Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Bo to jest niebezpieczny sport

W miniony weekend rozpoczął się długo oczekiwany sezon w sportach zimowych. Powróciły zawody Pucharu Świata w biathlonie i biegach narciarskich. Bardziej oczywistego wstępu nie mogłem wymyślić. Teraz jednak zajmę się czymś obok samego faktu, że teraz moje życie poukładane jest pod transmisje z zawodów.

Jak zapewne pamiętacie, biegacze narciarscy rozpoczęli swoje zmagania od prologu w Kuusamo (Ruka). Najpierw rozegrano sprinty stylem klasycznym, zaś następnego dnia biegi na dystansach (10 km i 15 km) również klasykiem. Być może wielu z Was nie przepada za zawodami, których start odbywa się indywidualnie. Można przecież powiedzieć, że nic się zwykle na nich nie dzieje, kamera jedynie skacze z jednego punktu pomiarowego do następnego i każdego zawodnika widzimy średnio przez kilka sekund. Sporo w tym prawdy, bo rzeczywiście przekaz telewizyjny nigdy nie jest w stanie przekazać wszystkich wydarzeń z trasy jednocześnie. Natomiast stwierdzenie, że takie biegi są nudne, jest karygodnym błędem. Powód jest prosty. Często właśnie to, co najciekawsze i decydujące, umyka kamerze. Idealnym przykładem potwierdzającym moje słowa jest właśnie wspomniany bieg na 15 km stylem klasycznym w Kuusamo. W czasie jego trwania na jednym ze zjazdów wywróciło się kilkunastu zawodników. Wśród nich był Noah Hoffman, dla którego upadek zakończył się złamaniem kości śródstopia i wykluczeniem ze ścigania na dłuższy czas. Tę pechową sytuację opisał na swoim blogu:
"Kiedy pokonywałem zjazd na moim trzecim okrążeniu w wyścigu, nie było nikogo obok mnie. Nie starałem się być zbyt agresywny, właściwie to powinienem był poruszać się szybciej. Nie jestem pewien, co dokładnie się stało. Poślizgnąłem się na lodzie, złapałem świeży śnieg na poboczu, przez co straciłem kontrolę i uderzyłem w siatkę ochronną. (...) Jedna narta złamała się w pół, kiedy uderzyła w siatkę, zaś druga przebiła się przez materiał i przeleciała na drugą stronę. (...) Kiedy nadal sunąłem w dół, moja noga, która utknęła w płocie, znacznie się wygięła."
Noah Hoffman podczas zawodów PŚ w Szklarskiej Porębie w zeszłym sezonie.
Noah miał i tak dużo szczęścia, że w trakcie upadku nie biegł obok niego inny zawodnik. Mogłoby wtedy dojść do dużo poważniejszej sytuacji. Podobny pech spotkał innego Amerykanina. Reese Hanneman również wywrócił się na tym samym zjeździe, jednak bez większych obrażeń. Jak sam tłumaczy, wszystko miało miejsce przy dużym ruchu na trasie. "Kilku rozstawionych zawodników dogoniło mnie na trudnym podbiegu, gdy zbliżaliśmy się do zjazdu. Dla jednego z Finów tłok na zjeździe stał się nieznośny, dlatego zaczął krzyczeć na innych. Nie wiedziałem, którą stroną mam jechać."- tłumaczył Reese dla FasterSkier. Dalej nastąpił znany nam już zestaw zdarzeń, czyli złapane pobocze i upadek. Wyścig udało mu się ukończyć na 82. miejscu. Oczywiście przy tej okazji pojawiły się pytania, czy trasy nie są przypadkiem zbyt niebezpieczne, ale takie sytuacje również są częścią tego sportu.

Wracając do Hoffamana, po wypadku został szybko przetransportowany do pobliskiej kliniki, gdzie prześwietlono kontuzjowaną stopę. Następnego dnia wrócił do USA. Wszystko po to, aby jak najszybciej spotkać się ze specjalistą i otrzymać szczegółową diagnozę. Okazało się, że kontuzja wymaga leczenia operacyjnego, dlatego nie dalej jak przedwczoraj Noah przeszedł zabieg. Kość była minimalnie przemieszczona, co nie mogło pozostać bez ingerencji chirurga. Na szczęście wszystko potoczyło się pomyślnie i zawodnik zespołu USA może już myśleć o rehabilitacji, a nawet o powrocie do rywalizacji. Obecnie jeszcze nie mówi się o możliwości jego startu na Mistrzostwach Świata w Falun.

Post bez słowa o biathlonie nie miałby tu prawa bytu. Zwłaszcza, że dużo się działo podczas pierwszych zawodów w Oestersund. Z wnioskami i refleksjami poczekam jednak do końca weekendu. Dziś chciałbym się skupić na fakcie, że w tym sezonie brakuje pewnej istotnej części oglądania biathlonu. Na stronie biathlon.pl nie ma już zabawy w typowanie wyników. Odkąd pamiętam, zawsze brałem w tym udział z większym lub mniejszym szczęściem. Natomiast SadurSky Senior raz nawet tę zabawę wygrał (widać, kto jest prawdziwym ekspertem, tylko mu się pisać nie chce ;-)). Pamiętam te spekulacje przed każdym biegiem, które i tak były weryfikowane przez brutalną biathlonową rzeczywistość. Nie zapomnę dodatkowych emocji związanych z miejscem w klasyfikacji generalnej typujących. Teraz to wszystko się skończyło, miejmy nadzieję, że nie na zawsze. Być może zabrakło czasu i zapału, bo na pewno powodem nie był brak sponsora. W gruncie rzeczy chodziło przecież o dobrą zabawę, choć czasem trafiały się cenne nagrody. Jakby nie patrzeć, był to jedyny aspekt współzawodnictwa w moim "biathlonowym życiu". Będę za tym tęsknił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz