Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Uwikłany w różowe sidła

Po raz kolejny robimy przerwę od tematyki biegówek, z racji na niezwykle interesujący wyścig kolarski, jakim jest Giro d'Italia. Już od dwóch tygodni, popołudnia spędzam uwikłany w różowe sidła (bo różowy to kolor dominujący włoskiego wyścigu oraz koszulki lidera) przed telewizorem, śledząc na każdym etapie poczynania Vincenzo Nibalego (Astana), Rafała Majki (Saxo- Tinkoff) i Przemysława Niemca (Lampre- Merida). Nie bez powodu w tej trójce pojawiły się nazwiska Polaków. W tym roku ich jazda jest świetna i aż miło widzieć dwóch rodaków w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Ponadto, dziś Niemiec walczył o zwycięstwo etapowe, zaś Majka zaciekle rywalizuje o białą koszulkę lidera klasyfikacji kolarzy do lat 25. z Kolumbijczykiem Carlosem Betancurem (AG2R). Dzieli ich tylko pięć sekund, więc każda okazja do ataku będzie wykorzystywana. Podobnie było dzisiaj, kiedy na podjeździe zaatakował Betancur, na zjeździe Nibali, a na płaskim jeszcze inni faworyci. Taką rywalizację ogląda się z przyjemnością. Emocji nie brakuje również w boju o różową koszulkę lidera całego wyścigu. Tutaj Nibali ma co prawda przewagę nad Cadelem Evansem wynoszącą ponad minutę, ale Australijczyk z teamu BMC nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, podobnie jak Rigoberto Uran (Sky). Nie pozostaje nic innego, jak tylko oglądać kolejne etapy.
Jedyne, co zawodzi, to pogoda. Trudno sobie wyobrazić, że przy naszych upałach, we Włoszech leje deszcz, a w górach leży jeszcze mnóstwo śniegu. Skutkiem takiego stanu rzeczy było choćby skrócenie sobotniego etapu i praktycznie brak jego relacji w TV oraz nieznaczne skrócenie podjazdu pod słynny szczyt Galibier w niedzielę. Na tę górę wspinali się również niejednokrotnie kolarze podczas Tour de France, więc można było sobie porównać stopień trudności pomiędzy śnieżnym Giro, a przeważnie słoneczną "Wielką Pętlą". Dopiero dziś nastąpiła znaczna poprawa warunków, ale wciąż mówi się o planach odwołania/skrócenia kolejnych górskich etapów, między innymi wspinaczki na najwyższy szczyt tegorocznej edycji- Passo dello Stelvio. No, ale taka jest pora rozgrywania włoskiego wyścigu, kiedy w górach jeszcze nic nie jest pewne. Natomiast we Francji ścigają się w samym środku lata i pogoda dopisuje. A mimo to, jakimś cudem Giro jest znacznie bardziej interesujące dla widza, niż na przykład zeszłoroczna edycja Touru. Dokładnie widać to było dzisiaj. Nikt z czołówki nie bał się atakować, lider nie jechał defensywnie, tylko trwała ciągła walka o sekundy. Tego wyścigu nie wygrywa się jedną, płaską czasówką, o czym najdobitniej przekonał się triumfator "Wielkiej Pętli" sprzed roku- Bradley Wiggins. Na czasówce w pierwszym tygodniu rywalizacji nie zdołał wywalczyć różu. Natomiast w deszczowych dniach, trudne zjazdy nie służyły Brytyjczykowi, który raz się wywrócił, a potem jechał, delikatnie mówiąc, jak panienka. Tracił więc z etapu na etap, aż w końcu się wycofał, tłumacząc decyzję kontuzją i ogólną słabością. Tak więc włoskie piekło zweryfikowało nieco lekceważące podejście Wigginsa i ukarało go. Rady nie dał również zeszłoroczny zwycięzca Giro- Ryder Hesjedal (Garmin). Po dobrym pierwszym tygodniu przyszło osłabienie, które zmusiło Kanadyjczyka do wycofania się.
Zatem tendencja jest zauważalna. Z każdym rokiem Giro d'Italia okazuje się być dużo ciekawszym i trudniejszym wyścigiem kolarskim, niż "Wielka Pętla", która pozostanie wielką chyba już tylko z nazwy i dystansu. Być może się mylę. Co więcej, przyznam nawet, że wolałbym, aby moje spostrzeżenia zostały zweryfikowane w tak brutalny sposób, jak podejście Wigginsa, a tegoroczna, setna już edycja Tour de France okazała się być niezwykłą. Widzowie i fani kolarstwa na pewno by na tym zyskali. Dziś jednak pozostaje mi tylko zachęcić do śledzenia ostatniego tygodnia rywalizacji Polaków i reszty znakomitych zawodników we Włoszech. Na pewno nie będzie czego żałować. A trening? Po etapie z powodzeniem można znaleźć jeszcze czas na bieganie lub rower.
Ktoś, kto to czyta, zapewne zastanawia się teraz: "Co na tym blogu robi tekst o kolarstwie?" Odpowiedź jest prosta. Kolarstwo na Eurosporcie komentują ci sami genialni dziennikarze, których słyszymy w relacjach biathlonowego Pucharu Świata, czyli Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński. Nie sposób więc, tęskniąc za zimą, nie posłuchać fachowego komentarza. Przy okazji jest szansa na dowiedzenie się czegoś z historii tego sportu, co dla mnie jest wyjątkowo interesujące. Akurat Giro komentuje pan Tomasz w towarzystwie Adama Probosza, ale ten duet również znakomicie się spisuje. Można zajrzeć na ich profil facebookowy- Kolarstwo w Eurosporcie i zadać pytanie podczas transmisji. Na dzisiaj tyle, a do biegówek wrócę, jak tylko wyswobodzę się z różowych sideł. Ktoś jeszcze waha się, czy oglądać Giro? Na zachętę zdjęcia oraz filmik:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz