Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Więzień wspomnień

Boże Narodzenie 2015. W piątek przyszedł czas na podsumowanie roku Listy Przebojów Trójki. Audycji, która była ze mną wszędzie- przed startem w biathlonie dla amatorów w Dusznikach- Zdroju, w mieszkaniu studenckim we Wrocławiu i w moim domu na tydzień przed świętami, kiedy trzeba było przygotować bożonarodzeniowe pierniczki. I w taki właśnie sposób za każdym razem gdzieś w głowie pozostają wspomnienia, na stałe przywiązane do niektórych utworów. Czasem pojawiają się one w historiach z Północy, zaznaczane zwykle z tekście na niebiesko. Gdy się w nie kliknie, można czytać, a raczej słuchać, między wierszami.
Za 5 miesięcy w Norwegii 5 płyt i "Supermamut" pod choinką. Każdy z tych albumów kojarzy się jeszcze z czasem sprzed wyjazdu.
To, że lubię umieszczać tu przeróżne utwory, nie jest tajemnicą. Inaczej jest z tym, co można z nich wyczytać. Z muzyką tak najwyraźniej jest, że nie każdy odbiera ją w ten sam sposób. I to jest dobre, bo do jakiegokolwiek mojego tekstu, który jaki jest, każdy widzi, można dodać jeszcze coś, co na pozór może nawet nie pasować do tematu. I czasem tylko jakaś cienka nitka wiąże to coś z sednem. A jak to jest ze wspomnieniami? Kiedy jest się długo samemu, tak jak na przykład podczas jednego z najspokojniejszych i najnudniejszych dni na Północy, wtedy potrafią one wrócić właśnie z pomocą znajomych dźwięków. Może to i brzmi jak choroba psychiczna, ale jest w tym jakaś metoda. A konkretnie element, który trzyma człowieka w relacji z przeszłością i go w pewnym stopniu kształtuje. Na przykład takie zdarzenie:

1725 notowanie Listy Przebojów Trójki. Był 20 lutego 2015. Spokojny, zimowy wieczór w Dusznikach- Zdroju przed Mistrzostwami Polski Amatorów w biathlonie. Leżąc na łóżku w jednym z dusznickich pensjonatów i słuchając kolejnych utworów myślę o tym, jak długą drogę przeszedłem, by się tam pojawić i jaka jeszcze dłuższa droga rozpocznie się w sierpniu, jeżeli dostanę miejsce na upragnionych studiach w Norwegii. Alta, 69°58′N- czy ja jeszcze jestem normalny? Czasem nawet się boję, gdy o tym myślę. Jednak nie tym razem. Na 22. miejscu notowania rozbrzmiewa utwór Nohavicy „Tri rohy penalta” i refren: „A svět byl veliký a celý život před námi”… Tak, istotnie wielki jest świat, bo już za pół roku będę słuchał Listy ponad 2800 km od tego miejsca. I będę szczęśliwy, realizując swój plan. Poznam tyle, ile się da. A problemy? Zawsze się napatoczą, ale jakoś się je pokona, prawda? Na miejscu 17. pojawia się Skubas. Jego „Nie mam dla Ciebie miłości” gości w zestawieniu już kolejny tydzień. I choć powoli spada, to wciąż przypomina o momentach, kiedy był w czołówce, czyli jakoś na Boże Narodzenie 2014. Słuchając mogę prawie wyczuć zapach świątecznych pierniczków, który unosił się w domu kilka notowań wstecz. Ta woń przylgnęła do tego utworu tak mocno, że nawet w Alcie wydobywa się z głośników. Notowanie zwyciężają „Ślady” Tworzywa. Za nimi podążam jeszcze dalej, gdzieś do listopadowego pociągu na trasie Jelenia Góra – Wrocław i do tego koncertu, który otworzył mi oczy i uszy na nowo.

W każdym takim wspomnieniu kryje się kilka, a czasem nawet kilkanaście mniejszych, które razem przypominają sentymentalną matrioszkę. One zaś sięgają do różnych miejsc i wydarzeń. Wszystkie mają korzenie jednak gdzieś daleko w Polsce. Powracanie do nich jest czasem jak oglądanie dobrego filmu, który nigdy się nie nudzi. A jego każdorazowa inna interpretacja pokazuje, jak bardzo człowiek się zmienił. Jak dorósł, jakich wyborów dokonał i wreszcie co od tamtego czasu osiągnął. Dlatego tak dziwne jest to na Północy, gdzie wszystko wydaje się być zupełnie pustą kartką do napisania scenariusza. Tutaj zwykły dzień jest jak start w tamtych zawodach biathlonowych. Każdego ranka muszę przezwyciężać swoje lęki, jak wtedy w ostatnich chwilach przed rozpoczęciem biegu, ale też każdego dnia mam szansę wyciągnąć z tego coś budującego i zachwycającego. Wszelki ułamek Norwegii chłonę tak, jak 21 lutego pojedynczy metr trasy na Jamrozowej Polanie. Niestety, po dniu nie wracam odpocząć, bo za rogiem już czai się kolejny. To męczy. Wszystko dźwigam sam, a jest to więcej niż karabin i narty. Przypominam tego konia spacerującego po posiadłości na tyłach uniwersytetu, który zawsze jest sam, jakby nieco znudzony swoim zajęciem. Wieczory też nie są jak ten, w którym oczekiwałem na start. Coraz częściej przyłapuję się na tym, że jedyne, na co czekam, to piątek. Nie dlatego, że zaczynam weekend i nie będzie zajęć. Raczej dlatego, że chcę jak co tydzień połączyć się z Polską dzięki internetowej wersji Trójki i tradycyjnie posłuchać listy, a zaraz potem Offensywy. To taki mój cotygodniowy rytuał. Niestety nie każde notowanie jest takie, jak to 1725. Nie mogłoby tak być, bo to oryginalne straciłoby swoje znaczenie. Tę liczbę zapamiętam więc jeszcze na długo, by czasem ją sobie przypomnieć. Z każdego doświadczenia coś we mnie zostaje, a potem wraca wtedy, gdy ma mi coś do przekazania. I nie ma znaczenia, czy dzieje się to za sprawą Korteza, czy Taco Hemingway'a.
A to przyszło do mnie dziś. Album roku moim zdaniem, znany na świecie, niekoniecznie znany w Polsce. A to przecież nasze, rodzime Ptaki i ich "Przelot".
Na Północy wszyscy reprezentujemy różne kultury, ale wbrew pozorom spora część uległa uniwersalizacji pod tytułem mainstream. Niby daje to pewną dodatkową płaszczyznę porozumienia, ale pod warunkiem, że również płynie się z tym nurtem. To, że mu się opieram, czasem nie jest korzystne, ale nie dbam o to. Nie chcę odrzucić swojej piątkowej samotności na rzecz tego, „co to teraz jest, jak to się mówi- trendy” . Choć wiem, że czasem mnie ona wręcz niszczy, to czuję, że jest potrzebna. W takim samym stopniu, jak każde ze wspomnień. A liczba 1725 już zawsze będzie przypominać o tym, jak wielki jest świat, a cały żywot przed nami. I tak długo, jak pozostanie w mojej pamięci, tak jej treść będzie prawdą. Nie muszę wierzyć, że tak jest. Ja o tym wiem. Od dawna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz