Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Poradnik: Jak zdobyć Puchar Świata w biegach narciarskich?

Gdybym rzeczywiście trzymał się formy poradnika, którą zasugerowałem sobie w tytule, post byłby bardzo krótki. Wyglądałby on zapewne tak:
  1. Wybierz sobie lokalizację do wygrania, najlepiej w Twoim kraju lub kraju Twojego największego rywala.
  2. Wygraj w miejscu z punktu 1.
  3. Postaraj się być gdzieś w okolicach pierwszej dziesiątki w czasie "mikrocyklów" na początku sezonu.
  4. Najważniejszy punkt: wygraj Tour de Ski! Bez tego możesz zapomnieć o osiągnięciu celu.
  5. Po zrealizowaniu punktu 4, możesz udać się na wakacje, wrócić na MŚ (jeżeli są w sezonie) i ostatnie zawody.
  6. Ciesz się ze swojego Pucharu Świata.
Być może trochę przekoloryzowałem sprawę, ale niech ktoś zaprzeczy, że przy wykonaniu takiego planu, Puchar Świata jest praktycznie nasz. Jak sięgnę pamięcią, to w ostatnim czasie taki wyczyn nie udał się Charlotte Kalli w sezonie 2007/2008, Virpi Kuitunen rok później i jako ostatniej Justynie Kowalczyk w 2011/2012. Taka tendencja jest widoczna przede wszystkim wśród pań. U panów bywało różnie od stworzenia cyklu i zwykle zwycięzcą PŚ był kto inny, niż w przypadku TdS. Inną rzeczą jest, że podobnie jak samo Tour de Ski, na przestrzeni sezonów zmieniał się kalendarz Pucharu Świata. W początkowych latach nie było tak wielu irytujących "mikrocyklów" z całą masą punktów do zgarnięcia. Właściwie to na początku swojego istnienia, TdS było jedyną tego typu imprezą w sezonie.

Dziś jest zupełnie inaczej. Przy odpowiednim doborze startów, zwycięstwo Tour de Ski jest zwykle ogromnym krokiem do zdobycia wielkiej kryształowej kuli. Po dobrym początku sezonu, już w styczniu można zapewnić sobie trofeum, czego najprawdopodobniej dokonali: Martin Johnsrud Sundby i Marit Bjoergen.
Martin Johnsrud Sundby na podium końcowym Tour de Ski.
A przecież tyle zawodów do końca, w których, jak się okazuje, nie trzeba nawet startować. Wystarczy spojrzeć, jak bardzo odstają rangą i poziomem odcinki PŚ rozgrywane w Rybinsku i Otepaa, od tych, które oglądaliśmy na początku sezonu. Nie można mieć za złe zawodnikom, że nie startują we wszystkim jak leci, bo dla nich samych mogłoby to okazać się niepotrzebną stratą sił. Tym bardziej, że z pomocą przyszedł im FIS, dając takie zdobycze punktowe w pierwszej części sezonu. Teraz sami możemy zaobserwować efekty. W Otepaa było jeszcze w miarę normalnie, bo powrócili nieobecni na Tour de Ski sprinterzy. Punkty do klasyfikacji generalnej mógł wreszcie nazbierać Finn Haagen Krogh, który i tak posiada już znaczną stratę do czołówki. Rybinsk natomiast to próby Rosjan na odniesienie jakiejkolwiek wygranej w zawodach PŚ, które jak na razie psuje im Dario Cologna. Szwajcar w tym sezonie startuje najczęściej ze wszystkich, ale przez słabszą postawę w Tour de Ski utracił już szansę na zdobycie Pucharu Świata. "Trudno, co robić". Zobaczcie poniżej, jak wygląda obecna sytuacja w klasyfikacji generalnej PŚ.
1
NOR
NOR
1189
2
NOR
NOR
849
3
SWE
SWE
806
4
SUI
SUI
741
5
RUS
RUS
692
6
NOR
NOR
550
7
NOR
NOR
521

Podobne rozprężenie w gronie pań sprzyja przede wszystkim zawodniczkom z Norwegii, które muszą jeszcze walczyć o miejsce w reprezentacji na Mistrzostwa Świata. Do formy wydaje się wracać Astrid Jacobsen, zaś Kristin Steira pojawiła się po raz pierwszy w tym sezonie na trasach pucharowych właśnie w Rybinsku. Natomiast swoje pierwsze podium w karierze zaliczyła tam Liz Stephen. Amerykanka już podczas Tour de Ski pokazała świetną formę. Jej niesamowita walka z Ranghild Hagą o czwarte miejsce na finałowym podejściu pod Alpe Cermis długo zapadnie w mojej pamięci. Podium w biegu na 10 km techniką dowolną w piątek było więc jak najbardziej zasłużone. Wszystko to dało jej wysokie 7. miejsce w klasyfikacji generalnej.
1
NOR
NOR
1588
2
NOR
NOR
1138
3
NOR
NOR
1017
4
NOR
NOR
709
5
NOR
NOR
632
6
GER
GER
473
7
USA
USA
453

Tego, że w Rybinsku nie startują najlepsi, chyba nie da się zmienić. W końcu jest tam tak daleko, że bez planów na ogromne zdobycze punktowe, wyjazd na te zawody nie ma sensu. Jednak władze FIS mogłyby wreszcie zastanowić się nad kalendarzem startów, z którym najwyraźniej coś jest nie tak. Na chwilę obecną, wyrabianie za wszelką cenę 100% startów się zwyczajnie nie opłaca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz