Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Ostatnie pary rękawiczek

Do wylotu z Alty pozostał mniej niż tydzień. Czas przyspieszył, zmieniając dni jak rękawiczki. Z drugiej strony nie mam pojęcia, skąd wzięło się to powiedzenie, skoro zwykle każdy z nas ma ulubioną parę rękawiczek, którą zakłada zwykle na każdą okazję, ewentualnie jedne sportowe, drugie wyjściowe. Dlaczego nie ma przykładowo powiedzenia "zmieniać coś jak bieliznę". Nikt nie zmienia bielizny tak często jak rzeczone rękawiczki? Dziwne. W ogóle o czym ja piszę? Zastanawiam się nad czymś totalnie nieistotnym, a przecież koniec semestru niesie ze sobą widmo drugiego równie trudnego pod kątem poradzenia sobie z północnym życiem. Z drugiej strony może to już ten etap, w którym myślę tylko o świętach i nadchodzącej podróży do domu, przez co gubię sens wypowiedzi? Wcale nie jest to wykluczone. Ale zdobędę się na kolejny tekst. W sumie czemu nie, skoro będzie to zapewne jeden z ostatnich tegorocznych meldunków z Alty.

Północny Punkt Widzenia: Ostatnie pary rękawiczek. Najjaśniejsza pora w Alcie
Najjaśniejsza pora w Alcie. Gdzieś pomiędzy śniadaniem a zajęciami.
W przerwie między pakowaniem walizki, chodzeniem na zajęcia i oglądaniem biathlonu trzeba znaleźć trochę czasu na treningi, które w ostatnim czasie idą bardzo dobrze. Wszystko za sprawą towarzystwa znajomego Saama, który uczęszczał dawniej do szkoły o profilu sportowym. To, czego nauczył się w czasie zwykłych zajęć szkolnych, okazuje się być niesamowicie pomocne. I choć zawodowo nie poszedł w stronę sportu, to jego wiedza o odpowiednim treningu siłowym wykracza poza wszystko, co znałem do tej pory. Do pełni szczęścia brakuje więc tylko biegania na nartach, co powinno nastąpić całkiem niedługo. Wystarczy tylko odpowiednia ilość śniegu w Jakuszycach 19 grudnia, na kiedy planowane jest otwarcie sezonu. A skoro już mowa o zimowej pogodzie, to również pod tym względem jest nieco lepiej. W Alcie spadło ostatnio trochę śniegu i w najbliższym czasie opadów ma być jeszcze więcej. Dzięki temu sceneria zaczyna wyglądać przyjemnie. Patrząc choćby na zawody biathlonowe w Hochfilzen i na warunki tam panujące, nie mogę powiedzieć o Północy złego słowa. W porównaniu do bezśnieżnych Alp, Finnmark jest ostoją zimy, a Finlandia prawdziwym rajem. Widocznie tegoroczna zima jeszcze się nie rozkręciła, wszystkim skąpiąc śniegu.

