O systemie podatkowym w Norwegii każdy wie mniej więcej tyle, że płaci się dużo. Moja wiedza na ten temat też nie jest jakoś specjalnie rozbudowana, ale cóż, karta powinna być wyrobiona. Do jej otrzymania i w konsekwencji płacenia podatków, konieczne jest złożenie specjalnego formularza, na którym podajemy informacje takie, jak na przykład ile będziemy zarabiali rocznie w Norwegii. Wszystko po to, aby później można było określić wysokość podatku do zapłacenia. Oczywiście trudno jest dokładnie wyliczyć sumę zarobków, szczególnie mając pracę dorywczą. Nie stanowi to jednak problemu. W przypadku, gdy zapłacimy zbyt duży podatek, możemy później liczyć na zwrot. Tyle mogę powiedzieć we wstępie, bo jeszcze nie odczułem działania tego systemu w praktyce.
Idę więc do urzędu podatkowego z wypełnionym formularzem i umową o pracę. Znów nie czekam ani minuty, aby przystąpić do składania dokumentów. Na szczęście w mieście liczącym około 20 000 ludzi trudno o kolejki w urzędach. Pani urzędniczka szybko przegląda papiery i robi ich kserokopie. W tym czasie mogę rozejrzeć się po biurze. Na biurku stoi kilka zdjęć jakichś ludzi, pewnie jej rodziny. Jedno jednak przykuwa moją uwagę na dłużej. Niby taki zwykły portret, jaki robi się na potrzeby dowodu osobistego, ale zawiera jeden istotny element. Postać jest ubrana w tradycyjny strój ludowy, który w Norwegii nazywa się "bunad". Po jego niebieskim kolorze rozpoznaję, że ta osoba również reprezentuje Saamów. Te stroje są bardzo ważne nie tylko dla kultury tej mniejszości, lecz również całej Norwegii. Regiony mają swoje wzory oraz kolory bunadów, które muszą być ściśle przestrzegane przy szyciu. W przeciwnym razie nie można takiego stroju nazwać bunadem, tylko draktem. Ludzie ubierają się na ludowo tylko na specjalne okazje. Niemal na każdej niedzielnej mszy można zaobserwować przynajmniej jedną rodzinę w bunadach, która obchodzi chrzciny. Podobnie jest z weselami i najważniejszym świętem państwowym, czyli Dniem Konstytucji.
17-go maja każdego roku przez Oslo przechodzi korowód zwany "barnetog", którego uczestnicy są ubrani w stroje ludowe obowiązujące w zamieszkiwanym okręgu. Oprócz tego śpiewa się piosenki i macha flagami, co trochę różni się od naszych polskich pochodów przykładowo na Święto Niepodległości, podczas których wyrywa się kostkę brukową i podpala tęczę. Co kraj, to obyczaj. Choć nie ukrywam, że nagła myśl o narodowcach ubranych w stroje łowickie i rzucających racami w policję, wywołuje lekki uśmiech niedowierzania. Chwilę po usunięciu jej z głowy, otrzymuję informację od urzędniczki, że wszystko w porządku i kopie dokumentów zostaną przesłane do Hammerfestu. Kartę podatkową otrzymam w formie elektronicznej, jak niemal wszystko w Norwegii. Po pewnym czasie będę więc posiadał kolejny element potrzebny do poznania tutejszego życia.
![]() |
Jeżeli kiedyś pojadę do Kautokeino, muszę zrobić podobne zdjęcie. Tak na marginesie, życie na tamtych terenach jest zupełnie inne niż w Alcie, zyskując jeszcze bardziej północny charakter. Photo credit: godutchbaby / Foter.com / CC BY-NC-ND |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz