Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Polowanie na zorzę polarną

Dni tak zimne i bezchmurne, jakie panują ostatnio w Alcie, zapowiadają zwykle noce przepełnione pięknymi pokazami zorzy polarnej. Choć widok tańczących na niebie świateł jest mi już dość znany, to jednak za każdym razem ich ruch jest inny i przyciąga wzrok. Ponadto sam kolor jest wspaniały, w zależności od temperatury. Wystarczy spojrzeć na obrazki z niedawnych nocy, kiedy aktywność była na tyle duża, że pozwoliła zobaczyć to zjawisko w północnej Polsce. Nie zawsze da się zrobić dobre zdjęcie, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że nigdy nie uchwyci się go wyraźnie. Wszystko przez długi czas ekspozycji, którego użycia wymaga wieczorna pora. Tym samym ruch rozmywa się, zostawiając jedynie smugę z tego, co praktycznie żyło przed chwilą nad nami. W dodatku, gdy widzisz takie przedstawienie, zawsze masz wrażenie, że zaraz się ono skończy. Stąd wciąż próbujesz uchwycić to jedno najlepsze ujęcie, które zmiecie wszystkie inne. I dlatego czasem nie warto gonić za zorzą. Gdy zobaczyłem ją ostatnio przez okno, jedyne co zrobiłem, to wyszedłem na balkon i po prostu delektowałem się tym widokiem. Tak na prawdę po raz pierwszy nie zależało mi na zrobieniu zdjęć, dzięki czemu mogłem skorzystać w pełni z tego przedstawienia. W końcu sama zorza już pojawiła się na blogu, więc warto poszukać jakichś motywów, na przykład ująć ją na drugim planie z katedrą noszącą jej nazwę (Nordlyskatedralen). Swój plan postanowiłem wcielić w życie w czwartek wieczorem. Zabieram Was więc na podróż po Alcie, podobną jak ostatnio, tylko tym razem w poszukiwaniu dobrego zdjęcia zorzy polarnej.

Polowanie na zorzę polarną
Wtorek. Wówczas było na co popatrzeć, a nawet zdjęcie udało się zrobić na szybko.
Kompletnie ciemno jest już po godzinie 19. Aktywność zorzy jest z początku zachęcająca, więc niedługo przed 21 wychodzę na ulice miasta. Kieruję się w stronę Aronnes skrótem przez uniwersytet. Schodzę trasą biegową, która na szczęście jest oświetlona. Wokół panują bowiem kompletne ciemności. Lampy działają tu bardzo sprytnie. Normalnie ich LEDowe żarówki świecą niezbyt jasno. Gdy jednak czujniki ruchu wykryły, że się zbliżam, automatycznie zrobiło się jaśniej. I właśnie przez ten system nie mogłem zostać w tym miejscu na dłużej. Ewentualne zdjęcia byłyby przez niego zepsute. Wracam więc w kierunku uniwersytetu i idę dalej w kierunku szkoły średniej i ogromnej hali sportowej Finnmarkshallen. Na drodze nie spotykam żywej duszy. Jedynie pojedyncze samochody świecą swoimi jasnymi, ogromnymi światłami, przejeżdżając obok. Warto wiedzieć, że większość tutejszych kierowców używa świateł drogowych bardzo często, nawet w mieście. Podobnie jest z dodatkowymi lampami, przymocowanymi do maski. Wszystko po to, by w trakcie nocy polarnej i totalnej ciemności móc dostrzec na drodze renifery w oddali. Okolica wydaje się być już w głębokim uśpieniu, choć wcale nie jest tak późno. Może to dlatego, że ludzie nie mają po co wychodzić? Może jeżeli już gdzieś są poza domem, to w mieście? Pomyślałem, że sprawdzę to później, idąc do centrum. 

Polowanie na zorzę polarną

Na mojej drodze mijam mały sklep. Gdy jest ciemno i nie widać dokładnie budynków i napisów, okolica niskich drewnianych domów przypomina trochę obrazy z amerykańskich filmów. Mały sklep ze wszystkim możliwym, choć pewnie niekonkurencyjny z Kiwi i Rema1000, dodaje klimatu, podobnie jak fakt, że w środku jest może jeden kupujący. We wszystkich mijanych domach świeci się światło. Przez ogromne okna bez zasłon widać, co robią jego mieszkańcy. Ktoś ogląda mecz, choć nie widzę żadnych szczegółów. Podobno tego wieczora gra Polska. Nie wiem, jaki jest wynik, na pewno dowiem się później na każdym z możliwych portali, których nagłówki będą mówić tylko o tym. W moim pojedynku jest dziś jeden do zera dla zorzy polarnej, która sprytnie się przede mną chowa. Idąc zahaczam o dzielnicę (a jakże inaczej) "szklanych domów" mijając między innymi ten, w którego wnętrzu byłem wcześniej. Wieczór znów gra na korzyść tej okolicy. Nie mogę się powstrzymać przed kilkoma zdjęciami, choć wciąż na niebie nie ma nic ciekawego.
Polowanie na zorzę polarną
Tak ciemno jest zaledwie kilka kroków od mojego akademika. 30 sekund (przy niestety ISO 200- mój błąd) naświetlania dało taki efekt.
Choć na dworze jest zimno, około 0 st. C, decyduję się jeszcze zajść do miasta. Ulice są jeszcze bardziej puste, niż w niedzielę. W City Scene odbywa się koncert, na który na pewno przyszło kilkudziesięciu, jak nie kilkuset widzów. W barach widać pojedyncze zajęte stoliki. Również w drogiej i wystawnej restauracji Du Verden siedzi kilka osób, racząc się tamtejszymi daniami. Jest już grubo po 22, a moim ostatnim celem jest katedra. 
Polowanie na zorzę polarną
Tego dnia nie będzie zorzy polarnej. Wracam do akademika.
W czwartek nie pojawiło się nic. Najwyraźniej pora była nieodpowiednia. Wracam więc w to samo miejsce w piątek. Tym razem jestem dużo wcześniej, kilkanaście minut po 19. Ponownie jest mroźno. W oddali widać już pierwsze nieśmiałe przebłyski zorzy. Powoli kończy pracę przykościelna świetlica dla młodzieży, w której opiekunem jest mój sąsiad. W tym miejscu, od 14 do 19:30, każdy do 19 roku życia może przyjść i spędzić czas z rówieśnikami. Do dyspozycji są: bilard, piłkarzyki, instrumenty muzyczne, dwie konsole PlayStation z olbrzymią liczbą gier i lodówka wypełniona jedzeniem i piciem. Korzystanie ze wszystkiego oczywiście nic nie kosztuje. Dzięki temu młodzi ludzie mogą choć na chwilę oderwać się od codziennych zajęć, bez znaczenia czy jest to nauka, czy siedzenie na fejsie. Z tego, co wiem, frekwencja na świetlicy bywa różna. W szkolne dni, w ciągu całego czasu pracy świetlicy, pojawia się tam 30- 40 osób. Jednak w trakcie ferii jesiennych, które trwały na przestrzeni tego tygodnia, chętnych było już znacznie mniej. Zastanawiam się, jak to by było z takim czymś w Polsce. Pamiętam, że kiedyś funkcjonowała świetlica w budynku dworca kolejowego w Jeleniej Górze. Mieli tam nawet kółko modelarskie. Przyszły jednak inne czasy i świetlicę zlikwidowano, tworząc jakże słynny Orient Express. Niestety, otoczenie trzeba było dostosować do "potrzeb" młodzieży, a tymi najwidoczniej było najebanie się, zamiast zrobienia czegoś kreatywnego. Użycie tu jakiegokolwiek eufemizmu po pierwsze nie wyraża tego, co zwykle się tam dzieje, jak i zwyczajnie nie pasuje. Co miałem napisać? "Upija się"? Upić to się może pan Stanisław na imprezie integracyjnej, ale nie gimnazjaliści w Oriencie. Za daleko odjechałem od tematu tym całym Expressem. Z tych myśli na szczęście wybija mnie zorza polarna, która poważnie nadchodzi nad upatrzone miejsce. Czas na zdjęcia!

Polowanie na zorzę polarną
Taki znak z odległościami do różnych stolic stoi sobie pod hotelem Scandic. Ale że Warszawa jest napisana z błędem, to karygodne.
Polowanie na zorzę polarną
Przedstawienie czas zacząć.
Polowanie na zorzę polarną

Polowanie na zorzę polarną
Rzut oka na tyły katedry. Tam też jest ciekawie.
Polowanie na zorzę polarną
Nordlyskatedralen wreszcie zasłużyła na swoją nazwę.
Gdy po godzinie 20 jest już praktycznie po wszystkim, a ja zamarzam na kość, wracam do akademika. Coś mi jednak podpowiedziało, by pójść na chwilę w stronę uniwersytetu. Jak się okazało, była to najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Wieczorne przedstawienie przewidziało bowiem niesamowity i kolorowy epilog.
Polowanie na zorzę polarną
Zawsze mnie zastanawia, co dokładnie przedstawia ta rzeźba. Jakieś sugestie?
Polowanie na zorzę polarną
Rzut oka na zorzę polarną nad budynkiem uniwersytetu.
Polowanie na zorzę polarną
Na tym zdjęciu widać największą wadę prób uchwycenia zorzy polarnej. Poza przybrudzonym obiektywem jest to ruch, który całkowicie rozmywa się na obrazie. W tamtym momencie światła tańczyły na niebie, zmieniając kolory i wirując co jakiś czas. Tu tego oczywiście nie widać, poza widocznym śladem.
Spacerując po Alcie i robiąc zdjęcia czuję się naprawdę bezpieczny. Choć wokoło nie było żadnych ludzi (szczególnie w czwartek), trudno jest mi twierdzić cokolwiek innego. Nie muszę patrzeć właściwie gdzie idę, bo w sumie wszędzie jest tak samo spokojnie. To nawet trochę dziwne uczucie, zwłaszcza że pochodzę z kraju, w którym trzeba wybrać odpowiednią stronę ulicy, by nie wpaść na grupę dresów chcących "obić jakichś leszczy, bo nuda". A skoro już chcę przechodzić przez pasy, to tu w Norwegii jak tylko znajdę się w pobliżu przejścia dla pieszych, od razu wszyscy kierowcy zatrzymują samochody, by umożliwić mi przeprawę. Tutejsze bezpieczeństwo bardzo mi odpowiada, ale z drugiej strony gdzieś z tyłu uwiera, jak niechciana metka w swetrze. Bo skąd mam wiedzieć, gdzie jest granica, przy której ktoś nie zacznie mi się podejrzliwie przyglądać. Człowiek z aparatem, tak w nocy, spaceruje pomiędzy domami? A co on chce tu robić, po co i w ogóle czemu teraz? Już widzę oczami wyobraźni ten moment, w którym policja zatrzymuje się obok mnie i nakazuje: "Proszę otworzyć neseser, proszę nam podać swój pesel". Z drugiej strony, gdybym sam stanął obok siebie i popatrzył na tego kogoś z aparatem, też trochę bym się zdziwił. W każdym razie (i mam nadzieję, że się nie mylę) trzeba mieć ogromnego pecha, żeby w okolicy szklanych domów stało się coś złego. Owszem, w mieście, gdzie leje się alkohol, a zwłaszcza w sobotę, zdarzają się nawet bójki. Policja, by dmuchać na zimne, zwykle odwiedza kluby i sprawdza, czy wszystko jest w porządku. Wciąż jednak każdemu przypadkowi i tak nie da się zapobiec. Poza takimi sytuacjami jest bardzo spokojnie, stąd jedynym problemem w trakcie nocnego spaceru jest zimno, które powoli przedostaje się nawet przez grubą kurtkę. A to przecież dopiero październik...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz