Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Puchar Świata w Szklarskiej Porębie, odc. 1

Jesteśmy świeżo po zawodach Pucharu Świata w biegach narciarskich, które odbyły się w Jakuszycach. Jeszcze do końca nie opadły emocje, ale czas zacząć podsumowanie. Każdy się zapewne zgodzi, że była to najwyższa rangą impreza sportowa, jaką miała okazję gościć już po raz drugi Szklarska Poręba. W związku z tym faktem pojawiły się wymagania, regulacje i oczekiwania wobec organizatora. Czy poradzono sobie z tym wszystkim? Jaki jest efekt końcowy? Tak się składa, że będąc w okolicy całego zamieszania, nie sposób nie dowiedzieć się możliwie najwięcej na jego temat i nie sprawdzić tego na własnej skórze. Zatem zapraszam Was na trzyczęściową relację z przemyśleniami o zawodach.

Na początek przyszło mi obserwować zawody sprzed telewizora, czyli w sumie jak zwykle. Był to pierwszy dzień, którego rozegrano sprinty techniką dowolną. Eurosport w tej kwestii trochę zawalił, puszczając snooker, ale cóż poradzić. Nawiasem mówiąc rozgrywano też biathlon w Anterselvie- pełen emocji bieg pościgowy mężczyzn. Każdy był więc zdany na łaskę TVP Sport. Rywalizacja w sprintach jest zawsze bardzo ciekawa i kontaktowa, zwłaszcza w "łyżwie". Tylko co z tego, skoro relacja z biegów mężczyzn była zastępowana rozmową z dowolnie wybranym ekspertem (bo na takie pytania pani redaktor mógłby odpowiedzieć każdy ogarniający choć trochę biegi narciarskie). I w ten sposób nie widziałem kilku upadków i walk na finishu. Nie mówiąc już o tym, że musiałem zgadywać, kto wszedł do finału. Czy naprawdę rywalizacja musi kończyć się tam, gdzie odpada nasz reprezentant? Bo jeżeli tak, to dzięki Bogu, że do finału pań dostała się Sylwia Jaśkowiec. W przeciwnym razie miałbym zamiast emocji, kolejną "pasjonującą" rozmowę z zastępcą- prezesa- czegośtam- który- kiedyś- miał- na- sobie- narty i pytania, dlaczego było tak, a nie inaczej. A przepraszam, byłyby emocje, o ile tak nazwać norweskie wulgaryzmy rzucane w stronę telewizora przez człowieka północy. Tak być nie może. Bądźmy bardziej otwarci na to, co się dzieje. Kochajmy ten sport, a nie tylko jedną osobę, która go reprezentuje. Choć może to tylko taka moja fanaberia...  Kolejny dowód na to pojawi się już wkrótce w odcinku drugim.

Drugą rzeczą, która wypadła marnie z punktu widzenia telewidza, był oczywiście komentarz. Mała wiedza na temat zawodników, nawet średnio poprawna wymowa ich nazwisk to rzeczy, które mogą na dłuższą metę denerwować. A przecież można lepiej, o czym przekonałem się trochę później. Jeszcze jeden szczegół, który rzucił się w oczy, to niekorzystne światło. Tak, światło może być niekorzystne i w Jakuszycach to się właśnie zdarzyło. Start był położony w taki sposób, że kamera łapała zawodników pod słońce. To rzecz niezależna od nikogo, ale gorzej się ogląda takie ujęcia z kamery, niż jakby to było w prawidłowym ustawieniu. Na pewne rzeczy nie ma się wpływu i tyle. Natomiast, gdy zawodnicy wbiegali na stadion, światło rewanżowało się, współgrając idealnie.

Takie właśnie uczucia mną targały po obejrzeniu telewizyjnej relacji z zawodów na Polanie Jakuszyckiej. Ogólnie lekkie rozczarowanie. Nie mogło tak pozostać. Niedzielne dystanse miał już pokazywać Eurosport, jednak lepiej byłoby zobaczyć to na żywo i wtedy ocenić. Ale co z tego, skoro nie posiadałem biletów... aż do wczorajszego wieczoru, kiedy to... No właśnie. O tym, co dokładnie się stało, będę pisał w następnym odcinku. W każdym razie, w życiu się nie spodziewałem, że następnego dnia zobaczę taki widok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz