Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Szaleństwo, czyli Bieg Wazów (Vasaloppet) 2015

Wreszcie nadszedł ten dzień, w którym ponad 15 tysięcy (!) zawodników udało się na start 91. edycji Biegu Wazów (Vasaloppet). Miejsca startowe zostały wyczerpane w 1,5 minuty od otwarcia rejestracji. Tak więc w niedzielę, w szwedzkim Sälen mieściło się centrum biegów narciarskich, mimo że w oddalonym o kilkaset kilometrów Lahti za chwilę rozpoczynały się biegi Pucharu Świata. Wśród tej ogromnej liczby chętnych na przebiegnięcie (lub też przepchanie) mitycznych 90 km znalazło się kilka bardzo znanych nazwisk, między innymi Anders Södergren, Justyna Kowalczyk, Seraina Boner, czy Øystein Pettersen. Wszyscy czekali na start, 8 marca, dokładnie o 8:00. Co było później?
Jeszcze przed startem. 15 tysięcy chętnych czeka na zmierzenie się z trasą.
Relacja na żywo w internecie rozpoczęła się już o 7:45, z komentarzem Guya McCrea i Anny-Karin Strömstedt- byłej biegaczki narciarskiej i biathlonistki. Ten duet towarzyszy każdemu z biegów serii Swix Ski Classics (wybrane biegi z Worldloppet). Wystarczy choć raz ich posłuchać, aby wiedzieć, że ma się do czynienia ze specjalistami. Nic więc dziwnego, że cieszyłem się na ponad 4 godziny w tym towarzystwie. O 8:00 wszystko zaczęło się na dobre. Ogromna masa zawodników ruszyła na równie wielkiej polanie. Z tym określeniem "ruszyła" trochę przesadziłem. Po pierwsze, taśma podnosząca się przy starcie, nie wykonała swojego zadania w kilku z 52 torów. Tak więc niektórzy, a wśród nich zeszłoroczny zwycięzca John Kristian Dahl, zaplątali się w nią niczym w siatkę. Tymczasem cała reszta, również ci z tyłu, całą siła parli do przodu. Chyba nie trzeba tłumaczyć niebezpieczeństwa związanego z tą sytuacją, nie mówiąc już o straconym czasie. Na szczęście Dahl i reszta szybko zostali wyciągnięci z opresji, ewentualne złamane kije wymienione (między innymi Justyny Kowalczyk) i można było kontynuować dystans. Nie przebiega on jednak tak szeroką trasą, jak na starcie, w związku z tym za chwilę wszyscy musieli się zwęzić, wbiegając na pierwsze wzniesienie. Wyglądało to trochę tak, jakby przepuścić 15 tysięcy ludzi przez lejek. Najbardziej jest to niekorzystne dla tych, którzy znajdują się z tyłu lub mieli jakieś problemy zaraz przy starcie. Normalnością jest bowiem sytuacja, w której zawodnicy z ostatnich rzędów (amatorzy) czekają na opuszczenie miejsca startu przez ponad pół godziny. Tak było i tym razem. Najlepsi pokonywali już dwudziesty kilometr, kiedy wciąż pokazywano ostatnich amatorów na pierwszym wzniesieniu. To najlepiej obrazuje ogrom ludzi.
Widok na taśmę dającą znak do startu. Tym razem zawiodła.
Kiedy wszyscy nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć ze stresu po starcie, zaatakował nie kto inny jak Anders Södergren. Na pierwszym punkcie pomiaru czasu w Smågan miał nawet ponad minutę przewagi nad grupą goniącą. Niestety kilka chwil później, live streaming na oficjalnej stronie Swix Ski Classics się zawiesił i z powodu zakłóceń, relacja nie została wznowiona już do końca biegu. Zdążyłem jednak zauważyć, że Szwed biegł na nartach przygotowanych typowo do techniki klasycznej, czyli ze smarem na trzymanie, co staję się rzadkością wśród faworytów do zwycięstwa w Vasaloppet. Od 2013 roku, kiedy wyścig wygrał Jörgen Aukland stosując tylko technikę pchnięcia, duża część decyduje się na takie właśnie rozwiązanie. Wśród pań, pierwszą zwyciężczynią bez użycia smarów trzymających była rok temu Laila Kveli. Tak jest po prostu najefektywniej w drugiej części dystansu, kiedy kickwax mógłby znacznie spowalniać, a i tak jedyną używaną wtedy techniką jest double poling. Te pojęcia były najwyraźniej obce panom komentatorom z TVP Sport, które na szczęście (lub nieszczęście) też relacjonowało Vasaloppet. Jeden z nich wyraził nawet niezadowolenie, że "ten bieg tak naprawdę nie jest techniką klasyczną i to oburzające, bo jest przez to znacznie łatwiejszy". Z tego miejsca polecam temu panu, aby kiedyś stanął na starcie i przepchał te 90 km. Na pewno będzie mu bardzo łatwo. Jak już kiedyś pisałem, double poling jest naprawdę ważny i wkrótce przy odpowiednim przygotowaniu siłowym, zawodnicy będą mogli pokonywać coraz to trudniejsze trasy z użyciem samych rąk. I nikogo to nie obchodzi, czy jest to "prawdziwa" technika klasyczna, czy nie. Gdy podzieliłem się tym złotym cytatem naszego komentatora przy prowadzeniu swojej twitterowej relacji z biegu, jeden ze Szwedów zareagował krótkim stwierdzeniem: "craziness!". Fakt, wymawianie takiej opinii przy widzach, którzy mogą nie znać zbyt dobrze tej tematyki, to istne szaleństwo. Dodatkowo, zanim na antenę TVP Sport trafił Bieg Wazów, system GPS (moje jedyne źródło informacji) pokazał najgorsze co mógł: ucieczka Södergrena została doścignięta.

I właśnie tak problemy techniczne uczyniły tegoroczny Bieg Wazów bardzo pechowym. Dalszy przebieg był oczywiście jak zawsze interesujący, zwłaszcza w gronie panów, gdzie przez trudne warunki śniegowe i wysoką temperaturę, od prowadzącej grupy co chwila odpadali kolejni zawodnicy. Na ostatnich dziesięciu kilometrach pozostało już tylko trzech: Anders Aukland, Petter Eliassen i Stanislav Rezac. Czech odpadł jednak przed decydującą rozgrywką. Mniej więcej na kilometr przed metą zaatakował bardzo mocny Eliassen, zdobywając przewagę nad starszym rodakiem. Nie stracił jej już do mety i został zwycięzcą 91. Biegu Wazów. Zeszłoroczny zwycięzca John Kristian Dahl zajął 5. miejsce. Wśród pań udaną walkę z dystansem stoczyła Justyna Kowalczyk. Po problemach na początku, odrobiła ponad 3- minutową stratę do prowadzącej wówczas Britty Johansson Norgren. W połowie biegu na prowadzeniu była już Seraina Boner przed Kowalczyk. Następne kilometry były jeszcze lepsze w wykonaniu Polki, która wyprzedziła Szwajcarkę i samotnie zaczęła zyskiwać przewagę aż do 4 minut na mecie nad drugą Johansson Norgren. Szwedka odzyskała siły na około 20 km przed metą i wyprzedziła słabnącą Boner. Czwarta była obrończyni tytułu sprzed roku- Laila Kveli. Wszystkie z wymienionych pań nie używały smarów na trzymanie. Wolne warunki nie pozwoliły jednak na pobicie jakichkolwiek rekordów trasy.

Patrząc na wynik Justyny Kowalczyk w jej pierwszym Biegu Wazów w karierze, można odnieść wrażenie, że zdecydowanie nadaje się do startów w maratonach. Do tego potrzebne jest odpowiednie przygotowanie, siła i doświadczenie. Polka z pewnością opanowała każdy z tych elementów. Duża liczba zawodników po udanej karierze w Pucharze Świata, wybiera właśnie te dłuższe trasy. A i z tego nie zawsze trzeba rezygnować, co udowadnia nadal ścigająca się w kadrze Szwajcarii Seraina Boner. Poza tym miejsca w kadrze na Mistrzostwa Świata i Igrzyska Olimpijskie na pewno nie zabraknie dla Kowalczyk, nawet gdy przestanie bywać w PŚ. Ważny jest również fakt, że wszystkie biegi z serii Swix Ski Classics są rozgrywane wyłącznie techniką klasyczną, co zapewne by jej odpowiadało. Pozostaje tylko pytanie, czy będzie "odpowiadało" opinii publicznej, która wciąż chce powrotu "naszej kochanej Justynki na tron Pucharu Świata bo królowa jest tylko jedna i nie można już patrzeć jak te wredne Norweżki ciągle wygrywają". Aż mi się niedobrze zrobiło pisząc te zebrane zewsząd głosy typowego polskiego kibica, kierującego się tylko swoim wąsko patrzącym ego. I taki niech będzie morał płynący z 91. edycji Vasaloppet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz