Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Od skiathlonu do pięćdziesiątki, czyli podsumowanie Igrzysk Olimpijskich w Sochi

Bardzo szybko przeminęły te dwa tygodnie. Znicz już zgaszony, a tym samym 22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie przeszły do historii. Sochi opuszczają już wszyscy bohaterowie, zarówno pozytywni, jak i negatywni, tego wydarzenia. Teraz czas na podsumowanie, bo od skiathlonu do pięćdziesiątki działo się naprawdę wiele. Wielkie dokonania, skandale, porażki- bez tego nie obejdzie się żadna sportowa impreza. Tak było i w przypadku Igrzysk. Wyliczymy więc wszystkie "naj-" tej imprezy.

  • Największy skandal: niestety w trakcie trwania Olimpiady przyłapano kilku zawodników na stosowaniu niedozwolonych środków. U niemieckiej biathlonistki Evi Sachenbacher- Stehle wykryto metyloheksanoaminę, zaś u austriackiego biegacza narciarskiego Johannesa Duerra erytropoetynę. W przypadku Evi można uznać to za niedopatrzenie, bo zabroniony składnik znajduje się w różnego rodzaju odżywkach i napojach energetycznych, zaś jego stosowanie poza zawodami nie jest w ogóle sankcjonowane. Przez swoją wpadkę, biathlonistka straciła czwarte miejsce zdobyte w biegu ze startu wspólnego oraz pozbawiła swoją drużynę również czwartej lokaty w sztafecie mieszanej. Natomiast Duerr był okrzyknięty (również przeze mnie) za rewelację Tour de Ski i zaliczany do grona faworytów biegów długich na IO. W skiathlonie zajął 8. miejsce, po czym udał się do Obertilliach trenować przed startem na 50 km. Właśnie w Austrii pobrano próbkę, w której wykryto EPO. Duerr przyznał się do stosowania dopingu z determinacją i jednocześnie nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to robił. W tym momencie możemy skreślić jego wszystkie wyniki z tego sezonu, jak i cofnąć wszelkie zdania o tym, że niby stanowił wielki talent w Pucharze Świata.
  • Największy przegrany: na pewno rozczarowany swoim występem na Igrzyskach jest Petter Northug. Nie dość, że bez miejsca na podium, to jeszcze we wszystkich biegach okazywał słabość. Brakowało wytrzymałości i szybkości, którą kiedyś zachwycał. Przyczyną takiej formy jest choroba, która w okresie przygotowawczym nie pozwoliła mu na wystarczające obciążenie w treningu. Ale nie zapominajmy, że Dario Cologna stracił jeszcze więcej treningów z powodu kontuzji. Przez większą część sezonu w ogóle nie startował, a w Sochi pokazał ogromną siłę, zdobywając dwa złote medale. Miał też trochę pecha. Najpierw przewrócił się dwukrotnie w sprincie, a w dzisiejszym biegu na 50 km, gdzie był zdecydowanym faworytem, złamał nartę. 
  • Najgorszy dramat: Igrzyska Emila Hegle Svendsena można tylko opisać jako drogę z piekła do nieba i z powrotem. Początkowo występy były nieudane, nie przynosiły medalu, aż do biegu ze startu wspólnego, w którym EHS strzelał bezbłędnie i wyprzedził na sprinterskim finishu Martina Fourcade. Później jeszcze lepsza sztafeta mieszana, gdzie Norwegia pokazała swoją prawdziwą siłę. Na to samo zanosiło się we wczorajszej sztafecie mężczyzn po świetnych zmianach braci Boe i dobrej postawie Bjoerndalena, który jednak nieco stracił biegowo z powodu złego samopoczucia. Tak, czy inaczej, Svendsen, nazywany księciem biathlonu i następcą OEB, wybiegł na swoją zmianę na pierwszym miejscu, tuż przed Niemcami. Dalej byli Rosjanie i Austiacy, którzy dogonili liderów po pierwszym strzelaniu. O wszystkim miała zadecydować ostatnia próba strzelecka. Było wiadomo, że ktoś z tej czwórki zostanie bez medalu, ale nikt nie przypuszczał, że będzie to Norwegia. EHS najwyraźniej nie wytrzymał presji i zaczął pudłować. Nie pomogło dobieranie, skutkiem czego musiał biegać karną rundę. Tymczasem rywale wybiegli na trasę. Wygrali Rosjanie przed Niemcami i Austriakami. Svendsen przyprowadził sztafetę Norwegii na 4. miejscu. Mówiło się o tym, że pozbawił medalu braci Boe i Bjoerndalena, zawalił sztafetę, zepsuł Norwegii zakończenie Igrzysk oraz wiele innych rzeczy. Tak się stało, ale nie można winić Svendsena w ten sposób. Każdemu mogło się to zdarzyć i niestety padło na niego.
  • Największy heroizm: przed Igrzyskami istniało wiele niewiadomych dla Justyny Kowalczyk i jej kibiców. Kontuzja stopy budziła wiele wątpliwości co do dyspozycji Polki. Po biegu łączonym okazało się, że jest to wielowarstwowe złamanie. Nie przeszkodziło to jednak w żaden sposób zdobyć złota na jej koronnym dystansie- 10 km stylem klasycznym. Ponadto startowała jeszcze w sztafecie, sprincie drużynowym i biegu na 30 km stylem dowolnym. W ostatnim biegu zaczepiła się nartami z Anio Kaisą Saarinen, przez co nadwyrężyła kontuzjowaną stopę i nie dała rady kontynuować rywalizacji. Mimo to, pokazała, że jest niezwykle silną i zdeterminowaną zawodniczką.
  • Największa legenda: o zwycięstwie Ole Einara Bjoerndalena w sprincie pisałem już wcześniej. Tym złotem wyrównał rekord zdobytych medali, należący wówczas do Bjoerna Daehliego. Kolejne złoto w sztafecie mieszanej dało mu samodzielne prowadzenie w tej klasyfikacji. Dodatkowo jeszcze bardzo dobre występy w pozostałych biegach tych Igrzysk oraz wygrane wybory do Komitetu Zawodniczego przy MKOl świadczą o legendzie tego sportowca. Drugiego takiego nie będzie.
  • Największa dominacja: zdobywając trzy złote medale Darya Domracheva udowodniła, że świetnie się przygotowała do Igrzysk. Na trudnych trasach kompleksu Laura wykorzystała idealnie wszystkie swoje biegowe umiejętności. Przypomnijmy, że pierwsze złoto pojawiło się w biegu pościgowym, do którego startowała z 32 sekundami straty do Anastasyi Kuzminy- mistrzyni olimpijskiej w sprincie. Popełniła tylko jeden błąd na strzelnicy, co przy tak szybkim biegu dało pewne zwycięstwo. Bieg indywidualny poszedł również po jej myśli. Potwierdziła tym samym wynik uzyskany przed rokiem na próbie przedolimpijskiej, którą wygrała. W ostatniej konkurencji indywidualnej, czyli w biegu masowym, zostawiała rywalki daleko w tyle na rundach biegowych i, podobnie jak wcześniej, spudłowała tylko raz. Zawodniczka z innej ligi- tak mówią o niej inne biathlonistki.
  • Największy problem: pogoda znacznie utrudniała rywalizację na stokach i trasach narciarskich. Było nadzwyczajnie ciepło, czasem ponad 10 stopni powyżej zera, przez co śnieg zmieniał się w wodnistą breję. Długo jeszcze zapamiętamy widok biegaczy ubranych w koszulki z krótkim rękawem. Szczególnie reprezentantki USA korzystały z tego rozwiązania. Ponadto były problemy ze smarowaniem nart na taką nawierzchnię, jak choćby w kadrze Norwegii. Organizatorzy bardzo ciężko pracowali, aby utrzymać trasy w dość dobrej kondycji. Wolontariusze sypali sól na trasy biegowe i utwardzali stoki. I trzeba przyznać, że spełnili swoje zadanie.
  • Najbardziej obwiniany człowiek: Ante Kostelić był autorem ustawienia bramek do drugiego przejazdu slalomu mężczyzn. Było to wiadome przed Igrzyskami i już wtedy pojawiły się obawy. Trzeba bowiem wiedzieć, że chorwacki trener, ojciec Ivicy i Janicy, ustawia bardzo trudne i arytmiczne przejazdy. Tak było i tym razem. Na dodatek przy panujących warunkach, trasa nie wybaczała błędów. Straciło na tym wielu alpejczyków, między innymi Szwedzi- Andre Myhrer i Mattias Hargin, którzy mieli szansę na medal i pogrzebali ją złym drugim przejazdem. Nazwano nawet Kostelica idiotą.
  • Największy bezsens: transmisje w TVP od początku imprezy budziły moje zastrzeżenia. Potwierdziły się one kilka razy. Przede wszystkim komentarz wielu dyscyplin pozostawiał wiele do życzenia. Oglądając narciarstwo alpejskie miało się wrażenie, że ekipa nie ma styczności z tą dyscypliną na przestrzeni całego sezonu i komentuje ją tylko przy okazji Igrzysk. Zawiódł trochę biathlon, bo bez Tomasza Jarońskiego pan Krzysztof Wyrzykowski nie mógł krzyknąć swojego słynnego "rach ciach ciach!" (pan Tomasz zabronił, ale też specjalnych okazji do okrzyku nie było) oraz nie zgrał się z Piotrem Sobczyńskim (zazwyczaj TJ ogarnia wyniki na bieżąco, a KW czyni dygresje, w Sochi natomiast mieliśmy dwóch lubiących gawędzić bez przejmowania się wynikami). Nie zabrakło również "złotych cytatów", które zapamiętamy po łyżwiarstwie szybkim. Piotr Dębowski, cały rozemocjonowany, wykrzykiwał takie piękności: "Polacy jadą teraz wolniej, ale szybciej" albo "Biegną po ten medal zostawiając na lodzie piękną biało- czerwoną smugę". Przynajmniej można było się pośmiać. Do śmiechu nie było natomiast wtedy, gdy TVP zmieniała dyscyplinę sportu nadawaną na antenie. Zazwyczaj robiła to w najmniej odpowiednim momencie, a już szczytem wszystkiego było wyłączenie ostatniego strzelania ostatniej zmiany w biathlonowej sztafecie, aby pokazać dekorację drużyny polskich panczenistów. Wiem, że to medal dla nas i mogę sobie oglądać transmisję w internecie, ale żeby wyłączać w trakcie najważniejszych rozstrzygnięć, podczas gdy dekorację można by było pokazać z odtworzenia po zawodach? Tak się nie robi...
  • Największe odkrycie: reprezentacja Czech w biathlonie pokazała, jaki rozwój poczyniła na przestrzeni kilku sezonów. Na tych Igrzyskach zdobyła aż 5 medali. Ondrej Moravec przyznał, że o tak udanym występie na tej imprezie kadra czeska nawet nie śniła. Rzeczywistość okazała się dużo lepsza od oczekiwań. Wyrasta nam nowa potęga biathlonowa? 
  • Największa wpadka: pierwsze strzelanie Krystyny Pałki w sztafecie kobiet było katastrofalne. Cztery karne rundy, przy ośmiu wykorzystanych nabojach to prawdziwa tragedia, z której nie da się wyjść na jakiekolwiek dobre miejsce. Nasz zespół ukończył ten bieg na 10. pozycji mimo dalszej zadowalającej postawy reszty zawodniczek. Różne teorie starają się wytłumaczyć takie zachowanie na strzelnicy doświadczonej zawodniczki. Podobno przyrządy celownicze zostały mocno przestawione po przestrzeliwaniu broni i ktoś musiał zrobić to celowo. Niedobrze się dzieje w kadrze, skoro taka wersja jest brana pod uwagę. Być może coś wyjaśni się po Igrzyskach. W dodatku ostatnie ekscesy z Pauliną Bobak i jej skargami na sztab trenerski nie służą atmosferze. Natomiast patrząc na same wyniki, to źle nie jest. Najwyższe miejsce 5. Moniki Hojnisz to wyrównanie najlepszego wyniku polskiej biathlonistki na IO i daje bardzo dobre spojrzenie na przyszłość tej zawodniczki. Trochę tylko zawiodła gorsza dyspozycja biegowa Krystyny Pałki i Magdaleny Gwizdoń, bo w przypadku tej pierwszej bezbłędny wynik na strzelnicy w biegu indywidualnym na 15 km powinien zapewnić miejsce w pierwszej piątce, a tymczasem starczył jedynie na 10. pozycję.
To wszystko, co udało się nazwać "naj-". Oczywiście nie z samych "naj-" składały się te Igrzyska i właśnie to stanowi o wielkości tego wydarzenia. Dla każdego sportowca Olimpiada jest czymś szczególnym i było to widać po poziomie zmagań oraz po emocjach wypisanych na twarzach medalistów. Natomiast dla każdego kibica przyniosła ona to, co jest najważniejsze, czyli dawkę prawdziwego, trzymającego w napięciu sportu. Klasyfikację medalową wygrała Rosja, z liczbą 13 złotych medali, 11 srebrnych i 9 brązowych. Za gospodarzami uplasowała się Norwegia i Kanada. Polska zaliczyła swój najlepszy występ w historii, zdobywając 4 złote medale oraz po jednym srebrnym i brązowym. Odchodząc od wszelkich prób upolityczniania tego wydarzenia, stwierdzam, że Igrzyska Olimpijskie w Sochi były po prostu ładne i udane. Oczywiście szkoda, że się kończą, ale przed nami jeszcze kilka zawodów Pucharu Świata. Teraz można udać się na krótki odpoczynek.

P.S.: Pamiętacie może, że kiedyś pięćdziesiątka rozgrywana była metodą startu indywidualnego z przerwami między zawodnikami? Tę formułę zmieniono po 2008 roku, zaś ostatnimi zawodami rozegranymi w ten sposób był bieg na 50 km stylem dowolnym w Oslo. Wygrał Anders Soedergren, przed Lukasem Bauerem i Remo Fischerem. Co ciekawe, biegło wówczas dwóch biathlonistów- Frode Andresen (zajął 8. miejsce) oraz Lars Berger (35. miejsce).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz