Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Wyjeżdżam, by...

"Po raz kolejny wyjeżdżam, bo nie ma dla mnie w kraju,
wolnego miejsca częściej niż w tramwaju"
I choć na szczęście przywołany tekst nie pasuje do mnie w stu procentach, to wyjazd do Alty staje się faktem. Tak, jak skończył się Tour de France, tak kończą się moje długie wakacje. Wyjeżdżam "wycieniowany" niemal jak Chris Froome. Ciekawe, czy w podobnym stanie wrócę. Choć Norwegii się nie boję, to muszę być przygotowany na wszystko, stąd tak trudno jest ten ogrom ogarnąć. A o tym, że nie warto się obawiać studiowania tak daleko świadczy na przykład fakt, że na początku semestru studenci zagraniczni nie będą mieli żadnych zajęć tylko specjalne trzy dni zapoznawcze z uniwersytetem, jego działaniem, zasadami oraz życiem i rozrywką w mieście. Nikt nie będzie zostawiony samemu sobie. Dzięki temu dużo łatwiej będzie się zaaklimatyzować przybyszom z różnych stron świata. W końcu nie każdy jest mną- człowiekiem, który Północ ma wpisaną do głowy.

Czego się boję? Właściwie chyba tylko "syndromu emigranta", o którym poniekąd mówi Czesław Mozil w swojej Księdze Emigrantów. On powoduje, że nagle nawet to, co mnie w Polsce denerwowało, stanie się słodkim wspomnieniem dalekiej ojczyzny. Niewiele brakuje, żebym do NFZ wysłał kartkę z pozdrowieniami i wyrażoną nadzieją na rychłe spotkanie z panią urzędniczką. Widać więc, że to poważna sprawa i zbytnio też nie wiem, jak z tym walczyć. Może, gdy na miejscu będzie rzeczywiście tak wspaniale, to w sekundę zapomnę o "tych pagórkach leśnych, łąkach zielonych (...), gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała". No i proszę, już zza pleców wychodzi Mickiewicz i pyta: "a gdzie to się wybieramy?". A z wieszczem nie wygrasz. Widocznie tak po prostu jest, kiedy wszystko wokół, nawet tak dobrze znane, zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, gdy widzi się to po raz ostatni. A jeśli nie do końca ostatni, to na pewno prędko nie zobaczę terenów, w których przyszło mi się obracać przez ostatnie miesiące.

Z syndromem, czy bez, wyjeżdżam. Na miejscu oczywiście postaram się nie zapomnieć o pisaniu. W najgorszym wypadku zmieni się nieco forma, pojawi się więcej zdjęć (wreszcie) i mniej tekstu, a może nawet jakieś filmy. Postaram się zabrać Was choć w części na Północ. A może to Wy zabierzecie mnie czasem na Południe. W końcu na razie tylko "wyjeżdżam, by wrócić", prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz