Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Wyzerowany licznik Svendsena

Super Svendsen wreszcie dopiął swego. Wyzerował złośliwy licznik, który wciąż naliczał kolejne dni bez bezbłędnego strzelania w indywidualnej konkurencji w ramach biathlonowego Pucharu Świata. Z wynikiem zera pudeł na strzelnicy wygrał dzisiejszy bieg pościgowy w Ruhpolding. Tym samym pokazał, że potrafi celnie strzelać, jak również znacznie zbliżył się do nieobecnego w Bawarii lidera klasyfikacji generalnej- Martina Fourcade. Francuz, przebywający obecnie na treningu wysokościowym w Anterselvie, powinien zacząć się bać tak dobrej dyspozycji EHS, zwłaszcza w kontekście zbliżających się Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Przypomnijmy, że już za tydzień czekają nas ostatnie zawody PŚ przed wyjazdem do Rosji.

Emil Hegle Svendsen na mecie biegu pościgowego w Novym Mescie. Prawie rok minął wówczas od bezbłędnego strzelania.

Emil Hegle Svendsen, przed dzisiejszym biegiem, ostatni raz strzelał "na czysto" 1401 dni temu. Miało to miejsce w Kontiolahti, w sprincie. Zajął wówczas drugą lokatę. Od tego czasu wygrywał wiele zawodów PŚ, jak również zdobywał tytuły mistrza świata, jednak zawsze było to okupione choćby jedną karną rundą lub doliczoną minutą. Norweska prasa zaczęła w końcu liczyć dni, upływające od bezbłędnego strzelania Emila, których przybywało i przybywało... aż przekroczyły magiczną liczbę 1000. Stało się to niepokojące, nie tylko dla pana Krzysztofa Wyrzykowskiego z Eurosportu, lecz również dla samego Svendsena i całego sztabu szkoleniowego norweskiej kadry. Przyszedł wreszcie sezon olimpijski i kolejne biegi, w których niestety licznik nabijał coraz to wyższe liczby. Emil wygrał co prawda biegi w Oberhofie, ale cóż z tego, skoro każdej nocy śniły mu się te cyferki, zmieniające się na tablicy jego niechlubnego rekordu. To wszystko na stałe zagościło w jego głowie, jako przeciwnik groźniejszy od samego Martina Fourcade, czyli on sam i jego psychika.

Jak już dowiedzieliście się we wstępie, dziś się to zmieniło. Nie ma już licznika, nie ma dni, nocy, miesięcy i lat, w ciągu których Emil Hegle Svendsen pudłował na strzelnicy. Zobaczcie sami, jak do tego doszło.



Radość po ostatnim oddanym i, co najważniejsze, celnym strzale była wielka. Chyba nawet większa, niż po zdobyciu tytułu mistrza świata. I nie ma w tym nic dziwnego. EHS wygrał z własną blokadą, z czymś, co na pewno bardzo mu przeszkadzało i czego wszyscy mu wypominali. Na tym przykładzie doskonale widać, jak wiele w sporcie znaczy psychika człowieka. Zwłaszcza w biathlonie, gdzie każde strzelanie jest próbą nerwów, którą potrafi nawet oblać sam Ole Einar Bjoerndalen, jak miało to miejsce w biegu pościgowym w Oberhofie. Dlatego nikomu nie życzę jakiegokolwiek uprzedzenia, które mogłoby stać na drodze do sukcesu. A jeżeli już takie coś się pojawi, to zwalczenie problemu przynosi niebywałą satysfakcję. Zobaczcie ją sami w osobie Emila Hegle Svendsena.



Tak się zastanawiam, co teraz będą liczyć norwescy dziennikarze sportowi i trochę się boję. Otóż, od ostatniego pucharowego zwycięstwa Ole Einara Bjoerndalena minęło sporo czasu, a wielokrotnie było do tego bardzo blisko. Raz zabrakło szczęścia, raz jednego celnego strzału, a ostatnio nawet 0,4 sekundy. Nie ma łatwego życia nasz król i oby nie było to powodem do kolejnych odliczań, a co za tym idzie niepotrzebnej wewnętrznej blokady. Pozostaje chyba tylko zostawić wszelkie problemy obok i iść dalej, wierząc, że to tylko przesąd, jak śpiewa Coldplay: "It's only superstition".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz