie, czy po prostu biegając, miałem niewątpliwą przyjemność, która być może tej zimy zaprocentuje dodatkowo dobrym samopoczuciem na nartach. Wszystko to robiłem bez myśli o jakichkolwiek startach zawodach. Nie miałem właściwie żadnego celu, poza dążeniem do lepszej sprawności. I to samo proponuję Tobie, Drogi Czytelniku. Nie potrzebujesz konkretnego powodu, dla którego powinieneś wykreślić zdanie: "nie chce mi się" ze swojego słownika i pójść na trening. Wyrzuć z siebie to "południe" i stań się Człowiekiem Północy. Co będzie Twoją nagrodą? O tym już zdecydujesz sam.

Skoro nie miałem żadnego celu i trenowałem tylko dla przyjemności, to po co to całe zapisywanie godzin? Dla mnie każda zapisana godzina wiąże się z pojedynczym wspomnieniem tego dnia. Potrafię przywołać sobie miejsce tego treningu, a przecież było tego sporo. Pamiętam świetny wypad do Dusznik- Zdroju, bieg dookoła jednego z wielkopolskich jezior oraz wymagającą trasę Letniego Biegu Piastów. Mile wspominam również moich przyjaciół, bez których wiele z tych treningów wykonywałbym sam lub nawet nie zrobiłbym tego wcale. Wszystkim Wam serdecznie dziękuję. Wzajemne wsparcie i towarzystwo jest bezcenne. Każdemu tego życzę.

Oczywiście nie zawsze było łatwo. Niekiedy udawało mi się przeznaczać nawet 6 lub 7 dni w tygodniu na treningi. Gdy czasu było mniej, wtedy schodziłem do 3 dni. Nawet, jeżeli nie zawsze trzymałem się tego, co pisałem o planie treningowym, to trudno. W końcu nikt nie jest nieomylny. Tak, czy inaczej dokładnie 95 godzin i 45 minut zostało bezpowrotnie zamienione na zdrowie. I to samo proponuję Tobie, Drogi Czytelniku. W tym momencie, kiedy to czytasz, prawdopodobnie dobijam już do setki. A czas leci i sezon za pasem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz