Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Vive la France!

Czerwiec i lipiec to znakomite miesiące dla sportu. Po pierwsze, piękna pogoda zachęca do treningów na zewnątrz, a po drugie mamy w tym czasie trzy wspaniałe imprezy do oglądania, paradoksalnie nie związane z codzienną tematyką bloga. Wszystkie odbywają się we Francji i wszystkie darzę ogromnym sentymentem. Na samym początku Roland Garros- turniej na słynnych paryskich kortach, którego finał oglądam obowiązkowo każdego roku, choć na co dzień w ogóle nie śledzę poczynań tenisistów. Mimo to, uwielbiam emocjonować się takimi spektaklami, jak tegorocznym, którego role dzielnie odegrali Stan Wawrinka i Novak Djoković. Następnie przychodzi czas na jeszcze bardziej legendarny 24- godzinny wyścig Le Mans. Tutaj zwykle jestem związany ze wszystkim, co dzieje się wokół serii World Endurance Championship w ciągu roku, zaś teraz szczególnie zwracam swoją uwagę tylko w stronę toru Circuit de la Sarthe. Już w tym tygodniu po raz kolejny usiądę w fotelu na pełne 24 godziny, wypiję kilka kaw i będę delektował się wydarzeniem, które zapewne znów zapisze się w mojej pamięci czymś szczególnie wyjątkowym. Wreszcie w lipcu przychodzi czas na start Tour de France- wielkiego kolarskiego święta, którego 21 etapów napisze bogatą w emocje historię. Dodatkowego smaku doda komentarz niezastąpionych w tej dziedzinie: Krzysztofa Wyrzykowskiego i Tomasza Jarońskiego. Wymienione wydarzenia, oprócz kraju ich organizowania, łączy jedno- bogata historia, która na stałe wpisała je do listy najważniejszych w roku. Dodatkowo są one otoczone specjalną tradycją, która podpowiada, żeby na przykład nie budować oświetlenia nad kortem Philippe'a Chatriera, nie skracać pętli La Sarthe, czy nie zmieniać koloru koszulek TdF. Dzięki temu, nawet laik bez problemu dowie się, z jakiej rangi imprezą ma do czynienia. Francuzi mają najwyraźniej szczęście do takich legend, choć trzeba przyznać, że potrafią również zadbać o odpowiednią otoczkę.
W takiej pięknej scenerii kończyła się setna edycja Tour de France.
Po co ten obszerny wstęp? Trochę był mi on potrzebny, bo oprócz Ski Classics, brakuje mi trochę takich imprez na biathlonowym, czy biegowym podwórku. W biathlonie mamy co prawda coroczne Mistrzostwa Świata, ale zmieniają one za każdym razem lokalizację, przez co wypadają z porównania. W przypadku biegów narciarskich od razu na myśl przychodzi Tour de Ski i może być to dobry trop. Impreza ma jednak dość krótką historię i chyba jeszcze nie osiągnęła swojej ostatecznej postaci. Co roku coś zmienia się w etapach, choć już do rangi najważniejszych urosły dwa z nich. Mam na myśli oczywiście długi bieg pościgowy mężczyzn z Cortiny d'Ampezzo do Dobiacco oraz finałową wspinaczkę pod Alpe Cermis. Niestety, pierwszy z wymienionych muszę (przynajmniej dziś) wykreślić. A to dlatego, że po spojrzeniu na potwierdzony niedawno kalendarz FIS na sezon 2015/2016 nie znajdziemy już tego pięknego etapu. Biorąc pod uwagę poprzednią wersję, można wyciągnąć wniosek, że organizator nie spełnił jakichś wymagań dotyczących transmisji TV. Być może chodziło o zmianę rejestrowania obrazu przez skuter i helikopter na rzecz kamer stojących, co byłoby absurdalne w przypadku biegu "z punktu A do B". I tak oto FIS pozbył się jednego z najciekawszych biegów sezonu. Wspinaczka zostaje, jednak i tak w mojej opinii nigdy nie dorównywała odwołanej trzydziestce piątce łyżwą. Dobrze, że przynajmniej zostawiono moją ukochaną pięćdziesiątkę w Oslo w spokoju. Odłożono jednak próbę powrócenia metody startu interwałowego na kolejne sezony. Tak, czy inaczej, ten bieg stanowi konkretną biegową alternatywę dla moich francuskich przykładów.

A co z wymienionymi już maratonami, nazywanymi również klasykami? Dotychczas nosiły nazwę Swix Ski Classics, zaś od następnego sezonu ich tytularnym sponsorem będzie Madshus. Nie zmienia to wiele, oprócz konieczności wprowadzenia przeze mnie nowego tagu, lub zmiany istniejącego. Przyszły sezon będzie kluczowy dla tej maratońskiej serii. Na pewno warto ją śledzić, choćby z powodu wciąż rosnącego zainteresowania. Oczywiście prestiż takiego biegu, jak Vasaloppet, który jest najważniejszym tego typu wydarzeniem roku, nie podlega wątpliwości. Podobnie jest z Marcialongą i Birkebeinerrennet. Każdy z nich stanowi "wielki szlem" dla najznakomitszych gwiazd narciarstwa biegowego. Przykład zwycięzcy z minionego sezonu- Pettera Eliassena dobitnie pokazuje, jak wiele można wygrać dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu siły odepchnięcia. Wyczuł to już biznes narciarski i obecnie najważniejsi gracze na rynku opracowują narty dedykowane do double polingu. Wszystko po to, aby najefektywniej wykorzystać siłę rąk przy odpychaniu oraz brak smarowania na trzymanie. Zalecam zajrzeć ponownie do poprzednich tematów o znaczeniu tej techniki. Jak doczytałem na stronie Caldwell Sport, być może już w przyszłym roku ujrzymy narty przeznaczone specjalnie do "przepychania" maratonów.

I tylko do biathlonu nie mogę dopasować takiego znaku firmowego, absolutnej ikony najważniejszej w całym roku. Może to dlatego, że każde zawody wpisują się w ten klimat? Wszystkie ogląda się z takim samym zaciekawieniem, na wszystkie biegi oczekuje się z takim samym zniecierpliwieniem, a przede wszystkim każde z nich przynoszą coś nieprzewidywalnego. Za to właśnie uwielbiam biathlon. A jak potrzeba jednak czegoś podniosłego i z tradycją, pozostaje poczekać na lipcowe Tour de France. Komentatorzy ci sami, emocje podobne, jedynie śniegu brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz