![]() |
Najjaśniejsza pora w Alcie. Gdzieś pomiędzy śniadaniem a zajęciami. |
Zanim oświetli mnie berlińskie słońce zaraz po wyjściu z terminala lotniska, dość mocno odczuwam jego brak na Północy. Obudzenie się o jakiejkolwiek godzinie stanowi spory problem, a wieczorami po całym dniu walki z dziwnym zmęczeniem przychodzi zwykle moment zyskania takiej energii, że za nic w świecie nie chce się zasnąć. Na nieszczęście jest to około północy, przez co często zupełnie przypadkowo zdarza mi się "zapomnieć pójść spać" o odpowiedniej porze, co skutkuje problemami z zasypianiem. Jednak trzeba zasnąć, nie można być na nogach jeszcze dłużej, bo następnego dnia czekają zajęcia przed południem. Podobnie nie polecam zasypiania w chwilach zmęczenia. Tu nie działa takie coś na zasadzie "zdrzemnę się na godzinę", bo wtedy również zwiększa się ryzyko bezsenności w normalnej porze snu. Kompletną porażką i czymś, co ja nazywam błędem początkującego, jest przypadkowe przestawienie sobie zegara biologicznego w taki sposób, że człowiek chodzi spać o 6 rano, a wstaje o 15. Niektórzy studenci praktykują takie coś, co w moim przypadku zrujnowałoby cały rytm życia. Poza tym rozpoczynanie dnia o porze, w której już większość zawodów dawno się skończyła, byłoby dla mnie strzałem w kolano, albo nawet w głowę. Słyszałem też o innej stronie tego problemu. Ktoś zaczął kłaść się spać w chwili pierwszego kryzysu, czyli około 18, co skutkowało wstawaniem o 3 nad ranem. Co robić z czasem tak wcześnie? Tego nie wiem, ale całkiem możliwe, że można spotkać kilku ludzi w centrum Alty o podobnej porze. Choćby brygadę odśnieżającą drogi i chodniki. Składa się ona z koparki/buldożera, która dokładnie odgarnia śnieg, a później umieszcza go na ciężarówkę, która zaś wywozi śnieg i zsypuje go do morza. Obserwowanie odśnieżania może być dobrym zajęciem dla kogoś, kto nie może zasnąć. Z drugiej strony zasypianie przy pracy tej koparki może być trochę trudne z uwagi na znajomy dźwięk jej sygnału cofania. Na szczęście proces odśnieżania nie trwa długo i trafia się zwykle po większych opadach śniegu.
Niedobory światła i idące za tym złe samopoczucie można zwalczyć na wiele sposobów, z których najłatwiejszym jest skorzystanie z solarium. Tutaj działa ono na bardzo prostej zasadzie samoobsługi, co miałem okazję sprawdzić na własne oczy. Zwykle nawet 15 minut pod lampą wystarczy, aby nabrać odpowiedniej energii. Można próbować wszystkiego innego: wychodzić na dwór, trenować, pić na umór, ale tylko imitacja słońca prawdziwie poprawia samopoczucie. Ponadto nie potrzeba tyle energii, by pójść do pobliskiego punktu ze słońcem na szyldzie i trochę się opalić (bo nie będę ukrywał, że można nabrać przy okazji trochę koloru). Prawdopodobnie z tego powodu mogę zdobyć się teraz na napisanie kilku zdań, bo było naprawdę ciężko po tym, jak pewnego dnia nie odróżniłem wydarzeń ze snu od tych prawdziwych (było dziwnie, wierzcie mi). Wszystkie opisywane tu dobre akcenty w ciągu ostatnich dni pierwszego semestru są tak naprawdę sprawą miłych ludzi z kursu norweskiego. Kolejnym przykładem może być własnoręcznie zrobiony kalendarz adwentowy w formie paczuszek na każdy dzień, który dostałem od jednej ze studentek. Nigdy bym się takiego czegoś nie spodziewał, podobnie jak trzech kilogramów protein w formie prezentu bożonarodzeniowego od kolegi z siłowni i jego partnerki (jednocześnie studentki na "moim" norweskim). Za takie gesty zwykle ciężko się odpowiednio odwdzięczyć.
![]() |
Wraz ze zwykłym kalendarzem adwentowym oraz tym stworzonym ręcznie, mam teraz prawdziwy stół adwentowy. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz