Tydzień temu akcja rozgrywała się w Norwegii. Na 54- kilometrowej trasie, wiodącej z Reny przez łańcuch górski aż do Lillehammer, odbyła się kolejna edycja Birkebeinerrennet. Ten bieg ma podobnie bogatą tradycję, jak Vasaloppet i choć jego dystans jest znacznie mniejszy, można zaryzykować stwierdzenie, że norweski klasyk przewyższa trudnością szwedzki odpowiednik. Wszystko przez pewną ciekawą zasadę. Każdy z uczestników musi biec z plecakiem ważącym przynajmniej 3,5 kg. Zastanawiacie się pewnie, po co takie coś? Ma to dwa wytłumaczenia. Jedno wiąże się z historią biegu. Według niej, waga ta symbolizuje masę dwuletniego pretendenta do tytułu króla Norwegii (Håkona Håkonssona), którego w XII wieku transportowali lojaliści stronnictwa Birkebeiner z Østerdalen do Trondheim, aby uchronić go przed trwającą wojną domową. Częścią podróży był trudny, górski odcinek między Reną a Lillehammer. Birkebeinerrennet upamiętnia pokonanie właśnie tego elementu drogi, co zaważyło na powodzeniu całego przedsięwzięcia. Po więcej odsyłam do internetów, jak się ktoś interesuje historią. Natomiast drugim z powodów posiadania plecaka jest konieczność zaopatrzenia się w podstawowe środki do przetrwania na wypadek jakichś straszliwych warunków w górach. Dlatego w środku znajdziemy zapasową odzież, jedzenie i... kamienie lub ciężarki, bo skądś się to 3,5 kg bierze. Zresztą zobaczcie sami, co pakował do swojego plecaka Morten Eide Pedersen przed tegoroczną edycją. Skoro cały czas podkreślam górski charakter Birkebeinerrennet, to warto zwrócić również uwagę na profil jego trasy. Tego dystansu już tak łatwo nie można pokonać z użyciem samej siły rąk, czyli double polingu. Mimo to, w zeszłą sobotę wielu czołowych biegaczy zdecydowało się na użycie nart bez smarowania na trzymanie. Być może przyczyniły się też do tego fantastyczne, szybkie warunki śniegowe panujące na trasie. Na starcie pojawili się również znani nam z Pucharu Świata: Martin Johnsrud Sundby, Iivo Niskanen, Therese Johaug, a nawet Eirik Bransdal. Wszyscy zgodnie użyli tradycyjnego przygotowania nart do klasyka. Tym bardziej należy więc docenić siłę Pettera Eliassena, Johna Kristiana Dahla, Tord Asle Gjerdalena i reszty, którzy dotrzymywali kroku zdobywcy PŚ na odcinkach prowadzących pod górę. Kto choć raz próbował dłuższego double polingu na wznoszącym się terenie i miał okazję jeszcze to porównać z kimś mocno biegnącym diagonal stridem (krok naprzemienny), doskonale wie, ile wymaga to pracy.
Przy pięknych warunkach atmosferycznych, na szerokiej jak autostrada trasie, bez przeszkadzającego wiatru toczyła nam się wspaniała walka przez 54 km. Trzeba wiedzieć, że takie coś należy raczej do rzadkości. Birkebeinerrennet był kilkukrotnie odwoływany (również w zeszłym roku) z powodu zbyt silnych podmuchów wiatru. Tym razem wszystko zagrało idealnie i mogliśmy cieszyć się rywalizacją aż do ostatnich kilometrów, w której liczyli się: Sundby, Eliassen i Dahl. Na około 20 km przed metą osłabł John Kristian, zaś nieco później kontakt stracił Martin. Wydawało się, że Eliassen ma zwycięstwo w kieszeni, kiedy to na 5 km do końca, siły odzyskał Sundby i dogonił swojego rodaka. Ten jednak nie powiedział ostatniego słowa i atak na ostatnim kilometrze zapewnił mu zwycięstwo- trzecie z rzędu w biegu z serii Swix Ski Classics, ustanawiając jednocześnie rekord pokonania trasy Birkebeinerrennet. Dzięki wygranej i słabszej postawie lidera klasyfikacji generalnej- Andersa Auklanda, Petter Eliassen przejął jego pozycję i żółtą koszulkę. Drugi Johnsrud Sundby oprócz nagrody pieniężnej nie zdobył nic, bo nie jest zarejestrowany w całym cyklu, zaś trzeci Dahl zanotował cenne punkty dla swojego zespołu Team United Bakeries przed ostatnim biegiem sezonu. Może warto wspomnieć, bo nie jest to takie oczywiste, że w tego typu biegach nie liczy się narodowość zawodnika, lecz zespół w jakim startuje. Trochę tak, jak w kolarstwie. Wśród pań zwyciężyła Therese Johaug, też nie zarejestrowana w rywalizacji, przed liderką klasyfikacji generalnej Kateriną Smutną i Serainą Boner. Czas Therese również był rekordowy. Cały bieg możecie zobaczyć oczywiście na YouTube na oficjalnym kanale Swix Ski Classics.
W ostatnią sobotę marca przyszedł wreszcie czas na finał sezonu Swix Ski Classics, czyli (wait for it) Årefjällsloppet. Mam wrażenie, że im bliżej wiosny, tym trudniejsze nazwy mają te biegi. Na początku były takie dźwięczne, włoskie, np. Marcialonga, La Diagonela, La Sgambeda, później swojska Jizerska Padesatka, a teraz takie coś. Birkebeinerrennet jeszcze można znieść, ale to szwedzkie Orefielszlopet jest grubą przesadą. Ostatecznie nawet i to nam nie przeszkadza, bo bieg też ciekawy. W oryginale jego trasa ma 75 km i wiedzie z Vallbo do Åre. W tym sezonie jednak organizatorzy byli zmuszeni skrócić dystans do 47 km wokół Vålådalen z powodu problemów ze śniegiem w okolicach mety. Mimo to, świetnie się oglądało. Warunki znów rozpieszczały biegaczy pięknym słońcem i temperaturą poniżej zera. Przez liczne podbiegi i niełatwy profil, double poling był jeszcze trudniejszy. Nie zaskoczę Was jednak, że znów większość elity mężczyzn nie użyła ani grama smaru na trzymanie. Wśród pań postąpiły tak tylko: Britta Johansson Norgren i Lina Korsgren. Obie rywalizacje rozstrzygnęły się na długim podbiegu, stanowiącym najtrudniejszą część trasy. To właśnie tam Seraina Boner zostawiła całą resztę w tyle i samotnie podążała aż do samej mety. U panów popis umiejętności dał ponownie Petter Eliassen, na spółkę z Tord Asle Gjerdalenem. Kroku próbował dotrzymać im ubiegłoroczny zwycięzca Daniel Richardson, któremu nie wystarczyło jednak siły na całe wzniesienie. Dopiero na ostatnich dwóch kilometrach Eliassen zdołał zostawić Gjerdalena i sięgnąć po swoje czwarte z rzędu zwycięstwo, pieczętując w ten sposób triumf w klasyfikacji generalnej. Tord Asle dowiózł drugie miejsce do mety, zaś ostatni stopień na podium zajął John Kristian Dahl.
![]() |
Tradycją biegów maratońskich jest wręczanie wieńca dla zwycięzcy przez panią ubraną w ludowy strój. |
Wracając jeszcze do rywalizacji kobiet, to za zwycięską Boner na mecie pojawiły się odpowiednio: Sofia Bleckur i Masako Ishida. Katerina Smutna zajęła piąte miejsce, co pozwoliło jej na zdobycie tytułu mistrzyni za cały sezon.
![]() |
W przypadku Serainy Boner, ludowa dziewczynka trochę się zagapiła i musiała biec za Szwajcarką. Jak widać, udało jej się. |
Zbieramy więc wszystko w całość. Tytuły mistrzowskie zdobyli: Petter Eliassen (Team Leaseplan Go) i Katerina Smutna (Silvini Madshus Team). Klasyfikację sprinterską wygrał Øystein Pettersen (Team United Bakeries), zaś najlepsi wśród młodzieży byli: Anders Høst (Lyn Ski) i Tone Sundvor (Team Synnfjell). Rywalizację zespołową wygrał rzutem na taśmę Team Santander braci Aukland i Tord Asle Gjerdalena. Gdyby kogoś interesowała szczegółowa punktacja, znajdzie ją na moim profilu facebookowym oraz na oficjalnej stronie Swix Ski Classics.
1:28:00 i 2:09:40...