Zanim oświetli mnie berlińskie słońce zaraz po wyjściu z terminala lotniska, dość mocno odczuwam jego brak na Północy. Obudzenie się o jakiejkolwiek godzinie stanowi spory problem, a wieczorami po całym dniu walki z dziwnym zmęczeniem przychodzi zwykle moment zyskania takiej energii, że za nic w świecie nie chce się zasnąć. Na nieszczęście jest to około północy, przez co często zupełnie przypadkowo zdarza mi się "zapomnieć pójść spać" o odpowiedniej porze, co skutkuje problemami z zasypianiem. Jednak trzeba zasnąć, nie można być na nogach jeszcze dłużej, bo następnego dnia czekają zajęcia przed południem. Podobnie nie polecam zasypiania w chwilach zmęczenia. Tu nie działa takie coś na zasadzie "zdrzemnę się na godzinę", bo wtedy również zwiększa się ryzyko bezsenności w normalnej porze snu. Kompletną porażką i czymś, co ja nazywam błędem początkującego, jest przypadkowe przestawienie sobie zegara biologicznego w taki sposób, że człowiek chodzi spać o 6 rano, a wstaje o 15. Niektórzy studenci praktykują takie coś, co w moim przypadku zrujnowałoby cały rytm życia. Poza tym rozpoczynanie dnia o porze, w której już większość zawodów dawno się skończyła, byłoby dla mnie strzałem w kolano, albo nawet w głowę. Słyszałem też o innej stronie tego problemu. Ktoś zaczął kłaść się spać w chwili pierwszego kryzysu, czyli około 18, co skutkowało wstawaniem o 3 nad ranem. Co robić z czasem tak wcześnie? Tego nie wiem, ale całkiem możliwe, że można spotkać kilku ludzi w centrum Alty o podobnej porze. Choćby brygadę odśnieżającą drogi i chodniki. Składa się ona z koparki/buldożera, która dokładnie odgarnia śnieg, a później umieszcza go na ciężarówkę, która zaś wywozi śnieg i zsypuje go do morza. Obserwowanie odśnieżania może być dobrym zajęciem dla kogoś, kto nie może zasnąć. Z drugiej strony zasypianie przy pracy tej koparki może być trochę trudne z uwagi na znajomy dźwięk jej sygnału cofania. Na szczęście proces odśnieżania nie trwa długo i trafia się zwykle po większych opadach śniegu.

Niedobory światła i idące za tym złe samopoczucie można zwalczyć na wiele sposobów, z których najłatwiejszym jest skorzystanie z solarium. Tutaj działa ono na bardzo prostej zasadzie samoobsługi, co miałem okazję sprawdzić na własne oczy. Zwykle nawet 15 minut pod lampą wystarczy, aby nabrać odpowiedniej energii. Można próbować wszystkiego innego: wychodzić na dwór, trenować, pić na umór, ale tylko imitacja słońca prawdziwie poprawia samopoczucie. Ponadto nie potrzeba tyle energii, by pójść do pobliskiego punktu ze słońcem na szyldzie i trochę się opalić (bo nie będę ukrywał, że można nabrać przy okazji trochę koloru). Prawdopodobnie z tego powodu mogę zdobyć się teraz na napisanie kilku zdań, bo było naprawdę ciężko po tym, jak pewnego dnia nie odróżniłem wydarzeń ze snu od tych prawdziwych (było dziwnie, wierzcie mi). Wszystkie opisywane tu dobre akcenty w ciągu ostatnich dni pierwszego semestru są tak naprawdę sprawą miłych ludzi z kursu norweskiego. Kolejnym przykładem może być własnoręcznie zrobiony kalendarz adwentowy w formie paczuszek na każdy dzień, który dostałem od jednej ze studentek. Nigdy bym się takiego czegoś nie spodziewał, podobnie jak trzech kilogramów protein w formie prezentu bożonarodzeniowego od kolegi z siłowni i jego partnerki (jednocześnie studentki na "moim" norweskim). Za takie gesty zwykle ciężko się odpowiednio odwdzięczyć.

Północny Punkt Widzenia: Ostatnie pary rękawiczek. Stół adwentowy.
Wraz ze zwykłym kalendarzem adwentowym oraz tym stworzonym ręcznie, mam teraz prawdziwy stół adwentowy.
Czas zmienić kolejną parę rękawiczek i spojrzeć na ostatnie kilka dni na Północy przed świąteczną przerwą. I pomyśleć, że następnej Listy Przebojów Trójki będę już słuchał w Jeleniej Górze, zapewne przy robieniu bożonarodzeniowych pierniczków. Język polski będzie słyszany codziennie na ulicy i nie będzie wywoływał takiego samego zaskoczenia, jak wtedy, gdy jeden z klientów stojących przy mojej kasie (tak, pracuję w sklepie, ale o tym będzie później) okazał się Polakiem. Punkt widzenia zmieni się diametralnie, a sfera wspomnień powiększy się o ten semestr, który niewątpliwie mocno zamieszał mi w głowie. Kiedyś będzie jeszcze czas, by to wszystko uporządkować. Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz