Północny Punkt Widzenia

Biathlon, studia i życie w Norwegii według Człowieka Północy...

Przegrywamy mentalnością

Patrzę tak sobie na te Igrzyska i oczom nie wierzę, jak udane są one dla Czechów w biathlonie. Na przestrzeni dotychczas rozegranych biegów zdobyli oni 5 medali i wszystkie były historycznymi wyczynami reprezentantów tego kraju. Ondrej Moravec, Jaroslav Soukup i Gabriela Soukalova to biathloniści, którzy jeszcze dwa lata temu nie byli zaliczani nawet do szerokiej czołówki Pucharu Świata. I pomyśleć, że dziś są oni pierwszoplanowymi postaciami tak wielkiej imprezy, jaką są Igrzyska Olimpijskie w Sochi.

Czesi nie mają jakiejś specjalnej tradycji biathlonowej. Stanowili zwykle drugie skrzypce rywalizacji. Był co prawda mistrz świata w biegu indywidualnym z 2005 roku- Roman Dostal, ale jego sukces stanowił dość dużą niespodziankę. Doświadczony Zdenek Vitek najlepsze lata ma już za sobą i szykuje się już raczej na sportową emeryturę. Za to Michal Slesingr, wicemistrz świata w sprincie i biegu indywidualnym z 2007 roku z Anterselvy, znany jest również obecnie ze swoich dobrych rezultatów. To właśnie po nim można by było się spodziewać, że zostanie liderem czeskiej reprezentacji na Igrzyskach. W tym sezonie jednak borykał się z rozmaitymi problemami zdrowotnymi, co nie pozwoliło mu przygotować dobrej formy. Wracając jednak do naszych dzisiejszych bohaterów- Moravca, Soukupa i Soukalovej, można się więc zastanawiać, skąd wzięli się tacy dobrzy biathloniści w tym kraju. Bo przecież musiało stać się coś, co spowodowało wykształcenie ze zwyczajnych, aczkolwiek utalentowanych zawodników, poważnych kandydatów do zwycięstw. I tym czymś były Mistrzostwa Świata w Novym Mescie.

Zdenek Vitek na mecie biegu pościgowego w Novym Mescie w 2012 roku. Zawody Pucharu Świata były dla Czechów prawdziwym świętem.

Już samo wybudowanie obiektu Vysocina Arena było krokiem ku profesjonalnemu przygotowaniu biathlonistów. Wystarczy spojrzeć na tamtejsze zaplecze, dostępne młodym adeptom. Trasy mają bardzo dobry profil i stopień trudności, jak również strzelnica jest nowoczesna. Nie można zapominać o innych rzeczach niezbędnych przy organizowaniu wielkich imprez, a zatem o trybunach i hotelach. Właśnie w takich warunkach przyszło przygotowywać się naszej trójce do MŚ rozgrywanych w ich ojczyźnie. To wszystko musiało kosztować, ale przełożyło się na dwa wielkie sukcesy. Po pierwsze organizacyjny, widoczny rok temu podczas rozgrywek medalowych. A po drugie sportowy, bo już wtedy Czesi zaglądali na podium, zdobywając brązowy medal w sztafecie mieszanej. Dziś natomiast zdobyli olimpijskie srebro w tej specjalności, która została rozegrana na IO po raz pierwszy.

Trójka Czechów na mecie biegu pościgowego w NM: Ondrej Moravec (29), Jaroslav Soukup (23) i Michal Slesingr (17).

W tym samym czasie, kiedy Czesi budowali Nove Mesto i korzystali z niego, jak tylko mogli, my patrzyliśmy w niebo, oczekując na pojawienie się następcy Tomasza Sikory. Jak wiemy, taki ktoś się nie pojawił i dziś osiągamy takie rezultaty w męskim biathlonie, do jakich przyzwyczaili nas Łukasz Szczurek i Krzysztof Pływaczyk. Tym samym przegraliśmy z naszymi sąsiadami już na starcie. Przegraliśmy mentalnością. Widocznie tak już u nas jest, że najpierw chcemy wyników, aby znalazły się pieniądze na rozwój sportu. Męskiej reprezentacji tego rozwoju zabrakło. Choć bardziej chyba zabrakło zewnętrznego wkładu finansowego w tę dyscyplinę sportu. Starczyło tylko dla kobiet, bo od zawsze ich wyniki były w miarę dobre. To samo dotyczy biegów narciarskich. Nikt od samego patrzenia na Justynę Kowalczyk nie zacznie biegać tak, jak ona. Wszędzie potrzebne są pieniądze i nie zawsze dysponuje nimi państwo, choć powinno.

W takiej sytuacji potrzebne są pewne kroki, aby poprawić sytuację. Sama Jamrozowa Polana, będąca jedynym centrum polskiego biathlonu na miarę XXI wieku, nie wystarczy. Powinny zostać poczynione inwestycje, aby nie dopuścić do takiej sytuacji, jak ze Zbigniewem Bródką- złotym panczenistą z kraju bez krytego toru. Trzeba dać szansę takim inicjatywom, które wpłyną na zmianę tej naszej mentalności. Ostatnio był poruszany temat otwarcia płatnych tras biegowych na Dolnym Śląsku. Trzeba dodać, że byłby to cały kompleks z oświetleniem, szatniami i sztucznym naśnieżaniem, stworzony przez prywatnego inwestora. Taki pomysł jest jak najbardziej godny podziwu, bo stwarza nową możliwość rozwoju narciarstwa biegowego na najwyższym poziomie. I nie ma powodu do narzekania, że korzystanie z tras będzie płatne, bo przecież utrzymanie takiego obiektu kosztuje, tym bardziej że nie finansuje tego państwo a osoba prywatna. W wielu krajach istnieją takie rozwiązania i funkcjonują bardzo dobrze.

Inną kwestią jest szkolenie młodzieży. Potrzebne są nakłady finansowe, aby młodzi zawodnicy dysponowali odpowiednim sprzętem treningowym. Dlatego tutaj niekiedy z pomocą przychodzą sławni sportowcy. Emil Hegle Svendsen, po zdobyciu kryształowej kuli, od razu przybył do rodzinnego Trondheim i ufundował młodzieży ze swojego macierzystego klubu armatki do naśnieżania tras. Ponadto ta sama młodzież trenuje na nartach używanych przez zawodników Pucharu Świata. To wszystko później procentuje. Ale nie trzeba aż w Norwegii szukać oznak filantropii. Michał Kwiatkowski, nasz świetny kolarz z grupy Omega Pharma- Quick- Step, założył Akademię Copernicus- szkołę kolarską dla młodych ludzi. Sam jest jeszcze świeżym nazwiskiem w peletonie, ale już przyciąga sponsorów, co zaś zaowocowało specjalistycznym sprzętem dla uczniów akademii. To postawa godna podziwu. Natomiast nie słyszałem o jakichkolwiek planach otworzenia specjalnej szkoły narciarstwa biegowego z inicjatywy Justyny Kowalczyk. Szkoda, bo byłaby to szansa, aby po zakończeniu jej kariery, Polska nie wróciła na "swoje miejsce" w Pucharze Świata. Tym bardziej, że nazwisko Kowalczyk ma już wystarczającą renomę, aby przyciągnąć poważnych sponsorów. Znalazłyby się więc pieniądze na sprzęt, odpowiedni obiekt, a później młode talenty i pierwsze sukcesy. Podobny pomysł miała firma One Way, tworząc OW Pro Team w Finlandii, czyli klub dla młodych narciarzy biegowych. I przypuszczam, że takich przykładów inwestycji w przyszłość jest więcej. Szkoda tylko, że jeszcze nie dotyczy to polskiego biathlonu i narciarstwa biegowego. Jeżeli zaś chodzi o Czechów, to myślę, że najlepsze będzie tu dzisiejsze stwierdzenie Krzysztofa Wyrzykowskiego: "Dawniej nawet nie oglądaliśmy się na Czechów". Od siebie jeszcze dodam, że przez to nawet nie zdążyliśmy zobaczyć, jak szybko nas wyprzedzili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz