Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Jak nie Larsio, to Jasio

Muszę przyznać, że nie tego Norwega wskazałem w roli "czarnego konia rywalizacji". Dzisiejszy sprint wygrał młody Johannes Thingnes Boe i stał się jednocześnie najmłodszym zwycięzcą zawodów Pucharu Świata w ostatnich 23 latach. Natomiast "mój" Os uplasował się dopiero na 60. pozycji. Nie mniej jednak triumf młodszego z braci Boe jest dużym zaskoczeniem, może nawet większym, niż jakby udało się to Alexandrowi. Wysoko był również Lars Berger. Zwycięzca z Hochfilzen był dwunasty, notując taki sam rezultat na strzelnicy, jak przeszło tydzień temu. Zawiódł murowany faworyt gospodarzy- Martin Fourcade. Każdy chciał zwycięstwa, a jest "tylko" trzecie miejsce.
Martin Fourcade i jego twarz z serii "disappointment". Dziś będzie mógł dodać kolejną taką do swojej kolekcji.

Ależ ci Norwegowie są bezczelni. Wygrać z dominatorem na jego własnym podwórku, w dodatku przyjeżdżając w rezerwowym składzie. Tutaj każdy spodziewał się łatwego zwycięstwa Martina, tymczasem mądrzy Wikingowie wygrali podwójnie. Bo przecież największe sławy (starszy Boe, Svendsen i Bjoerndalen) odpoczną od startów przed IO, a Fourcade nie dość, że nie zdobył kompletu pucharowych punktów, to jeszcze zabrał mu je właśnie Norweg z tej "gorszej" kadry. Upokorzenie dla Francuzów? Być może, ale należy zauważyć, że zarówno ubiegłotygodniowy zwycięzca- Lars Berger, jak i Jasio Boe to nie są ludzie z przypadku. O tym pierwszym dość już napisałem, zaś drugiego obserwuję od końcówki zeszłego sezonu i jestem pod wielkim wrażeniem. To, jaki postęp uczynił ten młody biathlonista, jest zadziwiające i jednocześnie bardzo obiecujące. Już przed jego przystąpieniem do rywalizacji w gronie seniorów mówiło się, że dysponuje jeszcze większym talentem, niż jego starszy brat, który przecież w swoim drugim pełnym sezonie zdobył dużą kryształową kulę. Z początku byłem co do tego sceptyczny, bo wiadomo, jak dużą przepaścią jest przejście z juniorów na najwyższy poziom rywalizacji. Okazało się jednak, że Jasio zbytnio się nią nie przejął. Pamiętam, że już podczas pierwszych zawodów rzuciło mi się w oczy jego bardzo szybkie strzelanie w pozycji stojącej. Z celnością bywało różnie, podobnie jak z samym biegiem, ale dzisiaj wszystko zagrało idealnie. I zobaczyliśmy tego efekty. Nie należy jednak odebrać tego jako "pompowanie balona", czy tym bardziej robienie sensacji z niczego (tu od razu narzuca się słowo Biegun). Johannes Thingnes naprawdę dobrze się rozwija i coraz wyraźniej zaznacza aspirację wejścia na stałe do pierwszej kadry Norwegii. Jest na dobrej drodze, ale czy uda mu się przed Soczi? Tego nie wiadomo, bo mogą się jeszcze przytrafiać wahania formy, jak to u młodych bywa. Natomiast w przyszłym sezonie ten żartobliwie nazywany Jasiem biathlonista może okazać się najstraszniejszym koszmarem Martina Fourcade. A może nawet własnego brata? W tym kontekście radzę spojrzeć na mój pierwszy post na tym blogu.
Młody Johannes Thingnes Boe i jego twarz z serii "In your face, Martin!". Być może doda kilka podobnych w tym i przyszłym sezonie.

Nie jest więc tak, że nie ma komu walczyć z Martinem Fourcade. Nawet, gdy najgroźniejsi rywale zawodzą, znajduje się taki Larsio, czy Jasio i z chęcią pozbawia Francuza kolejnego pucharowego zwycięstwa. Biedny Martin się jakiegoś kompleksu norweskiego nabawi i już nie będzie chciał mieszkać w Oslo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz