Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Źle się dzieje

Co prawda mówiłem, że po złocie Ole Einara Bjoerndalena te Igrzyska na pewno uznam za udane. I rzeczywiście z tym trudno się nie zgodzić, ale jednocześnie nie mogę przejść obojętnie obok pewnych szans na medale, które okazały się wielką porażką. Narzekać nie mam zamiaru, tak samo jak oceniać, co poszło nie tak. Na to przyjdzie czas, gdy już zakończą się wszystkie konkurencje i będzie można rozmawiać o klasyfikacji medalowej. Obecnie Norwegia figuruje w niej z dorobkiem 5 złotych medali, 3 srebrnych i 6 brązowych. Wcale nie jest więc źle. Zwróćmy jednak uwagę na sytuację wielkich postaci, które miały odegrać w Sochi znaczącą rolę, zdobyć wiele medali, a póki co pozostają z niczym. Co więcej, ciężko uwierzyć, że to się zmieni. Mam tu na myśli Aksela Lunda Svindala, Pettera Northuga i Emila Hegle Svendsena. Wszyscy trzej panowie nie zdobyli na tych Igrzyskach żadnego indywidualnego miejsca na podium.

To, co dzieje się w biegach narciarskich z reprezentacją Norwegii jest co najmniej zastanawiające. Igrzyska zaczęły się dobrze, bo widzieliśmy przecież medale Bjoergen, Johaug i Sundby'ego w biegach łączonych. Później nie zawiedli sprinterzy, ale też faktem jest, że sprint wymaga innych predyspozycji i przygotowania. Tak więc Ola Vigen Hattestad, Maiken Caspersen Falla i Ingvild Flugstad Oestberg są rozliczeni ze swoich indywidualnych występów. Okazało się jednak, że nie był to początek wysypu medali, jakiego można było się spodziewać. Zwłaszcza postawa Pettera Northuga, który w obu wcześniejszych biegach zwyczajnie nie wytrzymywał ostatnich metrów, była dziwna. Z każdym dniem temperatura w Krasnej Polanie wzrastała, śnieg robił się coraz gorszy. I przyszedł czas na te dwa pamiętne biegi stylem klasycznym- 10 km i 15 km. W pierwszym przypadku honor drużyny obroniła Therese Johaug, zdobywając brązowy medal. Kolejny dzień był już pewnego rodzaju porażką. Northug nie został w ogóle wystawiony do startu, zaś pobiegli: Golberg, Jespersen, Roenning i Sundby. Najlepszy z nich- Jespersen, stracił do zwycięskiego Dario Cologni ponad minutę. Biegi sztafetowe miały być już popisem idealnie zgranych zespołów i przynieść dwa złote medale. Tymczasem w rywalizacji kobiet zaczęło się od dużej straty Heidi Weng. Później nieudana próba nadrobienia czasu przez Therese Johaug, aż wreszcie słabo biegnąca Astrid Uhrenholdt Jacobsen i sensacyjnie przegrywająca Marit Bjoergen na ostatniej zmianie z Francuzką Coraline Hugue. W rezultacie dopiero 5. miejsce. Takie wyniki już dawały do myślenia, ale wciąż nie można było nie wierzyć w dobrą postawę męskiego zespołu. Ta wiara okazała się być zgubną, bo już na pierwszej zmianie Eldar Roenning, zwykle pewny punkt sztafety, stracił kilka ładnych sekund do prowadzącego Szweda Larsa Nelsona. Zupełnie nie poradził sobie Chris Andre Jespersen, przybiegając po swojej zmianie z minutą (!) straty. Martin Johnsrud Sundby próbował to odrobić, ale najwidoczniej przeszarżował i na ostatniej pętli widzieliśmy jego biegnące zwłoki. Na ostatniej zmianie był Petter Northug, który miał okazać się cudotwórcą, odrobić cały stracony czas i wskoczyć choćby na 3. lokatę. Tak się jednak nie stało, a raczej powtórzyła się sytuacja Martina Johnsruda, czyli na kilometr przed metą nastąpiło przysłowiowe "odcięcie prądu". Dużo mówi się o przyczynach takiego stanu rzeczy. Są teorie o złym smarowaniu w tych trudnych warunkach, ale bardziej prawdopodobne wydaje się to, że Norwegowie po prostu nie trafili z formą na właściwą imprezę. Być może start w Tour de Ski, tak bardzo dla nich udanym, okazał się samobójstwem? Tego dowiemy się po wszystkim. I teraz jak w tej sytuacji oceniać szansę przed bardzo ważnymi biegami, jakimi są 30 km i 50 km stylem dowolnym? W przypadku panów nie widzę już szansy medalowej, przy tak mocnej konkurencji ze strony Dario Cologni i Szwedów. Do tego wszystkiego możemy dołożyć jeszcze Duerra oraz Legkova. Wśród kobiet ten medal może się pojawić, ale to tylko dlatego, że nie ma innych zawodniczek w stawce, które by mogły powalczyć na tak trudnym dystansie. Podium należy upatrywać w konfiguracji: złoto dla Kalli a później walka o srebro i brąz pomiędzy trójką Bjoergen/Kowalczyk/Johaug.

Problemy kadry biegowej są podobne do tych obserwowanych wśród biathlonistów. Jedynie Ole Einar Bjoerndalen wypełnił normę złota dla Norwegii, ale pamiętajmy o jednym. Król biathlonu przygotowywał się do Igrzysk według własnego przepisu, poza kadrą. Jego czasy biegowe, uzyskiwane dotychczas w Sochi były znacznie lepsze od kolegów z reprezentacji. I w ten sposób można poddać wątpliwości teorię o złym smarowaniu nart. Problemy z nartami zgłaszał tylko Tarjei Boe w biegu pościgowym. Natomiast Emil Hegle Svendsen, który miał zdominować całą imprezę, podobnie, jak zrobił to rok temu w Novym Mescie, pozostaje bez medalu. Widać pewną słabość u Emila, zwłaszcza na trasie. Sam tego nie potrafił wytłumaczyć, kiedy po nieudanym biegu indywidualnym udzielał wywiadu norweskiej telewizji. Przy jednej karnej minucie zajął dopiero 7. miejsce, podczas gdy Fourcade zdobył złoty medal z takim samym dorobkiem na strzelnicy. Czyżby to psychika EHS odgrywała znaczącą rolę? Być może, choć takie problemy objawiają się zwykle dużą liczbą pudeł, nie zaś wolniejszym bieganiem. Patrząc jednak na postawę braci Boe, którzy też mieli o cokolwiek powalczyć, można coraz bardziej przychylić się ku tezie, że w okresie przygotowawczym trener Espen Andersen Nordby zrobił jakiś błąd. Na cały sztab trenerski już teraz padła fala krytyki, ja jednak poczekam z oceną na zakończenie IO. Przed nami w końcu jeszcze przełożony bieg masowy mężczyzn, ta sama konkurencja u kobiet i sztafety, co daje zarówno Svendsenowi, jak i reszcie kadry na lepsze występy.
Tarjei Boe to jeden z największych przegranych tych Igrzysk. Nawet nie zakwalifikował się do biegu ze startu wspólnego, w którym jest aktualnym mistrzem świata.

Dla Aksela Lunda Svindala wszystkie szanse na medal już odleciały. W zjeździe otarł się o podium, w supergigancie był 7., zaś superkombinację ukończył na 8. miejscu. Na pewno liczył na więcej i nie trafił z optymalną formą na Igrzyska. Być może też trasa w Sochi nie była jego ulubioną, choć wcale nie musiała być, aby mógł na niej zwyciężyć. W narciarstwie alpejskim doszło podczas Igrzysk do wielu niespodzianek. Jedną z nich jest taki a nie inny wynik dla Aksela i związane z tym rozczarowanie. Pozostały nam już tylko konkurencje techniczne, stąd nie ma szans na jego poprawę. Nie oznacza to jednak, że Norwegia wyjedzie z pustymi rękoma w tej dyscyplinie. Kjetil Jansrud spisał się świetnie, zdobywając dotychczas brązowy medal w zjeździe i złoto w Super G, w superkombinacji otarł się o podium, a i w slalomie gigancie wcale nie jest bez szans przy takiej dyspozycji. Pamiętajmy jeszcze o odkryciu tego sezonu- Henriku Kristoffersenie, który będzie się liczył w slalomie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz